"Tytanic" wersja górska

348 36 19
                                    

... lub też "przejażdżka na dazaiu"

   — Nie kul się tak, Chuuya — parsknął Dazai, widząc, jak jego przyjaciel pochyla ramiona i idzie mocno zgarbiony, starając jakkolwiek osłonić od zaskakująco zimnego wiatru nagą szyję.

   — Ciekawe, jak ty byś wyglądał bez bluzy — warknął Chuuya, z niejaką zazdrością zerkając na wyższego chłopaka. Dazai, jako osoba zaskakująco przezorna, zawsze miała w plecaku choć jedną cienką bluzę na wypadek właśnie takiej pogody. — Skąd miałem wiedzieć, że będzie tak wiało, ha?

   — In-ter-net — odpowiedział mu Osamu, machając swoim telefonem w czarnym etui przed jego twarzą. Odtrącił jego rękę akurat wtedy, gdy zerwał się silniejszy wiatr. Zagryzł wargę i z niezadowoleniem zrobił krok w bok, aby iść tuż za Dazaiem.

   — Ejeje, co ty wyprawiasz? — spytał ten zaskoczony, patrząc na niego przez ramię. — Nie czuję się bezpiecznie, jak tak za mną idziesz — przyznał z rozbawieniem, zaczynając iść tyłem. Ich grupa dość rozeszła się po drodze, nie do końca pilnowana przez nauczycieli, więc nie powinien na nikogo przypadkiem wpaść.

   Chuuya prychnął, wywracając oczami na jego słowa. Dla postronnych osób brzmiały one raczej jak żart, ale tylko Dazai wiedział, jak niebezpieczny potrafi być.

   Tak samo jak tylko on wiedział o nieludzkiej przebiegłości, jaką cechował się jego partner.

   — Nie wymyślaj — odparł, wywracając oczami. — I idź tak, przynajmniej osłaniasz mnie trochę od tego wiatru.

   — Że co? Nie będę cię ochraniał, co ty sobie myślisz? — burknął, a potem odszedł bardziej na prawo, aby nie iść przed Chuuyą. Ten podążył jednak za nim i przez kolejne minuty próbowali się tak złapać, obserwowani przez resztę klasy z politowaniem.

   W końcu, jak trzecioklasiści – w liceum – mogli zachowywać się jak trzecioklasiści z podstawówki?

   — Mam dość — warknął w końcu Chuuya. Podczas tego biegania za Dazaiem rozgrzał się i było mu wręcz za ciepło, ale zimny wiatr bezlitoście owiewał jego szyję. Zakaszlał. Obym się tylko nie rozchorował, pomyślał i skrzywił się, na chwilę przymykając oczy. Nie zauważył przez to dużego, owalnego kamienia i gdy zrobił kolejny krok, jego noga trafiła prosto na niego.

   Gwałtownie otworzył oczy, ale czując, jak ugina się pod nim noga, wiedział, że nie uniknie upadku.

   — Uważaj — ktoś nagle parsknął koło jego ucha, a Chuuya zdał sobie sprawę, że został na czas schwytany pod ramiona. Zaczerwienił się ze wstydu. Cholera, praktycznie zawodowemu zabójcy nie wypadało być tak ratowanym.

   Zdając sobie sprawę, że dalej wisi na Dazaiu i że są mijani przez innych z chichotem, czym prędzej stanął prosto. Gdy jednak postawił na ziemi lewą nogę, ból przeszył jego kostkę i czym prędzej ją podniósł.

   — Rozwaliłeś sobie nogę? — spytał Dazai, nie kryjąc swojego rozbawienia.

   — Nie. Po prostu boli, bo chyba ją wykrzywiłem. Nie jestem taką łamagą jak ty, idioto, aby skręcić sobie kostkę skacząc z jednego schodka!

   — Czepiasz się. — Wywrócił oczami i w końcu puścił Chuuyę, który zaraz dobrowolnie uczepił jego ramienia. Osamu zaśmiał się i pogłaskał go po włosach.

   — Nie możesz się wlec. Wezmę cię na barana — zapowiedział, a Nakahara, choć wielce z tego niezadowolony (wnioskując po naburmuszonej minie), musiał się zgodzić. Dlatego zmarszczył brwi, gdy nagle Dazai rozpiął swoją bluzę i zdjął ją, by następnie rzucić mu ją na głowę.

o n e s h o t s || Bungou Stray Dogs || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz