Nadeszła cisza przed burzą, zrobiło się strasznie gorąco i parno. Mieszkańcy Kapsztadu zaczęli chować wszystkie cenne dla nich rzeczy z podwórza do budynków gospodarczych i domów.
Niebo w okamgnieniu zrobiło się ciemnogranatowe, krążyły na nim złowieszcze i rozszalałe chmury. Atmosfera robiła się co raz bardziej niebezpieczna. Wiatr zaczynał wiać tak groźnie,
że ludzie wracający do domów, zaczęli wrzeszczeć. Dzieci zaczęły uciekać z przerażającym jękiem. Wszystkie zwierzęta opętało. Psy szczekały tak bardzo przeraźliwie jak nigdy dotąd. Bydło wyło ze stodół, jakby chciało się uwolnić z tego miejsca.
Pierwszy raz w Kapsztadzie zrobiła się tak wielka panika.Po kilku minutach na niebie widać było ogień, pioruny były tak potężne, że wszyscy zaczęli się modlić do Boga o przetrwanie tej burzy. Grzmiało tak mocno, że nie słyszeli swoich własnych myśli. A to właśnie dopiero był początek wielkiej katastrofy...
Nagle, piorun uderzył w stodołę państwa Motlanthe. Cały ich dobytek zaczął ginąć żywcem. Bydło wyło z cierpienia, paliło się nie mając już jakiegokolwiek ratunku. Pan Marjani Motlanthe zaczął ratować zwierzęta, jak tylko mógł, ale niestety...
Kilka domów dalej piorun pozbawił rodzinę Mandel'ów dachu nad głową. Cała ich posiadłość spłonęła doszczętnie...
Burza nie ustępowała, niszczyła wszystko, co napotkała na swojej drodze.Po godzinie, gdy katastrofa dobiegła końca, Kapsztad to były jedne wielkie ruiny. Prawie całe miasto stało w płomieniach. Ludzie zrozpaczeni utratą całego swojego dobytku płakali nad swoim losem, ale i wspierali się wzajemnie z rodziną i innymi.
Służby ratunkowe interweniowały. Wyciągały zaginionych ludzi spod gruzu, zawalonych budynków. Około 2000 osób zostało rannych. Potwierdzono również 342 zgony.W poszkodowanych znalazło się również 43 dzieci, w tym 10-letnia Afiya Ramaphosa. Pokaleczona siedziała wystraszona i zrozpaczona pod ścianą budynku największego centrum handlowego miasta. Jęczała z bólu, nie mogła się podnieść. Obydwie nogi były złamane, cała krwawiła. Przyglądała się całemu chaosowi w mieście, biegnący na pomoc lekarze, ratownicy, sanitariusze. Płaczący i wyjący ludzie z bólu i cierpienia. Niebo spoglądało na całe miasto z grozą i brakiem politowania.
W pewnej chwili do Afiyi przybiegło dwóch ratowników. Zaczęli jak najszybciej nawiązywać kontakt z dziewczynką, opatrzyli i usztywnili rany, złamania. Jak najszybciej zabrali ją do pobliskiego szpitala.
Niestety, w szpitalu brakowało już wolnych miejsc. Jeden z ratowników zawołał pielęgniarkę Zarinę, która zabrała dziewczynkę do swojego ocalałego domu.
