To nie wróży nic dobrego

550 19 6
                                    

Zniknęłam z oczu Pani Światła i zaczęłam biec zapłakana w stronę swojej komnaty. Znów na kogoś wpadłam. Ta osoba złapała mnie za podbródek swoimi delikatnymi rękami i uniosła go. Po chwili usłyszałam co do mnie mówi.

- Estka? - zapytał... Haldir. Miał zmartwioną minę - co się stało?

- Ja.. - nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam zdruzgotana. Kolejne łzy spływały mi po policzkach.

- Jeśli nie chcesz mówić to nie musisz, ale pamiętaj, że jak będziesz potrzebowała pomocy to jestem - powiedział to ocierając moje łzy.

- Jeśli nie chcesz mówić to nie musisz, ale pamiętaj, że jak będziesz potrzebowała pomocy to jestem - powiedział to ocierając moje łzy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(Nie są wogóle podobni, ale nieważne.. Wyobraźcie sobie, że to są oni!)

- Dziękuję - powiedziałam ledwo słyszalnie i wtuliłam się w jego klatkę piersiową, zaczęłam cicho szlochać. Haldir przytulił mnie. Podniósł mnie i zaniósł do komnaty. Bez przerwy płakałam i nie wiedziałam jak się uspokoić. Mój przyjaciel położył mnie na łóżku, przykrył pierzyną, ucałował w czoło i wyszedł. Od razu usnęłam.

Rozchorowałam się. To zaczęło się w trakcie drogi tutaj, ale nie zwracałam na to uwagi, bowiem miałam zwykły katar i myślałam, że to od zimna. Jednak choroba nasiliła się. Medycy pomagali mi jak mogli, ale ja nadal czułam się źle.

- Dzień dobry - przywitał się Haldir wraz z Beri wchodząc do mojej komnaty.

- Mae govannen - odpowiedziałam.

- Przynieśliśmy ci śniadanie - powiedziała moja przyjaciółka stawiając kubek z herbatą na komodzie, a blondyn postawił obok smacznie wyglądające kanapki.

- Mam nadzieję, że ci zasmakują - powiedział Haldir.

- Ja też. - lekko się podniosłam i zaczęłam jeść.

- Eścia - zaczął Haldir.

- Ciągle wymyślasz mi pseudonimy - powiedziałam z pełną buzią, gdyż to jedzenie było takie pyszne, że nie mogłam przerwać jeść!

- Powoli, bo się zakrztusisz - zażartowała Beriomel.

- Twoi rodzice i Legolas już są w drodze. - po tych słowach elf usiadł na brzegu mojego łóżka, a za nim stanęła moja przyjaciółka.

- Przesadzacie. Zaraz wyzdrowieję - mówiłam zachrypniętym głosem.

- Będziesz musiała wrócić do domu, Est - odpowiedział mi.

- Spokojnie, spakuje cię. Nie zamęczaj się.

- Dziękuje Ber. - uśmiechnęłam się do niej - moi rodzice... i Legolas..

- Tak?

- Oni przyjadą osobiście?

- Tak - powiedziała jakby dumna z siebie.

- Pewnie Legi zabrał Tauriel... - poparzyłam smutno w dół.

- A właśnie, że nie! - wykrzyczała radosna.

- Naprawdę?!

- Zadbałam o to. - zaczęła tańczyć "taniec zwycięstwa".

- Kim jest ta "Tauriel i dlaczego jej tak nie lubicie? - wtrącił Haldir.

- O matko - mówiąc to Beriomel złapała się za głowę - jak ją spotkasz to uciekaj. Serio! Jest tak irytująca i upierdliwa! Nie mam pojęcia jak ją można lubić!

- Potwierdzam - powiedziałam cicho i zaśmiałam się pod nosem.

- Haldir! Masz zadanie bojowe! - wykrzyczała Beriomel bawiąc się w kapitana.

- Tak jest. - stanął na baczność.

- Załatw jej długi, ciepły i mocny koc! Wykonać!

- Już się robi! - wybiegł z sali.

- Tauriel, papa. Nowa kapitan straży nadchodzi! - uniosła głowę w górę.

- Haha, tak będzie lepiej - zaśmiałam się.

-----------------------------------------------------------

Długo teraz nie będzie rozdziałów - zobacz mój post. Jednak ten miałam prawie skończony więc jest! Dlaczego? BO NA TEJ KSIĄŻCE WYBIŁO JUŻ 1000 WYŚWIETLEEEEEEŃ!!! KOCHAM WAS! DZIĘKUJEEEEEE <3333

Księżniczka Mrocznej PuszczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz