rozdział 6

5.1K 364 882
                                    

Dzień 5

Draco niewątpliwie bał się dzisiejszego dnia. W bardziej nerwowy sposób. Miał wrażenie, że w obecności gryfona zrobi coś naprawdę głupiego. Na przykład przestanie być chłodnym dupkiem i zacznie z nim rozmawiać jak człowiek.

Ze wzdrygnięciem przekroczył próg mieszkania państwa Ginger. Drzwi były otwarte, bo przed chwilą do środka wchodził, nie kto inny, jak Harry.

- Cześć – rzucił ślizgon zanim ugryzł się w język. Jakaś nieznajoma siła kazała mu zacząć rozmowę z brunetem, a on nie dał rady się powstrzymał.

- Hej... - odparł zdziwiony. W końcu Malfoy odzywający się do niego bez jadu w głosie to niezwykle rzadki widok.

Kiedy zielonooki zawiesił wzrok na jasnowłosym przez dłuższy moment, ten ostatni poczuł się niezręcznie.

- Co się tak gapisz, Potter? – syknął, czując, że jego policzki nabierają cieplejsze barwy. Zdenerwowany zasłonił twarz dłonią i przecisnął się w głąb mieszkania, by uciec od Harry'ego.

Ciemnowłosy patrzył się za nim przez chwilę i myślał. „Kombinuje coś? Oczywiście, że tak. To ślizgon. Ale czemu... zdawał się zawstydzony?"- chłopak nie rozumiał, co się wydarzyło. Nie grzeszył rozumem, więc nie mógł przypuszczać, o co naprawdę chodzi blondynowi. Prawdę mówiąc nawet sam Draco nie dopuszczał do siebie tej myśli, choć huczała mu w głowie już od poprzedniego dnia.

„Podoba mi się ta ciapa??"

Malfoy odchrząknął i wygładził ubrania, w celu uspokojenia się. Potter w końcu do niego dołączył i przywitał się z Arią rysującą jakieś obrazki.

- Hmm? – rozejrzał się wokół brunet – a gdzie chłopcy?

- Pieką ciasto – odparła znudzona nie odrywając wzroku od kartki.

- Jak to? – spytał bardziej wystraszony niż zdziwiony gryfon.

- To będzie zabawne – rzucił Draco uśmiechając się pod nosem i od razu prześlizgnął się do kuchni. Potter potruchtał tuż za nim.

To, co ujrzeli, przerosło ich najśmielsze oczekiwania.

Kuchnia zmieniła się w centrum entropii i chaosu. Wszędzie walały się składniki, mąka rozsypana na podłodze, jajka na ścianach, rozlane mleko. Nawet dziwną sposobnością, płatki kokosowe wylądowały na żyrandolu. A w samym środku tego pobojowiska, przy stole stały dwa małe stworzenia umorusane przeróżnymi proszkami i płynami, z potarganymi włosami i ogromnymi uśmiechami na ustach. W dłoni jednego z chłopców spoczywał kręcąc się dźwięcznie, brudny mikser.

Draco i Harry stali w wejściu bez słowa, zbyt oszołomieni by jakkolwiek zareagować.

Po chwili ślizgon zaczął się głośno śmiać, tak, że reszta obecnych spojrzała na niego zmieszana.

Chłopak nie mógł się już dłużej powstrzymać. Schylił się, zebrał trochę mąki w garść, po czym rzucił białym proszkiem w zdezorientowanego gryfona.

Brunet stał jeszcze chwilę i gapił się na uśmiechniętego Malfoya, aż w końcu zdał sobie sprawę z pewnego faktu. Dracon nie był negatywnie nastawiony ani wrogi. Właściwie to właśnie dokuczył ciemnowłosemu, ale w przyjacielski sposób. Do tego wyglądał jak małe dziecko stojące w kolejce na karuzelę.

Harry nie zastanawiał się długo, jak na gryfona przystało, i od razu wkręcił się w wir bitwy.

Zbierali składniki z ziemi i brudzili sobie wzajemnie ubrania. W pewnym momencie zaczęli się przepychać, coraz mocniej i mocniej. Z zarumienionej twarzy Draco nie schodził radony uśmiech, a Potter nie mógł powstrzymywać się od głośnego chichotu.

Babysitters | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz