Rozdział 9

12 1 0
                                    

Jak ten cholerny dupek śmiał ukraść mój skarb! Zabije go! Zabije go, uduszę a potem ocucę żeby znowu udusić! Nie podaruje mu tego. To co we mnie teraz szalało to nie była złość czy zwykłe wkurwienie, to była furia. Moja klatka piersiowa unosiła sie niezwykle szybko a twarz była czerwona od wyższego ciśnienia. Patrzyłam na Tonego który był w szoku, stał patrząc na pusty garaż.
-On zapłaci za to.-Wybuchłam i wyszłam jak najszybciej. Po 15 minutach stałam już na posesji willi i w swoim pokoju przeszukiwałam tajny sejf na broń różnego kalibru. Wybrałam jeden z karabinów. Moja perełka wśród innych cacek. Ubrałam na siebie czarne getry i buty wojskowe. "Będzie bardziej boleć kopniak." Nie podaruję mu. Kazałam naszemu informatykowi, Charlsowi sprawdzić gdzie mieści się siedziba tego dupka, bo przecież gdzieś mieszkać muszą. Po chwili stukania w klawiaturę widziałam jak oczy mu sie zaświeciły.
-Benedickt Street 44.-Powiedział niskim głosem mężczyzna.
-Ale przecież tam jest tylko kupa gruzu, to opuszczony teren.- Powiedziałam zdziwiona a on sie zaśmiał i odwrócił do mnie poprawiając okulary na nosie.
-Caro, czy ja sie kiedyś myliłem?-zapytał a ja zgodnie z prawdą pokiwałam na nie. Westchnęłam i wzięłam kluczyki do nowego Ferrari Enzo. Gdy weszłam do garażu nacisnęłam mały guzik na pilocie a czarne auto zaświeciło światłami i wydało z siebie pisk. Wsiadłam do niego. Jeden oddech, drugi, trzeci...dziesiąty. Oddychałam powoli i równomiernie, przejechałam językiem po zębach. Teraz będzie zabawa. Położyłam dwa karabiny obok siebie i nie minęła chwila a ja już pędziłam przez ulicę naszego miasta. 15 minut później zaparkowałam na obrzeżach miasteczka pod domem wyglądającym jakby przeżył 10 pożarów, II Wojnę Światową i powódź w jednym. Wyszłam z auta ostrożnie z karabinem w dłoni, podeszłam do wysokiej bramy, nie czekając za bardzo na cokolwiek przestrzeliłam zamek a brama otworzyła sie ze skrzypnięciem. Zauważyłam 2 ochroniarzy którzy patrzyli na mnie zdziwieni. W końcu miałam niecały 160 wzrostu i byłam drobna, za to oni mieli po jakieś metr 80 i byli masywni, dobrze zbudowani. W moich dłoniach był karabin który wycelowany był w nich. Podeszli do mnie.
-Dziewczynko, nie boisz sie tego używać?-Powiedział chłopak niewiele starszy ode mnie z blizną na łuku brwiowym na co sie zaśmiałam. Lepiej mnie nie wkurwiać, zanim się obejrzał już leżał na ziemi z rana postrzałową na wylot lewej dłoni. Skomlał skulony a ja patrzyłam na niego z pogardą, drugi sie spiął i patrzył na mnie z strachem ale i pewnego rodzaju fascynacją.
-Jak widać nie boję się.- Powiedziałam do skulonego faceta z lekkim uśmiechem. Nie odczuwałam wyrzutów sumienia, nigdy ich nie odczuwałam. Zostałam pozbawiona odczuć słabości. Takich uczuć które są chociaż odrobinę pozytywne. To one mogłyby mnie zranić, były dla mnie toksyczne. Więc sie ich pozbyłam.
-Przyprowadź szefa, mam z nim do pogadania.-Wycelowałam karabinem w drugiego faceta a ten przestrasozny kiwnął głową i pobiegł do wejścia budynku. Widziałam jak chłopak na ziemi stara sie pokonać ból, widziałam też łzy cieknące po jego policzkach. Zapewne łzy bezsilności lub bólu. Nie obchodziło mnie to. W tej chwili pragnęłam tylko zemsty. Zauważyłam jak chłopak ze szkoły wychodzi z domu, gdy mnie zauważył wyraz jego twarzy stał się ostrzejszy. Widać było to zdziwienie, być może nawet lęk. Bał się, to dobrze. Powinien.
-Teraz grzecznie oddasz mi Louisa, Żyletę i wszystko co należy do Tonego. A jak nie to powystrzelam was jak psy.-Celowałam prosto do niego, blondyn się spiął co było widoczne na obcisłej koszulce chłopaka. Obserwowałam każdy ruch jego mięśni.
-Michael.- warknął chłopak.
-Tak szefie? -Odezwał się młody facet na oko z 19 lat, był zafarbowany na zielono i miał brązowe oczy.
-Przynieś jej to czego oczekuje. -Powiedział a ten kiwnął głową po czym zniknął w budynku bloku. Przygryzłam wargę czekając aż chłopak wróci, zostałam sama z blondynem. Ten skanował mnie wzrokiem i podszedł o krok bliżej na co zacisnęłam dłonie na karabinie.
-Oj malutka, nie bój się mnie.- Zaśmiał się.
-Ja sie wcale nie boję! - zaprotesowałam z prychnięciem.
*******
10 rozdział u Przemekkk

PołączeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz