7. Ireland

276 18 1
                                    

- Jack, synku. - usłyszałem dojrzały, kobiecy głos. - J-ja nie wiem co mam powiedzieć. - zaczęła. - Tak bardzo tęskniłam.
- Przepraszam mamo, j-ja tamtego dnia nie...
- Nie przepraszam, Jack. Każdy popełnia błędy - uświadomiła mnie. - Nie rozmawiajmy o tym.
- Przejdziemy się? - zapytałem, na co przytaknęła głową. - Znam przytulny park niedaleko.
- Gdzie byłeś tyle czasu, synu? Co się z tobą działo? Dlaczego nie jesteś w Irlandii?
- Gdybyś tylko wiedziała. - westchnąłem.
- Opowiedz mi. - rozkazała - Dużo straciliśmy.
- Po tym, wiesz, gdy wyrzuciłaś mnie z domu nie miałem gdzie się podziać. - przerwałem, aby zobaczyć, czy mnie słucha. - Poszedłem do Fabriza, on zawsze mi pomagał w trudnych momentach. Żyliśmy tak razem, wspierając siebie nawzajem, raz tu, raz tam. Przestałem to robić, jeśli się zastanawiasz. - spojrzałem na jej twarz, która wydawała się niewzruszona. - Podróżowałem dużo, moim ulubionym miejscem na ziemi jest Paryż, mamo. Musisz zobaczyć te miasto. - powtarzałem. - Ale momentem przełomowym mojego życia był jedenasty kwietnia tego roku. Graliśmy w pokera w jednym z irlandzkich barów z kolesiami, którzy nie mieli pojęcia o kartach. Postawiłem wszystko, nawet zegarek, który dostałem od Was na dwunaste urodziny. - spojrzałem na nią i usłyszałem, jak głośno wdycha powietrze ze zdenerwowania. Nienawidziła, gdy grałem w pokera. - Wygraliśmy, rozumiesz? - zapytałem. - oni położyli na stół dwa bilety na Titanica. - widziałem jej przerażenie w oczach, ale nie dawała po sobie tego poznać - W nocy z czternastego na piętnastego zatonął. Pływałem w zimnym Pacyfiku, ale nie mogłem się poddać, myślałem o Tobie w tamtym momencie, mamo. - przypomniałem. - Nie chciałem, abyś straciła drugie dziecko, pomimo że już mnie nie chciałaś.
- To nie tak, Jack. - upomniała mnie. - Byłeś nieznośny, żadna matka nie mogłaby patrzeć na syna w takim stanie. Musiałam to zrobić.
- W porządku, mamo. To było sześć lat temu.
Weszliśmy do parku, siadając na jednej z ławek i kontynuowaliśmy rozmowę.
- Nie jest w porządku. Wszystko mogło potoczyć się inaczej, mogliśmy być jedną, wielką, szczęśliwą rodziną.
- Nie żałuję niczego. Opowiedz mi, jak wyglądało twoje życie? Jesteście tu razem z tatą? - zapytałem, mając nadzieję na zobaczenie go ponownie.
- Krótko po twojej wyprowadzce, jeżeli mogę tak to nazwać, wzięliśmy z ojcem rozwód. Chciałam zapomnieć, więc wyjechałam tu. - pokazała rękoma miasto. - Mogę dać Ci numer telefonu do taty. Mieszka w Irlandii.
- Poproszę. - powiedziałem, choć zdawałem sobie sprawę, że nie zadzwonię. Mama nabazgrała długopisem kilka cyferek na małej karteczce w notesie, następnie wyrwała i podała mi ją. - Pierwszy numer jest do taty, a drugi do mnie.
Włożyłem do kieszeni i podziękowałem za gest.
- Masz zamiar wrócić do Irlandii?
- Nie sądzę. - odpowiedziałem. - A nawet jeśli, to na kilka dni.
- Masz mieszkanie? - zapytała.
- Jakieś tam mam, ale szału nie robi.
- Możesz wprowadzić się do mnie. Jest mnóstwo miejsca, przyda nam się towarzystwo.
- Wam? - dopytałem się, nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi.
- Oh, mnie i mojemu nowemu mężowi. - odpowiedziała.
- Masz męża? - zapytałem lekko zdziwiony. - Wpadnij do nas na niedzielny obiad. Zabierz ze sobą dziewczynę, jeśli masz, a jestem pewna, że jakaś jest. W końcu wydoroślałeś i wyładniałeś - powiedziała, tarmosząc mój policzek
Cholera, Rose.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę siedemnastą.
- Mamo, muszę iść. - powiedziałem. - Zadzwonię i podasz mi adres, dobrze?
Przytaknęła głową, po czym pocałowałem ją szybko w policzek i pobiegłem w stronę Fifth Avenue. Chciałem jak najszybciej być na miejscu, chociaż wątpiłem, że jeszcze tam będzie.
Przekreśliłeś swoje jakiekolwiek szanse u tej dziewczyny.
Po piętnastu minutach dotarłem na miejsce, ale jej już tam nie było. Oparłem się o ścianę jakiegoś budynku i zdyszany, próbowałem złapać powietrze.

Titanic: destinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz