ᴛʜʀᴇᴇ

50 7 5
                                    

➥ 𝒊'𝒎 𝒚𝒐𝒖𝒓 𝒂𝒏𝒈𝒆𝒍, 𝒓𝒆𝒂𝒍𝒍𝒚!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

➥ 𝒊'𝒎 𝒚𝒐𝒖𝒓 𝒂𝒏𝒈𝒆𝒍, 𝒓𝒆𝒂𝒍𝒍𝒚!


Kim Yerim właśnie wracała z pracy. Trzeba przyznać, że zmęczyła się ciągłym siedzeniem przed ekranem komputera i nieudolnym usiłowaniem, aby wreszcie skupić się na swoich obowiązkach, których wcale nie brakowało. Przyjaciele zrobili jej ciepłą i miłą niespodziankę i nawet postarali się, aby na jej twarzy zagościł uśmiech, ale fakt, że miała przed sobą stosy papierów do wypełnienia, zniszczył cały ten nastrój. Najchętniej rzuciła by się na łóżko, nie wychodząc z niego aż do końca dnia. No ale był przecież jeszcze Taeyong, który przez cały ten czas próbował się skontaktować z Azjatką. Nie mogła przecież go ciągle ignorować. W dodatku myśl, że w każdej chwili do mieszkania brunetki może wparować jej ciotka z urodzinowym tortem i synem, który wyglądał, jakby był tam zaciągany siłą, dobijał dziewczynę.


Jaehyun spoglądał na Yerim, która ociężałym krokiem szła tuż przed nim, po czym spojrzał na szarawe niebo, z którego najwidoczniej zaraz miał spaść deszcz. Myśl, że brunetka nie zabrała ze sobą parasola, zmartwiła Koreańczyka. Po raz kolejny wyglądać będzie jak mokry pies, który zgubił właściciela podczas deszczowego dnia. Jung westchnął cicho, wracając znowu wzrokiem na drobną postać Kim.

Po chwili brunetka przyspieszyła.
Zdała sobie sprawę, że zaraz zacznie padać? Pomyślał chłopak, próbując zrównać krok z Koreanką, lecz ta z każdą jego próbą przyspieszała coraz bardziej, nie dając nawet ciemnowłosemu szansy. Po raz kolejny cicho westchnął. Czasami naprawdę miał wrażenie, że dziewczyna się z nim drażni, mimo, że nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Robiła to zupełnie nieświadomie, lecz irytacja, która w takich momentach towarzyszyła Jaehyun'owi, przekraczała wszelkie granice.

─ Śledzisz mnie? ─ dziewczyna błyskawicznie obróciła się na pięcie, spoglądając spod byka.

Jaehyun rozejrzał się dookoła lekko zdziwiony, bo był niemalże pewny, że uliczką spacerowali tylko oni. Po dokładnym sprawdzeniu okolicy, wrócił wzrokiem na już lekko zdenerwowaną brunetkę.

─ Ach, wydaję mi się, że masz jakieś zwidy, Panienko Kim ─ zaśmiał się do siebie i już chciał swobodnie postawić kolejny krok, gdy Yerim zrównała z nim swoje surowce spojrzenie.

─ Skąd wiesz jak mam na nazwisko? Pytam ostatni raz, albo dzwonię na policję ─ odparła lekko drżąca Azjatka, zaciskając agresywnie pięści. Przeanalizowała dokładnie postać obcego chłopaka, który to ubrany był od stóp do głów w śnieżnobiałe, lekko lśniące ciuchy. Zdecydowanie wyglądał jak zboczeniec. Pomyślała, wpatrując się wyczekująco w oszołomionego bruneta.

Jaehyun stanął jak wryty, a oczy niemalże wyleciały mu z orbit. Raz jeszcze sprawnie obejrzał okolice, upewniajac się w swojej poprzedniej tezie. Albo dziwnym trafem Yerim nawiedziły jakieś halucynacje, albo jeszcze dziwniejszym trafem brunetce chodziło o postać Jung'a.

─ Do mnie to mówisz? ─ zapytał oszołomiony Azjata, wskazując na siebie swoim drżącym jak galaretka palcem.

─ Jesteś ślepy, czy może głupi? Widzisz tu kogoś innego? ─ prychnęła, pretensjonalnie spoglądając na przerażonego chłopaka.

─ Uważaj jak się wyrażasz, Yerim ─ skarcił ją, nadal nie mając pojęcia co się dzieje ─ Chwileczkę, ty mnie widzisz? ─ odparł po chwili, lekko marszcząc czoło i unosząc do góry zdziwioną brew.

─ Myślisz, że jesteś niewidzialny?

─ No do tej pory byłem...─ odpowiedział niemrawo, a dziewczyna spojrzała na niego jak na wariata.

─ Czego ty ode mnie chcesz, zboczeńcu? ─ powiedziała, agresywnie zdmuchując z czoła wiszący na nim kosmyk kasztanowych włosów. Jeśli chodzi o takie sprawy, Yerim była dosłowna.  Zawsze waliła prosto z mostu, o czym niektórzy z jej otoczenia mogli się już przekonać na własnej skórze.

─ Zboczeńcu? ─ prychnął ─ Jaki znowu zboczeńcu?! Jestem twoim aniołem! Aniołem stróżem! ─ wykrzyczał oburzony, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

─ Aniołem? To jakaś nowa, tandetna gadka na podryw? ─ zapytała, laserując morderczym wzrokiem oburzonego Azjatę.

─ P-podryw? ─ zająknął się ─ Że niby ja miałbym do ciebie... ─ skrzywił się na samą myśl brunet ─ Nigdy w życiu! Dlaczego ty wygadujesz takie bzdury, Panienko Kim? ─ oburzył się, przełykając nerwowo ślinę.

─ Nie odbiegaj od tematu! Kto cię przysłał? Mów! ─ krzyknęła Kim, płytko oddychając.

Jaehyun nic nie mówiąc, bardzo nerwowo i powoli wskazał swoim bladym palcem w górę, który trząsł się niemiłosiernie, tak samo jak cały młodzieniec. Yerim spojrzała w miejsce na niebie, w które wskazywał chłopak. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Zwykłe niebo, na którym zaczęły gromadzić się deszczowe chmury.

─ O co ci ─ zacięła się, po tym jak wróciła zdezorientowanym spojrzeniem w miejsce, gdzie jeszcze sekundę temu stał Jaehyun. No właśnie, stał. Teraz przed dziewczyną nie było ani jednej żywej duszy, nie licząc oczywiście błąkających się kotów, no ale one były tu od zawsze. Uciekł. Uciekł jak najzwyklejszy tchórz na świecie, zostawiając Azjatke bez wyjaśnień. Kim westchnęła ciężko, kręcąc głową z dezaprobatą. Po chwili udała się w stronę mieszkania, kiedy na czubku jej niewielkiego, delikatnego nosa wylądowała pierwsza kropla deszczu.

──+──

ten rozdział jest serio
beznadziejny

𝙁𝙧𝙤𝙢 𝙃𝙚𝙖𝙫𝙚𝙣 [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz