Wraz z pierwszymi płatkami śniegu leniwie wirującymi w podrygach mroźnego wiatru Hogwart wypełniły podekscytowane szepty. Od rozpoczęcia Turnieju Trójmagicznego zdawać by się mogło, że atmosfera nie może być już bardziej napięta i pełna wyczekiwania, a jednak zapowiedzenie Balu Zimowego przez profesor McGonagall spowodowało wybuch rozmów, prób i kolejnych dni skreślanych na kalendarzach przez co bardziej niecierpliwych uczniów. Zamek wręcz kipiał emocjami, mimo że nie wszystkich satysfakcjonowała wizja eleganckich strojów, szukania partnera na ten specjalny wieczór i nauki sztywnego tańca.
Jedną z takich osób był Draco Malfoy. Bal ogłoszono parę godzin temu, a on już miał dość. Jasne oczy omiatały Wielką Salę znudzonym wzrokiem, szukając poparcia dla swojej niechęci wśród ślizgonów. Jak się okazywało, na próżno. Pansy trajkotała do swoich przyjaciółek, o tym co miała zamiar założyć, mierząc go sugestywnym spojrzeniem. Wymagało wiele silnej woli, by nie okazywać po sobie irytacji. Stratą czasu były próby zrozumienia ekscytacji uczniów, zwłaszcza, że Bal miał przecież odbyć się dopiero za dwa tygodnie.
Odłożył widelec, którym do tej pory bezwiednie rozgniatał nietknięte jedzenie na talerzu, odwracając się w stronę Zabiniego. Czarnoskóry chłopak mamrotał coś pod nosem, wpatrując się w stół gryfonów. Draco uniósł lekko brew, szturchając go w ramię i mówiąc, by powtórzył, co zdawało się wytrącić ślizgona z równowagi, jakby wcześniej zupełnie się wyłączył. Wkrótce jednak przybrał swój zwyczajowy, szeroki uśmiech, w pełni już skupiony na naburmuszonej twarzy arystokraty.
— Mówiłem tylko, że już widzę te stada dziewczyn rzucających się, by zaprosić Pottera — parsknął, wskazując podbródkiem Złotego Chłopca. Z tej odległości mogli podziwiać jedynie jego zgarbione plecy i rozwichrzone, przydługie włosy, a za towarzystwo miał zwyczajową dwójkę, Weasleya i Granger. Kulił się nieco pomiędzy nimi, najwyraźniej będąc niefortunnym świadkiem kolejnej kłótni gryfonów, od czasu do czasu poklepywał czerwonego aż po cebulki płomiennych włosów Rona po ramieniu w marnym geście pocieszenia, czasem szeptał coś uspokajającego do Hermiony.
Jasne brwi Dracona zmarszczyły się surowo. Po raz kolejny poczuł igiełki irytacji na słowa Blaise'a, nieco zbyt pochlebne nawet mimo sporej dawki kpiny w głosie.
— Chyba sobie żartujesz — prychnął, przyodziewając się w największą dawkę obojętności, jaką był w stanie z siebie wykrzesać. Zaplótł ramiona na piersi, wpatrując się w widok za oknem. Śnieg nie zdążył jeszcze przykryć całego świata, gałęzie drzew odcinały się ciemną zielenią na tle szarego nieba. Płatki wirowały w powietrzu, a mroźny wiatr wiał by zwiastować nadchodzącą zimę. Dlaczego Zabini mówił tak idiotyczne rzeczy? Przecież osobiście zadbał o ośmieszające plakietki z nazwiskiem Pottera, by zostawiono go w spokoju. Jeżeli teraz te wszystkie dziewczyny zapomną jak chichotały z słabego, ale chwytliwego hasła i rzucą się z zaproszeniami do bruneta, cały jego wysiłek pójdzie na marne.
CZYTASZ
bodies that collide ; drarry
FanfictionBezinteresowność nie jest mocną stroną ślizgonów, o czym Draco ma okazję dobitnie się przekonać. Oprócz zbliżającego się i napawającego go niechęcią Balu Zimowego, musi mierzyć się z pewnym zadaniem związanym z Złotym Chłopcem, które ma szansę całko...