6. School for girls

297 17 0
                                    

Minęły dwa dni odkąd Caledon wyjechał, dwa dni nie odezwał się słowem, a obiecywał, że będzie dzwonić codziennie.
Nie przejmuję się tym.
Jechałam ulicami Nowego Yorku w poniedziałek o siódmej czterdzieści, aby zdążyć do szkoły. Cóż, tego dnia powinnam być pierwszy raz po wypadku.
Myśleliście, że nie mam żadnych obowiązków? Chcielibyście.
Mama posłała mnie do damskiej szkoły dla baletnic, ponieważ gdy byłam młodsza, trenowałam około czterdziestu godzin tygodniowo.
Swoją drogą, zadzwoniłam wczoraj wieczorem do Jacka i zaproponowałam spotkanie.

Wklepałam numer, który widniał w mojej ręce i czekałam na połączenie. Chciałam zrobić na złość Caledon'owi i spotkać się z innym mężczyzną. Wiedziałam, że to było dziecinne, ale potrzebowałam mu dopiec za to, że nie zadzwonił do mnie w ciągu dwóch dni.
Po dwóch sygnałach odezwał się głos w słuchawce.
- Halo? - zapytałam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Słucham? - usłyszałam zachrypnięty głos po drugiej stronie.
- Obudziłam Cię? - spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą trzecią.
- Nie, nie, hm. Ja tylko... - przerwał na moment. - Tak, obudziłaś mnie. Coś się stało?
- Nic się nie stało, p-pomyślałam, że może - urwałam, nie wiedząc jak dokończyć to zdanie.
- Może? - dopytał się.
- Chciałbyś się jutro ze mną spotkać?
- Chciałbym. - powiedział, na co automatycznie pojawił się uśmiech na mojej twarzy. - O której?
- O piętnastej kończę lekcje. - odpowiedziałam.
- Pracuję wtedy, ale możesz wybrać się ze mną. - usłyszałam. - Zaproponowałbym, że po Ciebie przyjadę, ale nie mam samochodu. - zaśmiał się.
- Gdzie mam być?
- Przyjedź na Fifth Avenue, zazwyczaj tam rysuję.

Wkładałam książki do szafki, przytrzymując kolanem torbę, aby mi nie spadła. Do ręki wzięłam podręcznik od biologii i udałam się pod klasę w momencie, gdy zadzwonił dzwonek.
Stresowałam się bardziej, niż myślałam, że będę.
     - Kochane, to Wasza nowa koleżanka, Rose. - powiedziała nauczycielka. - Usiądź na wolnym miejscu. - poinformowała mnie, sepleniąc. Ledwo dało się zrozumieć to, co mówiła.
Uśmiechnęłam się i skierowałam się do wcześniej wspomnianego, wolnego miejsca, na którym usiadłam.
     - Jestem Kate - powiedziała dziewczyna, podając mi rękę, którą złapałam.
     - Rose. - odpowiedziałam.
     - Nie martw się, że nic nie zrozumiesz z jej gadania. Ma skrzywioną szczękę i pluje przy każdym wypowiadanym ,,S". - Zrobiłam żartobliwie zdegustowaną minę, a Kate parsknęła śmiechem. Nauczycielka zaczęła mówić o naczyniach włosowatych. - Jaki sport wybrałaś?
     - Balet. A ty?
     - Ja tak samo. - powiedziała. - Zostaniemy koleżankami.
Uśmiechnęłam się na samą myśl, że nie jestem tu sama.
Może jednak nie będzie tak źle?

Jack's POV
Około godziny czternastej szedłem w kierunku Fifth Avenue z teczką pod pachą. Podziwiałem, jak każdego dnia, nowojorskie ulice. Pogoda dopisywała każdemu - świeciło słońce, a niebo było bezchmurne. Bez wahania przepychałem się między ludźmi, aby dostać się do kolejnych pasów, aż wpadłem na blondynkę o dużych, niebieskich oczach. Stanąłem przed nią, aby dobrze się jej przypatrzeć - miała na sobie długą suknię z koronki i stare rysy twarzy. Wyglądała na czterdzieści lat.
Cholera, ona tyle miała.
Znałem tę twarz, jakbym widział ją każdego dnia i nigdy nie zapomniał jak wygląda każdy centymetr jej skóry. Staliśmy w szoku i żadne z nas nie chciało się odezwać. Ludzie mijali nas, a my nie ruszyliśmy się z miejsca nawet na milimetr. Nie mogłem się mylić, co do tego kim jest.
     - Mamo?
  

Titanic: destinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz