XVIII

63 6 2
                                    


Ksa...

Przeklinał w myślach kolejne stosy dokumentów od Hanji.

Od trzech dni jedyne co zajmowało jego myśli było zniknięcie Amuri. Po tym jak wziął na dywanik całą zgraję idiotów, która poszła balować, poszedł do tamtego baru. Barman zapewniał go, że nie widział nic podejrzanego, tylko sgraje wrzeszczących żołnierzy. Gdy Levi go przycinął przypomniało mu się, że jedna dziewczyna wyszła szybciej i już nie wróciła.
Wyszedł jeszcze bardziej rozbity, niż był wcześniej. W sumie nie dowiedział się niczego nowego, co by pomogło rozwikłać co się stało. Mógł tylko zakładać scenariusze. To, że się mocno nachlała było oczywiste, ale nawet gdyby zasnęła gdzieś w rowie, już następnego dnia by wróciła. Mogli ją też znaleźć Żandarmerzy, a to nie było by przyjemne, bo wiedział, jak miała z nimi na pieńku. Chyba, że wszystkich oszukała i zniknęła przy najbliższej okazji. Jeśli tak było, nie daruje jej.
Chwilę stał pod drzwiami budynku, słońce wyszło zza chmur i coś z lewej strony odbiło promienie rażąc go. Popatrzył za tym, pomiędzy strzyniami leżało coś metalowego. Podszedł tam i schylił się, biorąc w ręce otwarty, obosieczny sztylet, który zapamiętał jak chował, rzeczy ciemnowłosej, po jej wstąpiwniu w ich szeregi. Miał szczególne zdobienie na rękojeści. Ścisnął go w pięści, po części czując wstyd, tego w jaki sposób wtedy to się rozegrało, ale bardziej, bo zrozumiał coś o wiele gorszego. Jeśli ten sztylet był dla niej ważny, teraz leży od tak tutaj, to musiała z kimś walczyć, ale przegrała, a broń jej wyrwano. Niewidzi tu śladów krwi, więc w grę wchodzi porwanie, a w siedzibie Żandarmerii znajdzie odpowiedź.

Oznajmił Hanji, że zamierza pojechać do dystryktu Rose, co okularnica przyjęła z olbrzymim zdziwieniem i mieszaminą emocji. Nie chciała się zgodzić, umierała z niepokoju o Katanji, ale musiała myśleć też jako dowódca. Masując czoło niepewna czy dobrze robi zgodziła się, by Levi pojechał z nią do głównej siedziby wojsk, gdzie sama miała kilka spraw do załatwienia. Zostawia w ten sposób baze bez nikogo z wyższą rangą, ale zaufa Erenowi i reszcie.

Wyjechali już następnego ranka. Główny zarząd wojska nie przywitał ich za ciepło. Na początku nie chceli Leviego wogóle dopóścić do ich dowódcy, musiał się doprosić do "audiencji" u Nilea, a i tak wpuścili go niechętnie. Jednak, że Hanji z nim była, nie mieli nic do gadania.

Dowódca Żandarmerii, był dwa razy bardziej zdziwiony. Przez te kilka miesięcy Zwiadowcy utrzymywali zwerbowanie Amurii w tajemnicy, co było niezgodne z zasadami. Hanji była tego zupełnie świadoma, kiedyś musiało wyjść to na jaw. Z powagą stanęła przed starszym mężczyzną i zaczęła mówić nie dając sobie przerwać.

- Nile wybacz, ale przejdę od razu do sedna sprawy. Pięć miesięcy temu przyjeliśmy w nasze szeregi Amuri Katanji. Była to wewnętrzna decyzja korpusu Zwiadowczego, ale mam świadomość złamanych zasad przeciwko prawu. Amuri jest poszukiwana przez waszych ludzi i powinna dostać odpowiedni wyrok, za swoje przewinienia. - wzięła głębszy wdech - Nie zainteresowalibyśmy się tym, gdyby nie informacje pozostawione o niej przez Erwina Smitha. Jest ona bardzo cenym żołnierzem i zmieniła się. Proszę więc, o ułaskawienie jej i oddanie dokonania wyroku w nasze ręce. Proszę uwolnić Amuri Katanji, członkinie korpusu Zwiadowczego.

Nile opierał się łokciami o stół i w zamyśleniu wgapywał się w martwy punkt. Przez te wszystkie lata służby zmęczenie odbiło się na rysach jego twarzy, przez co wyglądał na starszego niż był. W dalszym ciągu patrząc nieobecnym wzrokiem zadał Hanji pytanie.

- Czy mamy oddawać decyzje tym, którzy nie wybrali swojego dowódcy, a innego żołnierza? - uniósł pusty wzrok na kobietę. Burnetka zacisnęła pięść, to jej nie upokorzy, sama dobrze wiedziała jak to naprawdę wyglądało. Otworzyła usta by odpowiedzieć na tą prostacką obelgę, ale Ackermann ją uprzedził.

Sama Napiszę Swój Los... [Snk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz