Seria Zwierciadlana

2K 45 4
                                    


1. Obrazy

Jak mnie sobie wyobrażasz?

Zawsze, kiedy śledzisz mnie wzrokiem, czujesz drżące w żołądku poczucie winy z powodu tego, że jestem taki młody, lecz i tak nie przeszkadza ci to chciwie pożerać mojej delikatnej, niewinnej skóry każdym przelotnym spojrzeniem. Moje wargi są różowe, niczym jeszcze niezbrukane i wiesz, że zdecydowanie zbyt często wyobrażasz sobie, jakby to było poczuć je zaciśnięte mocno wokół ciebie. Kiedy zamykasz oczy, widzisz moje szczupłe, drobne palce i czujesz, jak małe paznokcie wbijają ci się w plecy.

Niezwykle często wyobrażasz sobie również moje włosy, wciąż mokre i pachnące czystością po niedawnym prysznicu albo też zlepioną potem czarną grzywkę, która przywarła do bladego czoła. Moje oczy niepokoją cię, błyszcząc jasnozieloną mieszanką złości, niewinności i pragnienia, ale gdy próbujesz wyobrazić sobie, jak mogłyby wyglądać, kiedy pogrążyłbym się w przyjemności - zawsze widzisz je zamknięte.

Obserwujesz mnie częściej niż myślę i częściej niż sam to zauważasz, a patrzenie na mój śmiech sprawia, że odczuwasz jednocześnie ogromną radość i silne poczucie winy. Twoje uszy nauczyły się wychwytywać te rzadkie momenty - kiedy łapię znicz podczas treningów lub gdy żartuję z Ronem na temat Trelawney - ponieważ możesz wtedy spoglądać na beztroski uśmiech na mojej twarzy i zapomnieć o cenie, którą należało za niego zapłacić. Zapominasz wtedy także o gwałtownej, słodkiej przyjemności, jakiej doznajesz, kiedy go niszczysz. Lubisz myśleć, że jestem młodszy niż w rzeczywistości, że możesz mnie formować i ugniatać wedle swojego uznania, a uśmiech czyni to jeszcze prostszym.

Udajesz, że nie zauważasz tanich, znoszonych ubrań, mimo że zacierają one przesuwające się przez twoją głowę obrazy, na których widzisz moje lśniące ciało - osłabione z przyjemności kończyny oraz gładką klatkę piersiową, wyginającą się w łuk, kiedy przesuwasz po niej wilgotnym palcem wskazującym. Myślisz o moich ubraniach jedynie w kategoriach ewentualności i możliwości, które dają - bardzo często widzisz moje spodnie opuszczone aż do kostek, kiedy rumienię się, zawstydzony, ale jeszcze częściej wyobrażasz sobie, jak ściągam je i klękam przed tobą, drżąc z niecierpliwości, podczas gdy ty z pełną opanowania godnością rozpinasz swoje szaty. A jeszcze częściej, chociaż lubisz myśleć, że nie mam o tym pojęcia, wyobrażasz sobie, jak tniesz je na kawałki zdecydowanymi pociągnięciami skalpela, a ja leżę przed tobą niczym najbardziej finezyjny obraz bezbronności. A potem smakujesz językiem zbierające się powoli czerwone krople, ciągnące się niczym łańcuszek wzdłuż mojego mostka.

Lubisz myśleć, że smakuję jak niewinność i młodość, jak "żaby, ślimaki i szczenięce ogony" wymieszane z sokiem dyniowym oraz tabliczkami czekolady, ale tak nie jest. Smakuję jak życie. Czasami wyobrażasz sobie, jak liżę swój nadgarstek po meczu quidditcha, przesuwając po nim różowym językiem i kosztując własny pot.

Nigdy nie chciałem, abyś dostrzegł ukrytą we mnie wrażliwość, jednak kiedy szlocham w twoim łóżku po otrzymaniu wiadomości o śmierci Rona, coś niemal zapomnianego, skrytego głęboko wewnątrz ciebie pragnie zamknąć mnie mocno w ramionach i nie pozwolić, aby ktokolwiek mnie jeszcze kiedyś dotknął.


2. Odbicia

Jak mnie sobie wyobrażasz?

To, jak ty wyobrażasz sobie mnie, jest powiązane z tym, jak ja wyobrażam sobie ciebie. Przecież widzieliśmy swoje umysły, kartkowaliśmy nawzajem nasze myśli - lustrzane odbicia, przeciwieństwa. Twoja biała niczym wosk skóra naprzeciw mojej czarnej krwi, twoje serce - czerwień wdzierająca się ogniem do mojego lodu. Tylko że ty śmiesz wyobrażać sobie, że mój lód pęka... Uwielbiasz ślizgać się palcami wzdłuż mojego ciała, wzdłuż pękniętych szczelin w mojej duszy i właśnie dlatego nienawidzę cię w swoim umyśle i nienawidzę cię w swoich komnatach i wiem, że złamię cię za każdym razem. Że złamię cię pierwszy.

Wyobrażasz mnie sobie jako mężczyznę, ale też jako tajemną istotę - tę samą tajemną istotę, którą byłem, kiedy po raz pierwszy pojawiłeś się w Hogwarcie i zobaczyłeś mnie po drugiej stronie Wielkiej Sali. Nie potrafiłeś oderwać wzroku od moich groźnych, czarnych, błyszczących oczu, które obserwowały cię zachłannie. Pomyślałeś wtedy o potłuczonym szkle, którym zraniłeś się w palec, kiedy ciotka Petunia kazała ci je pozbierać - pamiętasz ten słodki, ostry ból... i od tego czasu zawsze, zawsze chciałeś się dowiedzieć, co kryje się za moimi oczami.

Najwyraźniej udało ci się spełnić swoje marzenie. Teraz widzisz mnie także jako mężczyznę. Widzisz mnie jako czarny cień na trybunach podczas meczu quidditcha, kiedy pędzisz na swojej Błyskawicy, widzisz jasną smugę mojej twarzy zwróconej w twoją stronę - i lubisz sobie wyobrażać, że za moimi surowymi rysami tli się iskierka troski, że moje palce zaciskają się wokół różdżki na wypadek, gdybyś spadł. Gdy jest już po wszystkim i bierzesz prysznic, to nie ekscytacja złapaniem znicza sprawia, że jesteś twardy, tylko poczucie zwycięstwa, że ujrzałeś moje oczy wędrujące w dół twojej śliskiej od potu szyi, kiedy zsiadałeś z miotły. Wyobrażasz mnie sobie w lochach, gdzie - jesteś tego pewien - udałem się po meczu szybkim krokiem. W swoim umyśle tworzysz obrazy - w pośpiechu zsunięte szaty, palce zaciskające się wokół mojego penisa, dużego, gniewnego i czerwonego - i to właśnie myśl o mojej wykrzywionej w ekstazie twarzy, o widoku spermy osiadającej na ciemnym blacie drewnianego biurka sprawia, że przyciskasz twarz do kafelków i dochodzisz.

Kiedy jesteś na lekcji eliksirów, wyobrażasz sobie, że mój głos wydaje ci zupełnie inne polecenia - i dopiero, kiedy cię znieważę, kiedy ukąszę - dopiero wtedy widzę ten blask w twoich oczach, po którym nadchodzi gniew, tak czysty i ostry, jak zielone szkło.

Wyobrażasz sobie mnie wyobrażającego sobie ciebie. Wiesz, że robię to po naszych skazanych na porażkę sesjach oklumencji - i wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, lecz udaję, że nie wiem. Wyobrażasz mnie sobie jako drapieżnika, jako drapieżnego ptaka o błyszczących czarnych oczach, siedzącego dumnie przy biurku i zaciskającego na jego krawędzi palce przypominające białe szpony, kiedy obserwuję, jak przygotowujesz swój eliksir i robisz z niego pomyje. Wyobrażasz sobie, że ja wyobrażam sobie ciebie, mającego brudne myśli, słodkie myśli i czasami wydaje ci się, że widzisz swoje odbicie w moich oczach - nic tylko wiązka delikatnych kości i skóry, jasnej i gładkiej, idealnej do zatopienia w niej moich zębów, moich ust. Zdobycz. Wyobrażasz to sobie, ale delikatny powiew szeptu mojego umysłu o twój sprawia, że zastanawiasz się, czy to tylko twoja wyobraźnia. I zamykasz się z obawą, że zostałeś zauważony oraz że nie zostałeś zauważony, pragnąc, abym to odkrył i wściekając się z tego powodu, łaknąc i pożądając, abym zaciągnął cię do swych lochów i pożarł.

