Rozdział 2

1K 41 1
                                    

10 lat później

Dziewiętnastolatka wraz z karą klaczą wędrowały po ziemiach nieznanych dla ich obu. Przynajmniej tak sądziła dziewczyna, klacz wydawała się, że wie gdzie jedzie. Drzewa tu były wysuszone, bez liści i odstraszające, trawa tak samo sucha, a w pewnych miejscach praktycznie jej nie było. Nie było tu żadnych wsi, czy pojedyńczych domów, nawet opuszczonych. Same strasznie wyglądające drzewa i często puste pola, które idealnie nadałyby się na bitwy. Było małe prawdopodobieństwo, że ojciec JiYoung mógł znać te ziemię, był w armii. Podziwiała go za to, że zawsze wracał do domu. Gdy wychodził na wojnę była przygotowana na informację o jego śmierci, on jednak wracał z kolejnymi siniakami i bliznami. Dziewczynie wydawało się wtedy, że ma ich więcej niż ona włosów, co szczerze było niemożliwe, ale były to przecież przemyślenia kilkuletniego dziecka. Słońce zaczęło chować się za horyzont malując niebo na pomarańczowe i żółte kolory, które w połączeniu z błękitnym niebem pięknie się łączyło. Gdy klacz stanęła dziewczyna zsiadła z niej przeciągając się. Godzinne siedzenie na grzbiecie konia powodowało u niej częste skurcze, zwierzę też wyglądało jakby miało dość. Głównie dla niej JiYoung zatrzymuje się na parę dni, inaczej wciąż chodziła by bez celu. Przez lata jej zapotrzebowania malały, mięso nie daje jej już takiego poczucia sytości co kiedyś. Głód mija, ale nie na długo. Dziewiętnastolatka po zebraniu rzeczy na ognisko wzięła łuk i weszła w głąb lasu. Chciała skorzystać z tego, że słońce jeszcze świeci, nie lubiła polować w nocy. Przyswajało jej to sporo problemów. Przechadzała się bezszelestnie pomiędzy drzewami, była praktycznie jak duch. Chociaż w sumie czy nim nie była? Praktycznie jest martwa. Ona N I E żyje. Wdrapała się na drzewo siadając na jednej z grubszych gałęzi. Nie była wysoko, była to odpowiednia wysokość by dojrzeć jakiekolwiek zwierzę. Zawsze tak robiła i ta metoda spełniała się za każdym razem. Zwykle zajmowała dość sporo czasu, ale była cierpliwa. Musi być jeśli chce przeżyć. Odwróciła się by spojrzeć na słońce, światło przedzierające się przez gałęzie świecąc w jej oczy. Zakryła je ręką i na nią spojrzała. Przy świetle zachodzącego słońca jej skóra nie błyszczała się jak przy świetle dziennym. Nie wiedziała od czego to zależy. Jest blada jak kiedyś mieszkający obok chłopczyk. W miejscowości, w której kiedyś mieszkała nie było dużo osób. Raptem dziesięć, domy były daleko od siebie i każdy każdego znał. Każdy sobie pomagał i tak dalej. Dom jej rodziny był najbliżej spokojnej rzeki więc połowę swojego czasu spędzała siedząc nad brzegiem obserwując wszystko dookoła, często dołączał do niej również wcześniej wspomniany chłopak. Wtedy rozmawiali o wszystkim, głównie JiYoung, ponieważ była młodsza o jakieś trzy może dwa lata. On słuchał, śmiał się i czasem odpowiadał. Gdy usłyszała jak niedaleko pęka gałązka otworzyła oczy rozglądając się. Praktycznie pod nią stał królik, czesał łapką ucho. Dziewczyna zmieniła pozycję wyciągając strzałę. Naciągnęła cięciwe i puściła ją po wycelowaniu. Strzała, którą wystrzeliła nie trafiła, druga, która leciała z innej strony wbiła się w nią przepychając dosłownie o milimetry. Wylądowały przed oczami małego zwierzęcia, które w popłochu uciekło w las. Zszokowana dziewczyna spojrzała w stronę, z której przyleciała strzała. Zza krzaków wyszło dwoje chłopaków. Wyglądali dość dziecinnie, jeden z nich był dość wysoki, jego brązowe włosy były porozwalane we wszystkie strony świata, usta dość pełne, a oczy nie za duże. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Drugi był wyższy, różnica była niewielka, jeden może dwa centymetry. Jego włosy również były brązowe i również w nieładzie, usta jego były wąskie, a oczy nawet duże. Oboje wyglądali neutralnie i nie groźnie, jednak wolała zostać na drzewie.
     — Jakim cudem ty go nie trafiłeś? Twoja ślepa babcia by go trafiła z tej odległości! — powiedział jeden z nich wstając z ziemi otrzepując się przy tym.
     — Zamknij się! Ty byś jej nawet nie wystrzelił, a co dopiero ubił królika! Bierzemy strzałę i idziemy dalej. Matka mnie zabije jak czegoś nie przyniosę. — drugi również wstał od razu idąc w kierunku strzał. Gdy wziął do ręki strzały rozejrzał się wokół. — Dziwne, bardzo dziwne. — wyższy chłopak podszedł śmiejąc się.
     — Zamiast królika, ustrzeliłeś strzałę. Tylko pogratulować ci refleksu. — starszy uderzył chłopaka w tył głowy.
     — Ty jesteś głupi. Ktoś też tu jest. Skąd niby wzięła by się ta strzała? Trzeba go znaleźć, może będzie miał jakieś obozowisko. Zabijemy go i okradniemy. — rzeczy ponownie znalazły się na ziemi, chłopcy rozdzielili się zaczynając chodzić cicho i nasłuchiwać. Dziewczyna założyła na siebie łuk i powoli zaczęła schodzić z drzewa rozglądając się co sekundę. Czyli nie są tacy jak sądziłam - pomyślała stawiając stopy na ziemi. Po przejściu paru bezszelestnych kroków jej wzrok spotkał się ze wzrokiem jednego z chłopców powodując u niej stanięcie. Automatycznie wstrzymała oddech nie wiedząc co robić. Uciekać? To by było najrozsądniejsze, ale czy JiYoung chce być rozsądna? Po dłuższej chwili patrzenia na siebie dziewczyna usłyszała za sobą czyiś bardzo cichy chód. Człowiek by go nie usłyszał, tego była pewna. W mgnieniu oka wstała z łukiem skierowanym prosto w skradającego się chłopaka. Ten zatrzymał się od razu powoli wstając.
     — Okej, nic ci nie zrobimy. Totalnie nic. Jesteśmy tylko na polowaniu, czy to zabronione? — mówił ostrożnie, JiYoung cały czas napinała cięciwe coraz mocniej. Puściła ją by zablokować rękę drugiego bruneta, który trzymał nóż, przez co strzała wystrzeliła na nieszczęście dziewczyny nie trafiając chłopaka, ponieważ ten zwinnie ją wyminął. Brunet z nożem w ręce zrobił minę zakłopotania. Nie spodziewał się takiego zwrotu akcji, oboje się tego nie spodziewali. Bo co niby miała im zrobić zwykła drobnie wyglądająca dziewczyna?
     — Dobra... Okej. Odkładamy bronie. Na spokojnie. — mówił jeden z nich odrzucając nożyk od siebie. Dziewczyna spojrzała na drugiego wyczekująco. Wypchał policzek językiem uporczywie nad czymś myśląc. — Odkładamy bronie. — powtórzył stanowczo, chłopak wypuścił powietrze również odrzucając bronie, które miał przy sobie. JiYoung stanęła prosto oddalając się na tyle, by nie stać tyłem do jednego z nich. — Widzicie? Nic się nie dzieje. A teraz każdy się rozejdzie w swoje strony, bez żadnych problemów. — mówiący brunet spojrzał na drugiego chcąc upewnić się, że nie zrobi nic głupiego. Znał go za dobrze by wiedzieć, że się nie podda. JiYoung zaczęła cofać się obserwując dokładnie ich ruchy. Nie wierzyła w to, że puszczą ją tak bez żadnego problemu. Zwłaszcza, że ten drugi nie wyglądał na zadowolonego pomysłem zaproponowanym przez pierwszego. Tak jakby dziewczyna przewidziała wszystko, zauważyła jak jeden z brunetów zaczął sięgać po niezauważony przez dziewczynę wcześniej średniej wielkości nóż. Oboje w tym samym momencie wymienili się rzutami. Chłopak dostał od dziewczyny ze strzały w ramię, a w JiYoung rzucił wcześniej wymienionym nożem, który również wbił się w jej ramię. Automatycznie rzuciła się do biegu zostawiając za sobą obojga mężczyzn. Zagwiżdżała głośno by po chwili mogła usłyszeć szybki stukot kopyt, które z chwili na chwilę były coraz to bliżej. Gdy w końcu obok niej galopowała jej klacz wskoczyła na grzbiet konia sprawdzając czy są za nią czy może nie. Nikogo. Odetchnęła z ulgą wyciągając z ramienia nożyk. Wyrzuciła go obok skupiając się na drodze. Wiedziała, że i jemu i jej zostanie pamiątka w postaci blizny.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
I'm not HUMAN // j.jkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz