Capitolo 13

168 15 90
                                    

Elena

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elena

Budzę się w łóżku, ale jak zdjęta z krzyża. Wszystko mnie boli. Damon siedzi nade mną i trzyma mnie za rękę.

— Elena? — mówi do mnie cicho.

Jest półnagi i włosy ma w nieładzie. Szybko zerkam na jego ręce. Moje myśli zaczynają pędzić przed siebie. Widzę znów krew na jego rękach, ale tylko w wyobraźni. Boję się i siadam szybko na łóżku. Nie poznaję pokoju.

— Gdzie jesteśmy? — pytam, zasłaniając oczy, bo kręci mi się w głowie.

Mam sucho w ustach.

— W hotelu, do którego zostaliśmy przeniesieni przez Policję. — tłumaczy.

— Przez Policję? — dopytuję i zerkam szybko na niego, a serce zaczyna mi pędzić ze strachu. — Jesteśmy aresztowani? — przemyka mi przez myśl, którą wypowiadam głośno.

— Nie, Jezu, Elena — uspokaja mnie, ale zerka na mnie krzywo, a na twarzy ma wymalowany strach — przenieśli nas ze względu na zabójstwo Lei. — mówi coraz ciszej.

— Boże, Lea — jęczę cicho. Wszystko mi się przypomina. — Boże, Damon ona nie żyje. — zaczynam płakać. — Rozmawiałam z nią chwilę przed tym wszystkim — szlocham i chowam twarz w poduszkę.

— Elena... — próbuje mnie uspokoić, ale chyba nie znajduje słów, bo nic dalej nie mówi.

Głaska mnie po ramieniu, ale mi cierpnie od tego skóra. Nie chcę, żeby mnie dotykał. Odsuwam się automatycznie, bo przed oczami mam krew Lei na jego rękach. Przestaje mnie głaskać.

— Dzwoniłeś do mojego taty? — pytam w poduszkę.

— Tak, jest w drodze.

***

Tata zabiera mnie do domu, a Damon obiecuje zajrzeć, jak pozbiera wszystko do kupy. Kładę się od razu do łóżka. Wszystko mnie męczy. Nie jestem w stanie utrzymać się na nogach. Tata wzywa lekarza.

— Córka jest w szoku — lekarz stawia diagnozę.

Przepisuje leki i wychodzi. 

— Jakim szoku, tato, co on mówił? — pytam, gdy tata zjawia się z lekami.

— Czasem tak bywa, że jak się jest świadkiem czegoś potwornego, to jest się w szoku, to przejdzie córeczko, ale potrzeba czasu — mówi do mnie łagodnie.

— Ja nie jestem w żadnym szoku, tato, ja nawet tego nie widziałam — tłumaczę mu. — Nawet Lei nie widziałam ani Rocco. Nic. Nie jestem w szoku. Nie chcę w nim być. — mówię z coraz większą desperacją. 

— Dobrze, kochanie, już dobrze — uspokaja mnie i przytula.

Zaczynam płakać. 

— Jutro pogrzeb Lei, pójdziemy? — pyta. — Wypada pójść — dodaje spokojnie.

— Tak, tato, oczywiście, ale nie mam żadnej ciemnej sukienki — mówię tak trzeźwo, że to nie możliwe, że jestem w jakimś szoku. 

Nie jestem w szoku. To niemożliwe.

— Tym się nie martw, już to załatwiłem, a właściwie Damon załatwił — mówi cicho.

Znowu Damon. Cierpnie mi skóra od dźwięku jego imienia. 

DuroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz