Elena
Wczorajszy dzień zleciał nam o niczym, bo upały nie pozwalają nigdzie wychodzić. Przesiedzieliśmy cały na tarasie Damona i dzisiaj, choć jest sobota i jesteśmy umówieni na obiad o piętnastej u Gianny, którym się nieco stresuję, to do piętnastej znów na pewno przeleżymy na hamaku.
Nie wiem, kiedy to się stało, że zaczęłam wstawać wcześniej, bo oto jest godzina dziewiąta, a ja siedzę na balkonie i piję już kawę.
Biorę telefon i choć wiem, że w domu jest północ, wybieram numer mamy.
Zgłasza się po jednym sygnale.
— Halo, kochanie! — wita mnie radosnym głosem, jakby było u nich południe.
Oboje z Tonym nie chodzą wcześnie spać. To raczej typ nocnych marków.
— No cześć, nie dzwoniłam całe wieki, co tam u was słychać? — pytam rzeczowo.
W oddali słyszę Tony'ego.
— Elenka! Buziaki od Tony'ego! — woła do mnie, a mama się śmieje.
— Tony cię pozdrawia i przesyła buziaki — mówi i wciąż się śmieje się do słuchawki.
Słysząc ich oboje, czuję, jak bardzo za nimi tęsknię. Nie widziałam ich już blisko trzy tygodnie.
— Podziękuj i powiedz, że też go pozdrawiam i wysyłam buziaki — mówię z uśmiechem.
Mama powtarza Tony'emu moje pozdrowienia, a ja w głowie widzę ich uśmiechnięte twarze. Przydługawe włosy Tonny'ego, jego okulary w cienkich, złotych oprawkach na nosie i roześmiane oczy mamy. Jej krótkie do ramion włosy i dobroduszne spojrzenie.
— Ty się lepiej od razu przyznaj, co to za chłopaczysko, z którym się prowadzasz? — drwi mama.
— Że co? Jakie chłopaczysko? — pytam speszona i śmieję się krótko.
— Grayson dzwonił i opowiadał, więc się nie wymiguj — mówi sugestywnie.
W głowie znów widzę jej podejrzliwą minę i śmiejące się oczy.
— Tata do ciebie dzwonił? — pytam zaskoczona.
— Często to robi, jak widać, musi za ciebie, bo o Bożym świecie zapomniałaś. Czy to przez tego chłopaka? — drąży temat.
Mama zawsze była dość otwarta w te tematy. Nigdy nie musiałam się przed nią krępować. To ona pierwsza wiedziała, kiedy pierwszy raz Matt mnie pocałował.
— Oj mamo, no co, fajny jest po prostu...
— A przystojny? Bo Grayson to wiesz, powiedział: no chłopak, jak chłopak — wzdycha z irytacją. — Z faceta to nigdy szczegółów nie wyciągniesz, a ja jestem niesamowicie ciekawa — prawie piszczy do słuchawki.
— Przystojny — potwierdzam.
— A szarmancki? — strzela kolejnym pytaniem.
— Tak, nawet bardzo — przytakuję.
— Mam nadzieję, że cię nie zwodzi? — pyta groźnie, jakby miała mu sprawić za to lanie.
— Nie — parskam śmiechem. — To chyba ja go bardziej zwodzę...
— Eleno, Mirando Gilbert, myślałam, że cię lepiej wychowałam! — żartuje niczym babcia Kristina, jej matka.
Babcia zawsze mówiłam do wszystkich z dwóch imion, a my z czasem, gdy chcieliśmy ją poprzedrzeźniać, robiliśmy to samo.
Wybucham śmiechem.
— Oj mamo, tak tylko żartuję.
— Czyli co? Szczery? Odważny? Zdecydowany? — dopytuje.
— Tak, nawet bardzo i chyba mnie to trochę przeraża — kpię z Damona.
— Czyli jesteście blisko — mruczy podstępnie do słuchawki. — Pamiętaj o prezerwatywach. — wypala, a ja przecież wiedziałam, że to w końcu nastąpi.
Mama nigdy nie przebierała w słowach i zawsze mówiła o pewnych rzeczach otwarcie i choć zawsze mnie to zawstydzało, to koleżanki mi tego zazdrościły.
— Zaraz się rozłączę! — grozę i śmieję się zawstydzona.
— Oj, przestań, przecież wiem, że z Mattem nie patrzeliście sobie tylko w oczy — deklaruje, jakby to było pójście do sklepu po bułki.
— Mamo! — upominam ją zszokowana.
— Dobrze już nie będę. — obiecuje. — Przypomnij mi, jak to on ma na imię? — pyta.
— Damon — mówię od razu.
— To dziwnie, bo to nie włoskie imię. Wiesz, dlaczego tak się nazywa? — dopytuje.
— Nie, nie pytałam, ale może to kaprys rodziców? — puszczam pytanie w eter. — Jego brat ma na imię Stefano — wyjaśniam.
— Hmm to może faktycznie kaprys — przytakuje mama. — Ale opowiedz coś więcej. Podobno zwiedzacie razem Mediolan, jak tam jest? — dopytuje.
— Damon pokazuje mi wszystkie ciekawe miejsca i bardzo dużo wie na ich temat — wyjaśniam jej. — Lubię go słuchać. Poznałam jego znajomych, brata, widziałam jego mieszkanie.
— Czyli miałam rację, faktycznie jesteście blisko — chichocze mama.
— Oj mamo! — znów ją upominam.
— Ja pytałam o Mediolan, a ty mi wciąż o Damonie opowiadasz. To nie moja wina — tłumaczy się, a ja spostrzegam, że ona ma rację.
— Boże, chyba masz rację — wzdycham i chwytam się za czoło.
— To nic złego kochanie, masz prawo nawet się zakochać. Kto by się nie zakochał w takim chłopaku, koniecznie przyślij mi wasze lub jego zdjęcie — prosi.
— Okej, a teraz kończę, bo będzie tu lada chwila. Muszę być gotowa — tłumaczę i wiem, że to był błąd.
— Eleno, Mirando Gilbert, czy to znaczy, że stałaś się punktualna?! Już lubię tego chłopaka! — krzyczy do słuchawki, a ja w salwach śmiechu rozłączam rozmowę.
Mama ma rację. On mnie zmienia, a ja chyba chcę tych zmian.
Mam prawo się zakochać? Przecież to nierealne.
CZYTASZ
Duro
FanfictionElena spędza nie do końca udane wakacje u ojca w Mediolanie. Pewnego popołudnia poznaje przy fontannie przystojnego Włocha, który okazuje się synem pracodawcy ojca i podstępem wkrada się w jego łaski, proponując, że oprowadzi jego córkę po mieście...