III

0 0 0
                                    

Leżący na miękkim podłożu mężczyzna oddychał powoli, gdy kobieca dłoń z wolna przeczesywała jego włosy. Przestrzeń zdawała się być jakaś gęstsza i senniejsza. Gdzieś wkoło rozleniwiały się promienie słoneczne tworzące złociste smugi. Wtem z jego ust poczęły wypływać słowa:
     – Miałem sen... Dzień był mglisty. Powietrze przesiąknięte stęchlizną. Stałem w rozległym, opuszczonym magazynie. Przeładowywałem czarny pistolet, gdy przestrzeń przeszył głośny dźwięk syreny statku. Kolejno odciągnąłem energicznie zamek w tylne położenie i zwalniając go obróciłem się ku ustawionym w oddali celom. Przy czternastym strzale dotarło do mnie skrzypienie pordzewiałych zawiasów. Odruchowo począłem zwracać się w kierunku ów dźwięku. Nim jednak zdążyłem to zrobić, usłyszałem pogłos wystrzału i odgłos upadającego na beton ciała. Szok, który mnie ogarnął dopiero po chwili pozwolił mi odzyskać zmysły. Wtedy zorientowałem się, iż piętnasty strzał padł z mej broni. Wiedziałem, iż zrobiłem coś potwornego. Porzuciłem więc broń i rzuciłem się w bieg do umierającego osobnika. Niestety po kilku krokach coś pociągnęło mnie za nogę i rzuciło na ziemię. Byłem jednak zbyt spanikowany, aby się tym przejmować. Spróbowałem więc wstać. Niestety moje ciało było zbyt ciężkie. Począłem się więc czołgać. Zamiast jednak się zbliżać ku umierającej postaci, oddalałem się. Do ogarniającej mnie paniki poczęło dołączać się uczucie pustki, jakby wyżerające moje wnętrzności. Zupełnie jakby wszystko traciło sens. Z każdą chwilą zaczynałem zwracać większą uwagę na elementy otoczenia. Wpierw zaobserwowałem czerwone ściany, pokryte złotymi znakami. Następnie dotarło do mnie sztuczne światło licznych lamp i symfonia dźwięków otoczenia, która składała się z wrzasków, syreny alarmu, tupotu stóp i cichej muzyki lecącej nie wiadomo skąd. Zimne dreszcze przebiegły nagle po mym ciele, niby jako zapowiedź czegoś złego. Zignorowałem je jednak, gdy niespodziewanie znalazłem się przy konającej kobiecie. Była taka blada. Taka piękna. Jej cudowne blond włosy opadały kaskadami na ciemną podłogę, wymyślnie z nią kontrastując. Czarne źrenice, otoczone przez jasnozielone tęczówki, które ozdobione były charakterystycznymi ciemnymi plamkami świdrowały pustym wzrokiem. Chciałem coś powiedzieć. Chciałem, by ona coś rzekła. Mimo to panowało milczenie. Martwi głosu nie mają.
     Jego opowieść, choć niezwykła, nie wywarła żadnego wrażenia ni to na otoczeniu, ni na osobie, która gładziła jego głowę. Westchnął więc przeciągle, postanawiając wrócić do drzemki, którą niedawno się delektował. Niestety uczucie pustki zaczęło rosnąć w jego piersi, by pożreć wnętrzności i stworzyć białą próżnię. To sprawiło, iż zadał sobie jedno pytanie, którego nigdy nie powinien był w takiej sytuacji formułować. 
     Kto przeczesuje me włosy?
     
Chwilę po tym rozwarł powieki, by ujrzeć fluorescencyjne gwiazdki przytwierdzone do czarnego sufitu. Ciało wierzgnęło zaś jakby chciało udowodnić sobie, iż jeszcze żyje. Efektem tego było nic innego, jak mocne uderzenie głową i kolanem w ścianę, a także syk będący manifestacją bólu. Po tym pojawiło się gardłowe jęknięcie. W jego trakcie mężczyzna zmusił swe mięśnie do ruchu, w celu posadzenia się na skraju łóżka.
     – Wspaniale... – mruknął zauważywszy iż jego obie kończyny górne zdrętwiały i odmawiają współpracy.
     Tak niekorzystny fakt nie zniechęcił go jednak do podniesienia się na nogi i po chwili nie tyle stał, co kroczył chwiejnym krokiem w stronę okna. Dotarłszy na miejsce, odsłonił żaluzje i wpuścił do wnętrza ostre światło, które zmusiło go do opuszczenia powiek. W tym momencie nastąpiło kolejne gardłowe jęknięcie. Poprzedziło ono cmoknięcie, jak również początek spełniania porannych potrzeb. Wpierw wizyta w łazience w celu opróżnienia pęcherza i obmycia twarzy wodą. Następnie spacer do kuchni, by zagotować wodę i przygotować kubek z dwoma, kopiastymi łyżeczkami kawy. Ostatecznie odwiedziny salonu, padnięcie na kanapę, kolejne cmoknięcie i pozwolenie organizmowi na oswojenie się z podjętym wysiłkiem. Był to dla niego niemal poranny rytuał. Wszystko odbywało się zawsze tak samo. Wszystko prócz jednego, zażycia leków. Ta niecodzienność urzeczywistniła się, gdy mężczyzna sięgnął po leżące na ławie pudełko, które wstrząśnięte nie wydało żadnego dźwięku.
     – Cholera... – mruknął, wsłuchując się jednocześnie w odgłos pracującego czajnika.
     – Nie jest dobrze zaczynać dzień od przekleństwa. – padła uwaga kogoś, kogo nie było w pomieszczeniu.
     – Co ty nie powiesz? – bąknął w odpowiedzi, podnosząc się ciężko, po czym poszedł zalać swoją kawę.
     Następnie wrócił do salonu, gdzie znalazł swój telefon i usadowiwszy się z powrotem na skórzanym meblu wybrał jedyny numer, który przyszedł mu na myśl.
     – Zajęta jestem. Czego chcesz? – odezwał się po kilku sygnałach kobiecy głos.
     – Mogłaby pani doktor załatwić mi receptę na leki? – zapytał, starając się być miły.
     – Kiedy ty ostatnio się widziałeś ze swoim lekarzem? – zainteresowała się niepotrzebnie.
     To sprawiło, iż zniechęcony do dalszej rozmowy rozłączył się i odrzucił urządzenie komunikacyjne na bok.
     – Dlaczego ona w ogóle ode mnie odbiera? – przebiegło mu przez myśli, nim jego umysł zaczął gdzieś umykać.
     – Dzień dobry drodzy słuchacze! – odezwał się nagle głos z radia – Witam was w ten poranek, popołudnie, wieczór, czy jakąkolwiek porę teraz mamy. Dzisiejszy temat? Utrata. Każdy z nas coś traci. Czy to jako dziecko zabawkę, czy jako dorosły pracę. Straty są dwojakie. Z niektórymi można się pogodzić, a z innymi trzeba żyć. Ale czy nie prościej byłoby umrzeć?
     – Od kiedy mam radio? – zapytał sennie, tracąc z dużą szybkością świadomość.

ZjawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz