Zmierzchło, kiedy przedzierał się przez liczne uliczki. Jego dom stał na krańcu Konohy i zdawał się naprawdę nieznaczny pośród tylu wysokich, solidnych budowli. Sama matka mówiła mu, gdy się dopiero wprowadzał, że to niepozorny przysiółek. I choć faktycznie mizernie wyglądał na tle wioski, szczególnie, że miał jedynie jedno okno, wychodzące z kuchni na zachodnią część miasta oraz trzy pomieszczenia w środku, Hirou lubił swoje cztery ściany.
Wysokie stanowisko pozwalało mu na życie w luksusie oraz dobrobycie, aczkolwiek sam Nara nie przepadał za nadmiernymi dogodnościami. Wolał za to skromność i spokój, na co mieszkanie na uboczu Wioski Liścia mu pozwalało. Nie wiedział czy Ayano też się to podoba, ale szczerze mówiąc, jego żona rzadko wyrażała swoje zdanie. Hirou więc nie pytał, jedynie domyślając się, że tak jak swoja rodzina, nie jest zadowolona z tego stanu rzeczy.
Nie dbał o to. Miał zbyt wiele zmartwień, by jeszcze na domiar wszystkiego przejmować się takimi błahostkami. Zresztą ostatnimi czasy nawet ród Ito przestał zawracać mu głowę. Ojciec Ayano chyba zaczął rozumieć w jakiej sytuacji się znaleźli. Ku jego niezmiernej uldze. Powiedzieć, że nie przepadał z starym Akihko, było zbyt mało. Był jednym z radnych, niemniej nie zmieniało to faktu, że za wysokie miał o sobie mniemanie. Ród Nara był straszy, przetrwał wojnę sto pięćdziesiąt lat temu, także biorąc w niej udział, a nie nosili się tak jak oni. Nie byli tak próżni, raczej należąc do tych roztropnych, mniej wylewnych. Dlatego gdyby to od Hirou zależało, nie brałby ślubu w tak młodym wieku i do tego z córką Ahiko, ale matka akurat w tym temacie okazała się bezwzględna. Ich ród obiecał jeszcze paręnaście lat temu złączenie klanów, więc Hirou, jako jedyny syn, musiał te winnoś spełnić.
Ale w sumie nie powinien tyle narzekać, stwierdził, wchodząc do przedsionka i zdejmując zabłocone buty. Ruszył dalej przez wąskie przejście do jadalni, która jednocześnie służyła za kuchnię. Światło tutaj stanowiła jedna, niewielka żarówka, która oświetlała pomieszczenie żółtym odcieniem. Tak jak spodziewał się, znalazł tu Ayano.
Właśnie gotowała i zdecydowanie jeszcze nie zauważyła jego przybycia, ponieważ mieszała łyżką w garnku z widocznym zamyśleniem. Hirou stanął w progu, przyglądając się żonie z uwagą. Pamiętał, że jak pierwszy raz ją zobaczył, gdy miał się oświadczyć, był pod wrażeniem. Wioska rozrosła się i nie wszyscy się znali, a przynajmniej Nara za bardzo pochłonięty był sprawami służbowymi, by wyłapywać nieznane twarze. Słyszał o Ayano i jej urodzie, ale dopiero wtedy zrozumiał, że plotki okazały się prawdziwe.
Miała lekko zaróżowioną, gładką skórę. Usta wydatne, a oczy duże i brązowe. Włosy ciemne, ni to czarne, ni to granatowe, sięgające ud. Ayano nie była kobietą wysoką, więc jej drobne ciało jeszcze bardziej nadawało delikatności niczym u porcelanowej lalki. Jedynie teraz zaokrąglony brzuch dodawał trochę więcej ostrości w kruchej sylwetce.
Dzisiaj wygląd Ayano jeszcze bardziej go zirytował. Nasiliło się to, kiedy żona w końcu zauważyła go i przelała na niego bezmyślne spojrzenie.
— Wróciłeś — szepnęła w zdumieniu, a potem łyżka spadła na podłogę z trzaskiem, gdy zerknęła na jego uniform.
Hirou nie pozwolił sobie się skrzywdzić, mimo że miał wielką na to ochotę.
— To nie moja krew — wyjaśnił, kiedy nieustępliwe spojrzenie badało szkody. Ayano jednak nie odważyła się do niego podejść. Mimo że była jego żoną, czasami zdawała się bardziej obca niż niejedna kobieta. Jedynie czasami w łóżku, gdy dzielili intymne chwile, dotyk ich nie ograniczał. Nie, żeby to Hirou jej zabraniał zbytniej wylewności. Ayano po prostu chyba się tego bała, a on jakoś nie przejawiał chęci zżycia ich wzajemnych stosunków. — Miałem ciężki dzień.
![](https://img.wattpad.com/cover/146635495-288-k903274.jpg)
CZYTASZ
PRZEBUDZENIE BOHATERÓW || SasuNaru ✔
FanfictionNastały czasy pokoju i dziś nikt już nie pamięta o wojnie. O bohaterach, którzy ją przeżyli i tych, którzy odeszli. Nikt nie wspomina i nie wie, jak to było naprawdę błagać o życie. Nikt, oprócz nich. Kiedyś nazywani bohaterami, dzisiaj... dzisiaj...