Rozdział 2

162 12 1
                                    

Na lekcjach siedziałem jak na szpilkach i w sumie nie miałem pojęcia, co się wokół mnie dzieje. W drodze na trening wywaliłem się na schodach. W szatni w trakcie przebierania się walnąłem się o szafkę i potknąłem o ławkę. Biegając okrążenia na boisko wywaliłem się dwa razy i stłukłem kolano. Oczywiście widziałem spojrzenia wszystkich, ale uparcie je ignorowałem, mając coś innego na głowie. Coś dużo ważniejszego nawet od siatkówki, co było nieprawdopodobne, a jednak się wydarzyło. W końcu Daichi i Suga zarządzili pogadankę, gdy w trakcie gry nie zobaczyłem lecącej w moją stronę piłki i oberwałem w twarz. Wylądowałem na ziemi i obiłem sobie zarówno tyłek jak i czaszkę i wtedy Suga i Daichi wzięli mnie pod ramię i zawlekli na drugi koniec boiska a Nishinoya pobiegł za nami. Usadzili mnie na ziemi i mnie okrążyli, patrząc na mnie podejrzliwie ze zmarszczonymi brwiami.

-Co się dzieje?

Zapytał w końcu Suga, krzyżując ręce na piersi. Chciałem im powiedzieć i się doradzić, ale nie mogłem. Nie mogłem tego zrobić. Nie wiem, jakby zareagowali, a poza tym Tobio ukatrupiłby mnie szybciej niż zdołałbym powiedzieć "siatkówka". Spuściłem głowę i zacząłem wyginać swoje palce u dłoni, bawiąc się nimi.

-Nic.

Odpowiedziałem w końcu. Poczułem na sobie kolejne spojrzenie i gdy podniosłem wzrok zobaczyłem wpatrującego się we mnie badawczo z drugiego końca sali Kageyame.

-Nie jesteśmy idiotami, Hinata, widzimy, że coś jest nie tak.

Oznajmił tata drużyny i zwróciłem na niego swój wzrok. Westchnąłem cicho i oparłem głowę o ścianę, patrząc w zawieszony wysoko i zabezpieczony siatką sufit.

-Sio mi stąd, ja z nim pogadam!

Usłyszałem rozkaz Yuu i po chwili wahania mama i tata odeszli, zostawiając nas samych. Spojrzałem w twarz mojego senpaia, który złapał mnie za dłonie.

-Hinata, wiesz, że możesz nam zaufać, prawda?

Zapytał, na co pokiwałem twierdząco głową. Oczywiście, że wiedziałem. I oczywiście, że im ufałem. Ale tej jednej rzeczy nie mogłem im zdradzić. Po prostu nie mogłem. Nie znaczyło to, że im nie ufam.

-I wiesz, że ze wszystkim zawsze ci pomożemy, tak?

Zadał kolejne pytanie, a ja znów pokiwałem głową.

-Drużyna jest rodziną.

Dodał, a ja poczułem łzy zbierające mi się w oczach. Spuściłem głowę pozwalając, by włosy opadły mi na twarz i po chwili łzy popłynęły mi po policzkach a ramiona Noyi mnie objęły, przyciągając do siebie i po chwili zaczął mnie głaskać po plecach.

-Ciiś... nie płacz, Hinata. Po prostu powiedz, co się stało.

Poprosił, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałem, nie wiedząc, co mam robić. Jakie ja mam w ogóle opcje?

-Nie mogę... naprawdę, chcę, ale nie mogę...

Powiedziałem z płaczem, wtulając się w mojego senpaia. Przez chwilę milczał, wciąż tuląc mnie w ramionach i próbując mnie wesprzeć i uspokoić.

-Spokojnie. Nie musisz, jeśli to dla ciebie takie ciężkie. Ale masz w nas wsparcie. W nas wszystkich, bez wyjątku.

Zapewnił mnie, za co byłem mu ogromnie wdzięczny. Odsunąłem się od niego i otarłem oczy, zastanawiając się, co ja mam teraz zrobić.

-Dziękuję ci.

Odparłem, wstając, mimo lekkich zawrotów głowy. Zastanowiłem się chwilę, ale wiedziałem, że nie dam rady dzisiaj dobrze grać. Westchnąłem i przetarłem twarz.

-Lepiej pójdę do domu. Przepraszam.

Dodałem i skierowałem się w stronę wyjścia z sali, odprowadzany wzrokiem wszystkich obecnych. Powlokłem się do szatni i wziąłem prysznic, po czym usiadłem na ławce pod moją szafką i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem, nie wytrzymując już tych emocji. A to dopiero pierwszy dzień, więc co będzie dalej? Będzie coraz gorzej, a ja będę żyć w strachu, aż ktoś wykona ostatni ruch i ujawni naszą tajemnicę. Usłyszałem, jak ktoś wchodzi do szatni, ale nie zdążyłem się ogarnąć, nim Kageyama usiadł obok mnie i objął, a ja znów rozpłakałem się jak małe dziecko.

-Hinata, co się stało?

Zapytał wprost. Jak zawsze. Nie owija w bawełnę.

-Ktoś wie.

Wyszeptałem, odsuwając się od niego, ale nie odważyłem się spojrzeć mu w twarz.

-Co?

Spytał po chwili, a ja wstałem i wygrzebałem z mojej szafki kartkę, którą znalazłem dzisiaj rano i mu ją podałem. Przeczytał ją i przez chwilę milczał, a ja czułem się coraz gorzej.

-Przepraszam.

Dodałem, czując, jak robi mi się słabo. Zebrałem swoje rzeczy i chciałem już odejść, ale złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał mnie, po chwili chowając w swoich ramionach.

-Będzie dobrze. Damy sobie radę, spokojnie.

Zapewnił mnie, a ja czułem, że chcę mu wierzyć. Chcę, ale nie byłem tego taki pewien. Niemniej wtuliłem się w jego klatkę piersiową i rozkoszowałem bliskością i ciepłem.

CzatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz