Rozdział 1

1.6K 57 6
                                    

Powoli się przejaśniało i późny świt przerodził się w zachmurzony poranek. Granatowo-szare niebo zapowiadało ulewę. Draco przekręcił się w łóżku, po czym otworzył oczy. Niewiele widział, bo okna były szczelnie zasłonięte grubym, czarnym materiałem. Chłopak wstał, powoli przecierając oczy. Przepuścił tlenione włosy przez palce i westchnął. Zaczął się powoli ubierać. Już po chwili znajdował się w salonie Ślizgonów. W gustownym kominku tlił się jasny płomyk, a z jasnozielonych lamp padało światło. Rzucił pogardliwe spojrzenia na wychowanków Domu Węża. Powoli uświadamiał sobie, że tak naprawdę to nikogo z nich nie lubi, nie mówiąc już o głębszych relacjach. Zadawał się z nimi tylko dlatego, że wymagał tego od niego ojciec – głupie przyzwyczajenie. Lucjusz został usunięty z jego życia, nie musiał wykonywać jego rozkazów. Postanowił robić tylko to, co mu się żywnie podobało. Chciał skończyć z łatką marionetki. W ramach programu naprawczego ustalił sam ze sobą, że nie zagrozi żadnej napotkanej osobie różdżką... Może z jednym wyjątkiem.

Święta Trójca przemierzała wspólnie korytarz. Śpieszyli się na śniadanie. Odkąd stali się bohaterami Hogwartu, często zaczepiano ich w różnych niespodziewanych miejscach przez co mieli trochę mniej czasu na włóczenie. Ron właśnie zaczynał kolejną przemowę o czasach bitwy, kiedy na swojej drodze napotkali Malfoya. Ani Harry, ani tym bardziej Hermiona, nie mieli zamiaru wdawać się w żadne dyskusje, po prostu chcieli go zignorować, ale nie Weasley. Od powrotu do szkoły stał się sławny, co mocno zwiększyło jego poczucie własnej wartości, a pycha osiągnęła maksymalny poziom.

– Patrzcie kto to! To plugawa fretka – zaczął prześmiewczo rudzielec. Draco nie chciał zaczynać kłótni, jednak Ronald dopiero się rozgrzewał i nie zamierzał odpuścić. Teraz był kimś i chciał odpłacić się za te wszystkie lata szyderstw pod imieniem jego rodziny.

– Co tam u tatusia? Jak mu tam z dementorami? – nie dawał za wygraną. Blondyn usłyszawszy wzmiankę o ojcu natychmiast się wzdrygnął. Jeszcze jedno słowo i arystokrata nie zawaha się nawet na chwilę.

– Co tak milczysz?- chłopak nie rezygnował. – Weasley, nie chcesz chyba bym uszkodził ci którąś z kończyn...– zaczął spokojnie Draco. Nie chciał być wyprowadzony z równowagi przez przyjaciela Wybrańca.

– Ej, przestańcie – wtrąciła się poddenerwowana Hermiona. Dobrze wiedziała jak może się to skończyć. W myślach prosiła, aby nie tak jak ze ślimakami w drugiej klasie.

– Już nie pamiętasz, co nam zrobił? Odświeżyć ci pamięć, Miona? – zaczął przekonywać do swoich racji przyjaciółkę.

– To nie czas na rozpamiętywanie – stwierdził Harry i rozdzielił wrogów. Draco cofnął się o krok i gdy Potter przestał torować mu drogę, przycisnął różdżkę do czoła Ronalda.

– Ostrzegam cię, rudzielcu – syknął i przemknął do Wielkiej Sali.

To nie tak, że młody Malfoy czuł jakąś szczególną nienawiść do Weasleya, po prostu go nie trawił – jego i jego pieprzniętej rodzinki. Choć czasami myślał, że chyba wolałby takich rodziców niż zimnych morderców. W jego oczach nie usprawiedliwiło ich nawet to, że robili to dla jego dobra, żeby był bezpieczny. Miał im za złe, że nie nauczyli go wielu ważnych rzeczy. Dopiero jak dorósł sam się ich nauczył, jednak w niektórych przypadkach było już za późno. Blondyn nie był typem osoby, która wiecznie patrzyła w przeszłość, ale to właśnie ta przeszłość wypaczyła mu psychikę. Nie mógł zapomnieć, zlekceważyć. Jedyną rzeczą cenną dla niego było wspomnienie matki, która pod nieobecność ojca-tyrana opowiadała mu piękne bajki dla czarodziejów, w których dobro zawsze zwyciężało, nie było przemocy i śmierci. Chłopak otrząsnął się z tych roztkliwiań i skupił się na rozmowie z kolegami.

Precious Fondness DRAMIONE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz