VIII

189 15 1
                                    

Trzy tygodnie! Trzy tygodnie!

Te dwa słowa krążyły wciąż po głowie ciemnowłosej. Prześladowały ją na treningach, podczas posiłków, a nawet we śnie. Nie mogła przestać się nimi przejmować, a minęły dopiero dwa dni do tej wiadomości. Najbardziej bała się wyprawy nie dlatego, że może umrzeć, ale iż będzie to przypieczętowanie jej zniewolenia. Nie wiedziała, że sama sobie je stworzyła. Żałowała nawet w wolnych chwilach, że nie uciekła kiedy miała ku temu sposobność. 

Nie Amuri. Nie mogłaś. Dlaczego nie mogłaś? Co Cię powstrzymało? Byłoby tak pięknie, ale, tak jak zwykle w słabych chwilach, zawachałaś się… 

Myśląc, ponuro, powolnym krokiem i ze spuszczoną głową kroczyła przed siebie bez celu. Słyszała głosy dochodzące z różnych stron zamku. Głosy zdawały się szydzić z niej, z każdą chwilą coraz bardziej. Czuła się jak idiotka. Po prostu poprzysięgła sobie kiedyś, że nikt już jej nie zniewoli i trwała w tym. To było dla niej wyznacznikiem jej honoru. Teraz, gdy ta przysięga została złamana nie mogła się opędzić od czarnych myśli, bo coś nie pozwalało jej stąd odejść. Pomimo tego wszystkiego z wysiłkiem tłumiła to w sobie. Była co chwila w transie, podczas, którego rozmawiała sama ze sobą dołując się jeszcze bardziej.

Przez następny dzień była nieobecna. W czasie ćwiczeń, kiedy dostawała kolejny opierdziel od Leviego nie reagowała, wyłącznie patrząc w ziemię. Ackermann spoglądał na to z coraz większym niepokojem i śledził co dalej zrobi. Powiedział jej na odchodne tylko jedno, zmuszając ją do słuchania:

- Ogarnij dupsko, bo w takim stanie stanowisz gorsze zagrożenie od tytanów.

Pomimo tego w takim samym nastroju pożegnała posiłek, inne szkolenia wojskowe, a także wykonywanie poleceń i przebywanie w towarzystwie Hanji, aż do zmierzchu.

Leżała w łóżku, gapiąc się w deski nad nią z tak smutnym wyrazem w oczach, że serce się kraja. Jej współlokatorki, wykończone po całym dniu zasnęły bardzo szybko. Przez okno nie docierał blask księżyca, ponieważ skrył się za samotną chmurą. Noc była na ogół ciepła, lecz wietrzna. Można by było śmiało powiedzieć, że była przepiękna, bo na niebie oprócz księżyca w pełni, lśniły setki gwiazd. 

Dziewczyna doczekała się po chwili, w końcu światła nocnej latarni. Zsunęła nogi na podłogę. Miała na sobie przebrane wieczorem czyste białe jak śnieg spodnie oraz na wierzchu tak samo czystą koszulę. Sięgnęła po buty stojące przy łóżku i powoli bez pośpiechu założyła jeden, po drugim. Z pod poduszki wyciągnęła noże. Pierwszy z nich wsunęła do obuwia, a kolejne przymocowała do pasa na biodrach. Ostrożnie wstała i odgarniając swoje długie włosy do tyłu skierowała się do wyjścia. 

Przelotnie zabrała z krzesła jeszcze chabrowy, wełniany sweter, podarowany jej przez Sashę, w któryś z deszczowych wieczorów. Zwinnie i cicho przemknęła przez korytarze, nasłuchując dźwięków. Chciała dzięki swym własnym treningom oczyścić umysł choć na chwilę. 

Uchyliła, jak najciszej kolosalne wrota i przecisnęła się na zewnątrz. 

Odetchnęła z ulgą, zostawiła za sobą ciemne korytarze. Teraz wiatr smagał jej twarz i rozwiewał włosy. Pośpiesznym tempem zbiegła ze schodów, a po nich już wolniej dążyła w stronę małego lasku.

- Co ty tu robisz paskudo?

Dosłownie, Amuri cała podskoczyła ze strachu. Powolutku spięta odwróciła się w tył. Przed nią stał nie kto inny lecz Kapitan, we własnej osobie. Myślała, że zejdzie na zawał. 

- Eee… - rozglądała się rozpaczliwie na około, ku drodze ucieczki unikając wzroku Leviego. - Bo ja ten… duszno było, no i tak sobie wyszłam…

Sama Napiszę Swój Los... [Snk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz