[The Last]
[ Wiek bohaterów:
Kimiko: 11-12 lat
Sasuke: 19-20 lat][Kimiko]
Po śmierci ojca i wszystkich członków Akatsuki już nic się dla mnie nie liczyło. Na wojnie stałam po stronie Tobiego i Madary, ale mimo wszystko przegraliśmy. Jako jedyna z tej "złej" strony przeżyłam, a Hokage dała mi propozycję, abym dołączyła do wioski i pracowała na jej zlecenia, dzięki temu mogłam żyć, bo za moją głowę oferowano więcej pieniędzy niż za głowy co najmniej trzech członków akatsuki. Zgodziłam się, a każdy patrzył na mnie ze zdziwieniem, że mimo bardzo młodego wieku potrafiłam zdziałać tak wiele, że uważali to za niemożliwe i na pewno przy nim majstrowałam.
Na wojnie ujrzałam również mordercę ojca, który walczył po "dobrej" stronie. Co róż usiłowałam go zabić lecz zawsze ktoś się wtrącał i skutecznie odtrącali mnie od przeciwnika. Widziałam po nim, że nie chciał ze mną walczyć, ale ja się nigdy nie poddawałam i postanowiłam dotrzymać słowa.
Do czasu. Podczas wojny do życia zostali powołani zmarli. Tacy jak byli Hokage czy też członkowie Akatsuki. Gdy ich ujrzałam czułam się jak w śnie i co róż przecierałam oczy. Byłam pewna, że ktoś mnie otruł i to tylko halucynacje, ale jednak było to wszystko prawdą.
Wtedy ostatni raz rozmawiałam z ojcem. Powiedział mi, że to nie Sasuke, bo okazuje się, że tak miał na imię jego oprawca, go zabił, a sam zmarł z powodu choroby. Nie mogłam uwierzyć w to co mówił, myślałam, że to jakieś genjutsu, które ma uśpić moją czujność, ale usłyszałam od ojca takie fakty, o których wiedziałam tylko ja i on. Nie dało się tego podrobić. Musiałam uwierzyć.
Okazało się również, że Sasuke, to brat taty, czyli mój wujek. To wprawiło mnie w osłupienie.
- Wybacz mu, żyjcie jak rodzina - to były ostanie słowa ojca przed jego zniknięciem, a ja postanowiłam spełnić jego życzenie.
Pod koniec wojny stałam się neutralna i nie walczyłam po żadnej stronie. Postanowiłam przeczekać całą akcję i ukrywać się przez resztę, życia. Gdyby nie propozycja Hokage mogłabym już nie żyć...
- Nie ociągaj się - oznajmił wujek Sasuke oglądając się za siebie.
- Przepraszam, zamyśliłam się - podbiegłam, aby zrównać z nim kroki.
I tak wylądowałam z drugim ostatnim żyjącym Uchihą na tym świecie. To my mieliśmy odbudować klan i to my od czasu wojny tworzyliśmy rodzinę, której oboje potrzebowaliśmy. Mimo swojego charakteru zgodził się on mnie przygarnąć pod swoje skrzydła, chociaż sama nie byłam pewna, czy Hokage nie miała w tym swojego udziału. Tak wylądowałam przy jego boku zwiedzając cały kraj w poszukiwaniu niebezpieczeństwa, a w razie potrzeby unicestwianiu nieprzyjaciół.
Teraz byłam tą "dobrą". Chociaż ja zawsze taka byłam, ojciec i wujek Kisame wychowali mnie na dobrą osobę, a to wpływ wujka Paina zrobił ze mnie "potwora", bo i tak zdarzało się mnie nazywać. Bano się mnie i powtarzano, że swoją potęgą mogłabym jednym ruchem zniszczyć całą wioskę. Przez to nie przebywałam w Konosze zbyt wiele czasu, nie byłam bohaterką wioski, która uratowała świat przed Kaguyą, a tylko tą, która do ostatka sił stała po stronie zła.
