V

299 17 14
                                    

Dni mijały w dość statyczny, ale nie dość spokojny sposób dla samej Amuri.

Większość dnia oraz nocy, zajmował jej trening. Levi potępiał jej słabą wytrzymałość ćwiczeń, praktycznie cały czas kiedy trwało szkolenie. Dodatkowo w kolejnym dniu po niefortunnym spotkaniu kazał jej dodatkowo wysprzatać całą stajnie. Nie chciała po tym rozkazie widzieć koni, przez najbliższe kilka dni. Nie mogła stwierdzić jak bardzo miała dość tego kurdupla. 

Chociaż brakowało jej samotności i spokoju pozostałą część dnia przeznaczała na przelotnych rozmowach z innymi Zwiadowcami lub jedzenie, czy inne obowiązki. Odziwo często pojawiała sie w gabinecie Hanji spedzając dużo czasu na pomaganiu jej.
Czasem nogi niosły ją do skrzydła medycznego, gdzie przypadkowo poznana sanitariuszka, zaczęła być jej bliska. Nie wiedziała, w którym momencie zaczęła jej od tak ufać. Mitsuki miała coś w sobie co w naturalny sposób budziło sympatie. Od gabinetu blondynki zawsze czuć było radość, nawet w bałaganie na biurku i kanapie. Czasami Amuri była tym przytłoczona, ale w chwilach przygnębienia samej sobie się dziwiąc, szukała towarzystwa medyczki. Mitsuki gdy tylko zauważała ją w progu wybiegała zza biurka, by rzucić się Katanji na szyje.
To wszystko działo się pomimo tego iż początkowo przychodziła tam tylko z przymusu, aby lekarka mogła sprawdzać stan jej rany. Żadna nigdy nie oznajmiła tego drugiej, ale połączyła je więź najprawdziwszej przyjaźni.

Miała u niej dług, którego w dalszym stopniu nie spłaciła. Po tamtej nocy pomimo obaw nie zrezygnowała z powrotów do małego lasku. Na szczęście prześladowca nie dawał o sobie znać, ale złotooka miała dziwne poczucie, że ktoś ją obserwuje.
Nie miała pojęcia czy jej nocne wyprawy będą przynosić efekty i nie będzie tak umierała na treningach, lecz nie chciała rezygnować, bo to oznaczałoby kapitulacje.

Nie spełniła obietnicy danej Shimie nie dlatego, że zapomniała, ale dlatego, że nie miała pomysły jak doprowadzić do spotkania Shimy z blondynem o niebieskich oczach.
Nie spędzała w jego towarzystwie dużo czasu, wiedziała jednak od Mikasy, że ma dużo spraw od dowódstwa na głowie.
Pewnego razu uznała jednak, że musi wziąć sprawy w swoje ręce.

Słońce tego dnia powoli wspinało się po niebie, gdy Amuri stojąc w cieniu drzewa obracała w dłoni nóż. Czekała tak już od dłuższego czasu wyglądając młodego posiadacza tytana kolosalnego, o czym dowiedziała się przed kilkoma dniami. Nie miała pewności co chce zrobić i czy wogóle chłopak się pojawi. Musiała jednak spełnić warunkek układu. Zbyt długo myślała jak to zaaranżować, aż w końcu zirytowana nic nierobiemiem postanowiła po prostu działać. Obróciła się w tył słysząc nareszcie czyjeś kroki. Widząc chłopaka uśmiechnęła się lekko rozbawiona. Armin niepewnie stawiał kroki, a sterta papierów, którą niusł zakrywała mu twarz po grzywkę. Poczekała, aż blondyn podejdzie bliżej i w tamtej chwili wyszła z cienia.

- O, Armin! Właśnie Cię szukałam. -
Chłopak wystraszony podskoczyły niespodziewacjąc jej spotkania. Przy czym z góry spadło mu kilka kartek.

- Cześć Amuri! Nie spodziewałem się Ciebie tutaj.

- Ja Ciebie w sumie też nie. Niesiesz te papiery do Hanji?

- Taki miałem zamiar...

- To świetnie. - Uśmiechnęła się fałszywo, przerywając jego wypowiedź, tym samym wdrażającą swój plan w życie. - Bo właśnie tam idę. Słuchaj może pomogę Ci, zaniosę te teczki za ciebie, przecież i tak tam idę.

- Nie trzeba, ale dziękuję. Poradzę sobie, nie będę na ciebie zrzucać moich obowiązków.

- Aj no, nie wygłupiaj się, daj chociaż trochę. - Armin niestety miał był zbyt uczciwy w pracy. Podeszła bliżej niego, nie pytając o zgodę obmierzyła połowę z dokumentów. Blondyn chciał jeszcze zaprotestować, ale nie zdążył. Przerzuciła sobie papiery na ręce i poczuła niemały ciężar. Chwiała się tatralnie przez chwilę starając się złapać równowagę. Zrobiła krok w tył i nadepneła mocno na stopę zdezorietowanego Arlerta.

Sama Napiszę Swój Los... [Snk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz