Rozdział 20

581 31 4
                                    

Wysiadłam z samochodu po czym zamknęłam go kluczykiem. Minął tydzień odkąd widziałam się z chłopakami. Przez ten czas próbowałam znaleźć winowajcę wszystkich zabójstw, jakie ostatnio mają miejsce. Wolałam działać sama, więc nikt o tym nie wiedział. Niestety moje poszukiwania nie powiodły się. Mężczyzna jakby rozpłynął się w powietrzu. Weszłam do środka i zdjęłam buty po czym rozejrzałam się. Było cicho i nikogo jak na razie nie było. Dziwne.
Ruszyłam na górę. Rozmowy dochodziły jedynie z najbardziej oddalonego od schodów pokoju. Podeszłam do niego jednak wstrzymałam się przed zapukaniem.
      — Mówimy jej? Osobiście myślę, że JiYoung powinna o tym wiedzieć. Jest ambitna, w razie czego może nam pomóc. — zmarszczyłam brwi słysząc słowa Min'a.
       — Absolutnie nie! Ona jest przeciw przemianami, nie zaakceptuje tego. — wbiłam wzrok w podłogę. San przegina. Przemiany? Serio? — Powiemy jej już po wszystkim. Wtedy nie będzie miała nic do gadania. — przejrzałam wzrokiem część pokoju przez lekko uchylone drzwi. Zdawało się, że są w nim prawie wszyscy. Nie widziałam drugiej części pomieszczenia.

" JiYoung wyjdź zza tych drzwi. Wiem, że tam jesteś "

Usłyszałam po chwili w głowie. Czyli JungKook również tam jest. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po wszystkich. Prychnęłam przeczesując włosy ręką.
      — Nie będę miała nic do gadania... nie zaakceptuje tego. — wymieniałam słowa San'a, który spuścił wzrok bojąc się na mnie spojrzeć. — Myślałam, że jesteście mądrzy. Kurwa, przemiany? Serio? Kogo chcieliście przemienić jeszcze prócz San'a, co? — starałam się mówić spokojne chociaż czułam coraz bardziej jak zaczynałam się denerwować, a mój głos unosić. — Pytam się! — krzyknęłam jak nikt mi nie odpowiadał. Ponownie nastała cisza.
      — JiYoung, uspokój się. — Jin spróbował załagodzić sytuację, ale wycofał się po zetknięciu z moim ostrzegającym wzrokiem.
      — Nie ma sensu dolewać oliwy do ognia. Są pewne zasady, których nie można złamać! — każdy był cicho. Nikt nie wiedział co powiedzieć. — Ale róbcie co chcecie. Nie biorę ze was odpowiedzialności jakie mogą was spotkać podczas tego CUDOWNEGO planu. — uniosłam ręce w geście poddania się i wyszłam z pokoju jak i z domu. Drżącymi od nerwów rękami szukałam po kieszeniach kluczy do samochodu. Po znalezieniu ich parę razy upadły mi na ziemie.
      — JiYoung spokojnie.... — usłyszałam za sobą głos Jeon'a. Zaśmiałam się kpiąco otwierając drzwi od samochodu. — To nie tak. — odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.
      — Jasne, ten pomysł by zmienić San'a i DamHe? Nigdy nie słyszałam większej głupoty. — złapałam się za głowę. Zaczęło kręcić mi się w niej.
       — Ale to nie jest głupota. — wzbraniał się chłopak podchodząc bliżej gotów mnie złapać gdybym upadła. Cóż za romantyczne gówno.
       — Czy San zastanawiał się chociaż przez chwilę czemu tego nie akceptuje? Czy patrzył na to realistycznie? — pytałam patrząc na chłopaka. — Nie zna mnie w pełni. Nikt mnie nie zna w pełni. To, co on wie to zaledwie zalążek mojego całego życia.
       — Więc pozwól się poznać. — powiedział gdy wsiadłam do auta. Patrzyliśmy chwile na siebie w ciszy jednak w końcu odjechałam bez słowa. Dać się poznać? Już mnie poznał, każdy z nich wie tyle ile powinien.

~
Jak to się mówi, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Do trzech razy sztuka. Po raz kolejny szwendałam się między bardziej opustoszonymi i przyciemnionymi alejkami. Po raz kolejny jako inna osoba niż wcześniej, i po raz kolejny wypachniłam się tak, że aż mnie w nosie świerzbi. Poczułabym taką z kilometra jak nie więcej. Turysta wybredny, nie powiem, że nie. Nasłuchiwałam i rozglądałam się uważnie. Nic innego prócz hałasu miejskiego i zwierząt nie słyszałam. Ponownie. Wkurzona kopnęłam pobliski kamyk, który pofrunął w głąb ciemności. Jestem ciekawa czy któryś z chłopaków również postanowił poszukać naszego zagubionego, czy tylko ja jestem na tyle... przewrażliwiona? Nie powinnam tak o sobie mówić, ale tak. Jestem przewrażliwiona, w pewnym sensie. Gdy powoli zaczęłam iść w stronę powrotną w moje plecy został rzucony kamyk. Natychmiastowo przystanęłam i odwróciłam się podnosząc go. Rozejrzałam się wkoło. Spojrzałam w stronę najciemniejszej alejki.
      — Nie uważasz, że to nie ładnie tak kogoś rzucać kamieniami? I to w dodatku w plecy? — osoba winna za rzucenie kamyka wyszła z cienia stając razem ze mną w marnej latarni. Szatyn o mocnych rysach twarzy uśmiechnął się lekko widząc mnie. Moje ciało spięło się niekontrolowanie prostując. Ubrany był cały na czarno. Tak samo czarny kapelusz znajdował się na jego głowie, a wisząca po boku twarzy husta również była częścią jego stroju. Krwiście czerwona peleryna, która przypięta była przez charakterystyczne przypinki wiała lekko na wietrze. Nie spodziewałam się ich tu. Nie chciałam się ich tu spodziewać. — Dawno się nie widzieliśmy JiYoung, kopę lat. — westchnął teatralnie. — Wiesz, nawet dobrze się złożyło, że cię spotkałem. Nie muszę robić ci nalotów do mieszkania. To bardzo ułatwia sprawę. Chociaż, tam byś mi nie uciekła, a jedynie wystawiła za próg. Jeśli i to by ci wyszło. — mrugnął do mnie wciąż z jego cwanym uśmieszkiem. Nigdy tego nienawidziłam. Jego wieczny, irytujący wyraz twarzy.
 

  — Czego chcecie? Domyślam się, że to nie ja byłam w planach spotkania. — mężczyzna zaśmiał się ochryple bawiąc się czymś płaskim w dłoniach.
      — Jesteś nam potrzebna. — przyznał niechętnie. — HongJoong kazał nam cię przyprowadzić. — parsknęłam oblizując potem usta.
      — Nie pójdę do niego, bardzo dobrze o tym wie. A co...? Coś wam wymknęło się spod kontroli? — chłopak zacisnął szczęke spoglądając na mnie. — No proszę. Kto by pomyślał, że sama głowa księżyca będzie szukała pomocy u jednej marnej wampirzycy, która -  jeśli dobrze pamiętam, nie jest już w niczym potrzebna. — przechyliłam głowę w bok, tym razem ja odbiłam pałeczkę. — ...Więc... skoro nie jestem potrzebna, po co mam tam iść? — dodałam po jakimś czasie.
      — Chociażby po to, by pozbyć się śladu ugryzienia. — zmarszczyłam brwi automatycznie łapiąc się za szyję. Wskazał palcem w pobliżu swojej szyi.— To nie wygląda dobrze i sama dobrze wiesz, że będzie gorzej. Długo tego nie ukryjesz. Jeśli pozbędziemy się problemu, to drugi również zniknie. Proste. — zakręcił przypinką na palcu i wyciągnął rękę w moją stronę czekając aż przyjmę podarunek. — Więc? Wiesz, że Kim nie lubi czekać. Nie pozwól mu się wkurzać. — próbował dalej przekonać mnie do dołączenia do nich. Raz mi wystarczy, ledwo od nich uszłam, a oni znów chcą mnie w to wplątać. Śmieszni.
      — HongJoong ma problem, ponieważ trafił na kogoś konkretnego. Przekaż mu, że jestem niepotrzebna. Przecież sam mi to powiedział czyż nie? Więc po co mam mu pomóc? Jesteście silni. Toż to członkowie księżyca! Macie władze nad większością wampirów. Stworzyliście nasze zasady, oraz swój problem, z którym uporać musicie się sami. — rozłożyłam ręce na bok. Song patrzył na mnie nienawistnie. — To nie moja walka MinGi, wypisałam się od was, nie należę do księżyca. — po raz ostatni posłałam mężczyźnie nie szczery uśmiech i odwróciłam się na pięcie odchodząc szybko.
      — A jednak go szukasz czyż nie? — ponownie mnie zatrzymał. Staliśmy chwilę w ciszy.
      — Ale nie jako członek kultu. — zakończyłam naszą rozmowę znikając z uliczek oraz wzrokowi chłopaka. Jeśli biorą się za tę sprawę sami członkowie najwyższego w hierarhi kultu to jest coś na rzeczy. To nie jest zwyczajny turysta, to ktoś od nich.

Bardzo przepraszam za brak rozdziału w tamtym tygodniu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Bardzo przepraszam za brak rozdziału w tamtym tygodniu. Nie wyrobiłam się z pisaniem. Miałam sporo na głowie. Dlatego muszę przenieść rozdziały na piątki bo to jedyny dzień, w którym kończę najwcześniej.
Cześć ~♡

I'm not HUMAN // j.jkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz