Lekcja Cierpliwości

5.5K 114 35
                                    


Nie był pewien, co się stało – pamiętał, że w jednej chwili umierał we Wrzeszczącej Chacie, prosząc o zobaczenie oczu Lily po raz ostatni, a w następnej był tutaj, wpatrując się w te same, zaskakująco zielone tęczówki. Leżał na plecach na ziemi na czymś, co powinno być boiskiem Quidditcha, ale z pewnością nim nie było: brakowało słupków z bramkami, były jedynie duże, głębokie siatki po obu stronach stadionu wysokie na półtora metra. Zieleń wyglądała na podziobaną i źle utrzymywaną – poszarpane kępki trawy zdawały się być w nieładzie, jakby wiele ciał noszących korkowe buty niejednokrotnie przebiegło całą długość i szerokość boiska.

Severus przełknął głośno ślinę i podniósł wzrok, by spojrzeć na twarz z tymi niezapomnianymi, zielonymi oczami – potargane włosy i okulary bezsprzecznie wskazywały na Harry'ego Pottera. Nie uśmiechał się szyderczo; wyglądał raczej na nieco zainteresowanego. Nie był ani zakrwawiony, ani przesiąknięty potem – a powinien ze względu na walkę.

Chłopak zmarszczył brwi, mierząc Snape'a wzrokiem od góry do dołu.

- Wszystko w porządku, sir? – zapytał.

- Oczywiście, że tak, Potter. Pomóż mi wstać – warknął. Gdy dzieciak wykonał jego polecenie, dodał: - Czarny Pan został pokonany?

Potter znieruchomiał.

- Mógłby pan powtórzyć? – odpowiedział powoli.

- Czarny Pan – syknął Snape. Merlinie, nie było czasu na takie głupoty! – Czy został zlikwidowany? Zgaszony? Uszkodzony? Zabity, Potter. Zamordowałeś go już?

Młodzieniec cofnął się niepewnie, a jego twarz przybrała pusty wyraz.

- Nikogo nie zabiłem – powiedział tym samym, spokojnym i powolnym głosem. – O czym pan mówi?

Bardzo uważnie studiował twarz Snape'a, choć w jego spojrzeniu dało się dostrzec nutkę dystansu. Severus rozpoznał ten wzrok – to spojrzenie było identyczne jak to, którym zawsze patrzyła Lily, kiedy współpracowali ze sobą na Eliksirach tak wiele lat temu. Kiedykolwiek coś w ich pracy nie szło tak, jak powinno, jej oczy zwężały się w taki sam sposób, a sylwetka prostowała się identycznie, jak teraz Harry'ego. Tak samo przechylała głowę na bok, uważnie przypatrując się nieudanej próbie przed sobą i starając się zrozumieć, co i kiedy zrobili źle.

Snape nie znał tego Pottera. Ten za bardzo przypominał swoją matkę i nie miał na czole żadnej blizny. I miał na sobie kolorową koszulkę, szarą kamizelkę, czarne spodnie i sandały. Jak udało mu się to przeoczyć?

- Co ty, na litość Merlina, masz na sobie, Potter? – wypluł Snape. – Wyglądasz jak dzieciak reklamujący mugolską szkołę z internatem.

- Sir – powiedział spokojnie Harry. – Myślę, że powinniśmy dostać się do środka. Cokolwiek sprawiło, że pan zemdlał, z pewnością wpłynęło również na pański umysł.

- Nie zemdlałem! – warknął Severus. – Ja nie mdleję!

Oczy Harry'ego nieco rozbłysły.

- Sir, naprawdę myślę, że...

- Nie – mruknął ponuro Snape – i to jest właśnie twój problem, Potter. Twój mózg nie jest zdolny do myślenia. W związku z tym zamknij usta, którymi niepotrzebnie i bez przerwy kłapiesz, dając jednostce wyższej inteligencji trochę czasu na zastanowienie się.

To było dokładnie to, co Severus potrzebował zrobić – myśleć, myśleć! Gdzie się znajdował? Co to za miejsce? Ta gotycka architektura i zieleń zdawały się być znajome, ale inne rzeczy... Nie było żadnych kluczowych szczegółów. Potter nie był znajomy. Brak jego blizny również, podobnie jak jego ubrania i wyraz twarzy – cholera jasna, nawet okulary gówniarza nie były czymś znajomym! Gdzie były te okropne, okrągłe oprawki, które sprawiły, że zawsze wyglądał tak irytująco? Kiedy udało mu się je zmienić?

Miniaturki | | Snarry  | | DrabbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz