Rozdział 4

11 2 1
                                    

Tymczasem na podwórzu rozstawiano właśnie ogromny namiot dla cyrkowców. Przedstawienie miało się odbyć wieczorem. Mnóstwo gości zgromadziło się po obu stronach wejścia, podziwiając wchodzące do namiotu lwy, tygrysy,słonie,psy,niedźwiedzie,a nawet wiezione w ruchomych basenikach delfiny i foki. Za nimi szli artyści: klauni,linoskoczkowie, akrobaci,żonglerzy,siłacze i inni. Na samym końcu szedł dyrektor cyrku Roberto Johanson. Ubrany w czerwony frak i czarny wysoki cylinder. Z uroczymi rudymi wąsikami podkręconymi do góry, szedł za swoim orszakiem, kłaniając się co chwilę. W klaszczącym tłumie znajdowali się również Kamil i Merika. Rozmawiali półgłosem, patrząc na dwóch clownów. Jeden z nich uśmiechał się łobuzersko,odsłaniając krzywe zęby, drugi cały czas go upominał, rozglądając się nerwowo co chwilę. I choć byli już przebrani w komiczne stroje,i byli umalowani, Merika bez trudu ich rozpoznała.

-I co teraz zrobimy?-spytała Kamila nie odwracając wzroku od barwnego orszaku.

-Musimy im pozwolić go uszkodzić, a potem szybko zabrać do medyka.-odpowiedział wysilając mózg. Starał się wymyślić plan działania,ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy.

-Mam pomysł-szturchnęła go Merika.-Pójdziemy tam do nich,a ty będziesz udawał,że chcesz się od nich jak najwięcej dowiedzieć.W tym czasie ja zakradnę się do ich wozu i przerysuję plan miejsc. Wieczorem usiądziemy obok Hrabiego,i od razu po incydencie "zauważymy"- W tym miejscu zrobiła charakterystyczny cudzysłów dłońmi-że Hrabia zasłabł,po czym zaniesiemy go do medyka.-dokończyła z zadowoleniem. Kamil popatrzył na nią z nieukrywanym podziwem.Dziewczyna po raz kolejny go zaskakiwała.

-Jesteś naprawdę niesamowita.-Uśmiechnął się.-Twój plan jest genialny.Zrealizujmy go już zaraz!-Podekscytował się.-Widzisz, mówiłem ci,że praca detektywa jest ciekawa-powiedział.

-Jak na razie jeszcze nic nam się nie udało-spojrzała na niego z powątpiewaniem.-Ale tak,jeśli chcemy,aby nasz plan się udał,musimy zacząć natychmiast.


Wozy cyrkowe stały za namiotem,ustawione na kształt podkowy. Wóz dwóch clownów można było rozpoznać bez trudu.Na ścianach jaskrawymi farbami namalowane były ich podobizny.Oni sami stali przy namiocie , i rozmawiali. Merika skryła się w cieniu, a Kamil pospieszył w ich stronę. Dziewczyna podeszła do wozu.Powoli nacisnęła klamkę.Drzwi były zamknięte. Nie spanikowała,i wyciągnęła ze swej misternie uplecionej fryzury wsuwkę.Pogmerała nią w zamku,a po chwili drzwi otworzyły się z cichym kliknięciem.Weszła ostrożnie do ciemnego wnętrza.


-Od dziecka marzyłem, aby spytać was o kilka rzeczy!-Kamil z radosnym uśmiechem przyklejonym do twarzy zagadywał dwóch artystów. Merika po ukończeniu swojego zadania miała do nich podejść od strony namiotu.

-Więc po pierwsze,jak to robicie,iż nie wypowiadając ani jednego słowa,rozbawiacie publiczność do łez?-spytał z udawanym zaciekawieniem.-Jesteście najlepszymi clownami,jakich widział świat!-Mile połechtani mężczyźni zaczęli serdeczniej odpowiadać na pytania.Całą uwagę skupili na rozmowie z Kamilem.Nawet ten drugi przestał się oglądać za siebie.


Merika właśnie kończyła idealną kopię planu miejsc.Po cichu zdmuchnęła ogarek świecy,który przyniosła ze sobą.Schowała rzeczy do swej tiurnitiury*,i skradając się wyszła na zewnątrz.Drzwi zamknęła tym samym sposobem,po czym wsunęła spinkę z powrotem do włosów.Przeszła za wozami na odpowiednią stronę,przybrała minę zatroskanej żony,przygładziła sukienkę i ruszyła w stronę rozmawiających.

-Ach,tu jesteś kochanie!Wszędzie cię szukałam!-Kamil popatrzył na nią ze zdziwieniem.

-Przecież mówiłem ci,że...-Pacnął się w czoło.-Dlaczego ty i Ida musicie być takie podobne! Wybaczcie nam panowie,ale musimy już iść zajmować miejsca.-Wyjaśnił mężczyznom,po czym razem z Meriką oddalili się,trzymając się pod ręce.

Zagadka czarnej perłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz