Elena
Znowu rano i znowu dzwoniący telefon. Zerkam szybko na zegarek, czy aby znów nie zaspałam, ale nie, jest dziewiąta, a dzwoni Caroline!
W całym tym szaleństwie o niej zapomniałam. Odbieram, pomimo że leżę jeszcze w łóżku.
— Halo kochana! — mówię wesoło do słuchawki, choć zaspanym głosem.
U mnie miło szeleści pościel, a u niej w tle słyszę głośną muzykę. Zerkam jeszcze raz na zegarek. Liczę godziny w tył. U niej jest północ lub właściwie po pierwszej.
— Fajnie, że chociaż odbierasz — mówi bełkotliwie, ale z wyczuwalną pretensją, a ja marszczę brwi.
Jest pijana i jest na imprezie.
— O co ci chodzi? — pytam, odpierając atak.
— NIE DZWONISZ! — wrzeszczy mi do słuchawki.
Jest pijana, więc jej wybaczam i w sumie ma rację.
— Przepraszam Care — mówię pokornie. — Jesteś na imprezie? — dopytuję.
— Tak w Mystic Grillu i tęsknie za tobą okropna kobieto! — potwierdza, a ja czuję, że tęsknię za nią.
Widzę w głowie obraz lokalnej knajpy w małym miasteczku pod Atlantą. Czuję zapach hamburgerów i widzę... Matta za barem. Zawsze tam dorabiał po szkole.
— I jak jest? — pytam z nostalgią.
— W dechę, ale bez ciebie to nie to samo, poza tym Matt całował się przed chwilą z jakąś lafiryndą. Wyzwałam ich od najgorszych i wyszłam zadzwonić do ciebie — pociąga nosem. — Tęsknię za tobą, a ty masz mnie w dupie! — mówi z pretensją pięciolatki.
Jest pijana i jak zwykle przesadza, a wiadomość o Mattcie wcale mnie nie rusza. Wydaje mi się, że spotykaliśmy się w innym życiu, a nie raptem trzy miesiące temu.
— Care, ja też tęsknię, ale co Matt robi w domu? Przecież pojechał do szkoły kadetów. — pytam, bo mnie to po prostu ciekawi.
— Wrócił na kilka tygodni, a prawdziwy kurs zaczyna we wrześniu, nic więcej nie wiem. Wkurzył mnie, nie chcę o nim gadać! — warczy do słuchawki.
— Care, niech cię nie wkurza, przecież to już nie ma znaczenia — tłumaczę jej, choć wiem, że jak jest pijana, to mogę sobie tłumaczyć, a to i tak będzie, jak grochem o ścianę. Wiem, co byłoby argumentem. — Poznałam tu chłopaka. — mówię od razu i czekam na reakcję pijanego mózgu Caroline.
— Że co? — piszczy natychmiast. — Teraz tym bardziej ci nie daruję, że do mnie z tym nie zadzwoniłaś! Jaki jest? Kto to jest? Jest Włochem? Przystojny? Boże! Gdzie go poznałaś? — zasypuje mnie pytaniami i zaczynam powątpiewać, że wciąż jest pijana.
Chyba wytrzeźwiała w mgnieniu oka.
— Jest przystojny. Jest Włochem. Jest szarmancki, miły i seksowny jak cholera. Pracuje z moim tatą, a poznałam go przy fontannie. — śmieję się, gdy o tym mówię.
— No, a jak ma na imię? — dopytuje.
— Damon.
— Damon? Jak to?
— No Damon.
— Przecież to nie jest włoskie imię! Coś kręcisz! — mówi podejrzliwie.
Fakt. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale jego brat ma na imię Stefano, a na nazwisko mają Salvatore, więc nie było nad czym rozmyślać. Jest Włochem.
— Z niczym nie kręcę, Caroline, tak ma na imię. Damon — potwierdzam raz jeszcze, ale faktycznie to zastanawiające.
— No dobra, ale jak to, opowiadaj, to dlatego nie dzwonisz? — mówi z zaciekawieniem.
— Noooo właściwie to tak, spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu — chichoczę.
Opowiadam jej przez czterdzieści minut o tym, jak codziennie zwiedzamy razem miasto, a ona wzdycha i piszczy do słuchawki na przemian.
— O Jessssu! Care, muszę kończyć! Będzie tu za dwadzieścia minut, a ja znowu jestem niegotowa — mówię ze strachem.
— OMG to musi coś znaczyć — śmieje się ze mnie.
— Co? Z czego wyciągasz taki wniosek? — pytam, choć podejrzewam, o co może jej chodzić.
— Elena Gilbert stała się punktualna! — prawie krzyczy do słuchawki.
Coś w tym jest.
— Chyba ci na nim zależy. — mówi podejrzliwie do słuchawki.
— Jesteś głupia Care — wymiguję się, ale to prawda.
Z Damonem jest jakoś inaczej. Zależy mi na tym, żeby miał o mnie dobre zdanie. On sam wydaje się ideałem.
— Matt zawsze musiał czekać jak pies na wycieraczce — kpi z Matta. — Dobrze mu tak, pajacowi. Idź, szykuj się dla tego przystojniaka. Włóż tę sukienkę w kwiaty! Włosi lubią kwiaty! — mówi sugestywnie do słuchawki.
— Wytrzeźwiej Care, postaram się zadzwonić jutro, kocham cię wariatko — mówię do niej tęskno.
— Ja też cię kocham wariatko — odpowiada mi tym samym i rozłącza rozmowę.
Wzdycham ciężko. Tęsknię za domem, ale gdy myślę o powrocie, to mam gęsią skórkę.
Wstaję i idę do łazienki. Ubieram szorty, białą koszulę rozpinaną z przodu i sandałki. Rękawy wywijam do łokci. Na ramię jak zwykle zabieram ze sobą moją szmacianą torbę, do której wrzucam telefon, portfel i klucze.
Zbiegam na dół i czekam.
CZYTASZ
Duro
FanfictionElena spędza nie do końca udane wakacje u ojca w Mediolanie. Pewnego popołudnia poznaje przy fontannie przystojnego Włocha, który okazuje się synem pracodawcy ojca i podstępem wkrada się w jego łaski, proponując, że oprowadzi jego córkę po mieście...