Nie podobało mi się to, mimo, że przyjaciele wujka Sasuke nie żywili do mnie urazy, bo w takim otoczeniu zostałam wychowana i raczej uważali mnie za ofiarę tego wszystkiego, to niektórzy nadal żywili do mnie urazę. Przyjaciel wujka, Naruto, nie ufał mi, ale udawał, że wszystko jest w porządku. Był przesadnie pozytywny i przyjazny, więc otwarcie nie okazywał niechęci do mnie. Uwielbiał Konohę i nie chciał, aby coś się stało, nie chciał powtórki z najazdu wujka Paina na Konohę. To był jego koszmar, a teraz widział w nim mnie.
- Dotarliśmy, a ty przestań bujać w obłokach, bo nim się obejrzysz ktoś cię zabije - oznajmił mój towarzysz.
- Ostrzegasz mnie przed sobą czy przed kimś innym? - spytałam.
- Przerabialiśmy to - westchnął, wywracając oczami.
Wszedł do jaskini, a ja tuż za nim. Wyczuwałam chakrę nieprzyjaciela, więc odruchowo złapałam za swoje dwa miecze. Dzięki sharinganom widzieliśmy dobrze w ciemności, więc nie było w tym problemu, aby przejść przez "korytarz" do jamy. Ujrzałam Naruto siedzącego na jednym z kamieni. Schowałam miecze, patrząc na niego z niechęcią. On również spojrzał na mnie tym samym nie ufnym wzrokiem.
- Chciałeś się spotkać - zaczął Sasuke.
- Mam ważną wiadomość od Hokage, ale miałeś przyjść sam - wyjaśnił.
Oboje spojrzeli na mnie, a ja wywróciłam oczami po czym zaczęłam iść w stronę wyjścia.
- Jeszcze bym zdradziła jakieś ważne informacje i wydała je członkom swojego strasznego gangu, a nie czekaj, to chyba już nie te czasy, no cóż , kto wie co bym z nimi zrobiła, a no tak, ja wiem! Kompletnie nic! - odwróciłam się w stronę Naruto i szeroko się uśmiechnęłam - następnym razem wujku, bez potrzeby nie targaj mnie ze sobą przez pół kraju - zwróciłam się do Uchihy, po czym wyszłam.
Przed wyjściem ujrzałam dziesięciu wrogich ninja, którzy jakby wiedzieli, że tego dnia, w tym miejscu Naruto ma przekazać Sasuke jakieś ważne informacje. Uśmiechnęłam się na ten widok. Uwielbiałam walkę, ale wielu przeciwników było dla mnie za słabych i bitwy kończyły się po góra dwóch minutach.
Wyjęłam swoje dwa miecze, oblizałam je, a zaraz na nich pojawił się ogień. Postanowiłam własnymi siłami połączyć moc Hidana jak i moc Uchichy i trochę to podrasować. Tak, więc po oblizaniu przeze mnie mieczy pojawia się na nich zaklęta moc, któregoś z żywiołów. Potrafiłam posługiwać się wieloma żywiołami, kierowałam siłę któregoś z nich na język, a po oblizaniu przeze mnie mieczy, ta moc przechodziła na nie. Było to przydatne, ponieważ chakra zostawała na mieczach, a ta w ciele w tym samym czasie się regenerowała. Dzięki temu miałam jej teoretycznie więcej.
Gdy grupa ninja została przeze mnie pokonana z jaskini wybiegli Naruto oraz Sasuke, którzy najwidoczniej usłyszeli krzyki moich przeciwników. Odwróciłam się w ich stronę i szeroko uśmiechnęłam.
- Chyba ktoś chciał was podsłuchać. Nie dziękujcie
YOU ARE READING
Wychowanka Akatsuki
FanfictionGdy ukochana Itachiego Uchihy zmarła przy porodzie ich dziecka, ten musiał przejąć pełną odpowiedzialność nad malutką istotką. Nie mógł pogodzić ze sobą pracy w organizacji i wychowania dziecka, lecz jego wspólnicy starali się mu pomóc na każdym kro...