Czasami, kiedy czujesz się na tyle odważny lub gdy opęta cię niezdrowa ciekawość, wyobrażasz mnie sobie na moich misjach. Nie jesteś głupcem, przynajmniej nie przez cały czas, i wiesz, że jest we mnie więcej, niż tylko zwykły głód, pomimo iż głód jest tym, co najczęściej u mnie dostrzegasz. Widzisz mnie stojącego sztywno pomiędzy odzianymi w czerń drapieżnikami, takimi samymi jak ja, których szaty szeleszczą niczym pióra na nocnym wietrze. Wyobrażasz sobie ogniste płomienie odbijające się w bezlitosnej bieli mojej maski, za którą ukazuje ci się moja twarz, spokojna i wilgotna od potu. Wyobrażasz sobie żar mojego roztrzęsionego ciała i skręcający wnętrzności strach, kiedy jestem wzywany przez Czarnego Pana. Nie próbujesz wyobrazić sobie czerwonych oczu Voldemorta ani jego syczącego głosu, ponieważ spotkałeś się z nimi zbyt wiele razy w swoich wizjach - zależy ci tylko na mnie, widzisz tylko mnie, kiedy występuję naprzód i kieruję swoją różdżkę w stronę mugola, a raczej mugolki - dzisiejszej ofiary, związanej i klęczącej przede mną. Wyobrażasz sobie zupełny brak wahania w szybkim ruchu ręki i spokojne słowa klątwy wypływającej z mych ust, jesteś niemal pewien, że dłoń nie drży mi nawet przez chwilę, kiedy kobieta skręca się, wije i krzyczy. Żałujesz jedynie, że widzisz moje rozszerzone ze zgrozy, skryte za maską źrenice. Jednak nie dostrzegasz żadnych wyrzutów sumienia na moim obliczu, spokojnym i opanowanym, pomimo że skóra lśni od potu, a czarne włosy przykleiły mi się do czoła. Wiesz, że gdybym zdjął maskę, wyraz mojej twarzy będzie pogodny, a nawet usatysfakcjonowany.

Kiedy wyobrażasz mnie sobie w ten sposób, nienawidzisz mnie za to, że mogę robić takie rzeczy nawet dla większego dobra... nienawidzisz mnie z tego powodu i nienawidzisz Dumbledore'a oraz Voldemorta, ale najbardziej ze wszystkich nienawidzisz mnie. Chce ci się wymiotować, kiedy ukazuję ci się w taki sposób, ponieważ masz wtedy wrażenie, że jestem zupełnie innym człowiekiem niż ten, który czasami pieści cię delikatnie i sprawia, że jęczysz i wzdychasz. Nienawidzisz, kiedy wyobrażasz sobie rzeczy, które robię i dlaczego je robię. Nienawidzisz, gdy stajesz się twardy z powodu tego, że jestem tak niewzruszony, niemożliwy do złamania, że nie wzdrygam się przed tym, co widzę, co robię. Nienawidzisz mnie za to, że zaczynasz się dotykać, nawet kiedy wyobrażasz mnie sobie jako bezwzględnego sukinsyna, nienawidzisz tego, że wyraz mojej twarzy - czystej i białej niczym ściana, kiedy stoję przed Voldemortem - nie zmienia się nawet odrobinę w przebłysku litości. Nienawidzisz mnie, bo sprawiam, że zapominasz o tej mugolce, że widzisz jedynie nieruchomą linię mojego ramienia, odzianego w czerń i niezachwianego, moje palce zaciśnięte bezlitośnie - kiedy nagle uderza cię taki obraz - wokół twojego penisa. Nienawidzisz mnie za to, że nienawidzisz siebie - że nienawidzisz siebie za bycie takim idiotą, za to, że jesteś tak perwersyjny, że nie potrafisz się kontrolować. Chłopiec. Wyobrażasz sobie mój ostry, szydzący z ciebie głos. Wyobrażasz mnie sobie, stojącego tam, rzucającego Crucio za Crucio, aż mój głos staje się ochrypły - pamiętasz, co Bellatriks Lestrange powiedziała o tym, że trzeba być zdolnym do tego, aby je rzucić - i myślisz sobie: jeżeli on może je rzucić tak wiele razy... I tak, robisz się wtedy jeszcze twardszy. Kiedy dochodzisz w swoim łóżku, plamiąc pościel i odwracając głowę, aby móc zacisnąć zęby na poduszce, twoje włosy są mokre od potu, oczy rozgrzane od łez, a dłoń wilgotna, wilgotna, wilgotna i widzisz mnie w swojej wyobraźni, zdejmującego maskę i uśmiechającego się okrutnie... A potem wycierasz się szybko i, potykając się, biegniesz do łazienki, żeby zwymiotować do umywalki.

Przez kilka następnych dni ledwie na mnie spoglądasz, obawiając się, że ujrzysz ponownie ten uśmiech, obawiając się tego ciepła, które odczuwasz, kiedy to sobie wyobrażasz. Ale nie potrafisz na dłuższy okres czasu powstrzymać się od wizji na mój temat, ponieważ to staje się twoim codziennym, a także conocnym nałogiem, więc powracasz do swoich bezpieczniejszych fantazji. Tych, w których nadal jestem bestią, ale szlachetną... i kiedy moja dłoń przytrzymuje twoją, mieszającą eliksir, a ja udaję, że cię instruuję, mój uścisk jest ciepły, a twarz nieporuszona. Rozluźniasz się i pozwalasz pobudzać się przez coś o wiele bardziej trywialnego i normalnego i nie wyobrażasz sobie tej drugiej strony mnie, dopóki ponownie nie zbierzesz się na odwagę.

Miniaturki | | Snarry  | | DrabbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz