Bezinteresowność nie jest mocną stroną ślizgonów, o czym Draco ma okazję dobitnie się przekonać. Oprócz zbliżającego się i napawającego go niechęcią Balu Zimowego, musi mierzyć się z pewnym zadaniem związanym z Złotym Chłopcem, które ma szansę całko...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Księżyc wisiał już wysoko na niebie. Mógł być środek nocy, może nawet zbliżał się świt, a mimo to Draco wciąż nie spał. Kiedy stało się jasne, że przewracanie się z boku na bok czy wymyślanie nierealnych scenariuszy nie pomoże, odrzucił kołdrę, podnosząc się. Jeżeli on nie mógł zasnąć przez głupie wymysły Zabiniego, ten tymbardziej nie powinien obecnie smacznie chrapać kilka łóżek dalej.
Szarpnął kilkakrotnie za ramię przyjaciela, aż ciemne oczy zalśniły w ciemnościach dormitorium. Był zdezorientowany i być może wciąż myślami w swoich odległych snach, ale blondyn nie miał zamiaru czekać, by doprowadził się do porządku. Kiwnął głową w stronę Pokoju wspólnego, pustego o tej porze. Nie mogli pozwolić sobie na rozmowę w wspólnej sypialni, pełnej ciekawskich uszu i języków pragnących przekazywać dalej najświeższe, podsłuchane rewelacje. Ślizgon mógł pochwalić się względnym szacunkiem wśród swoich domowników, ale pozwalanie sobie na pełną swobodę w ich obecności byłoby już czystą głupotą.
Żaden z nich nie miał zbyt wesołej miny, gdy zasiedli w końcu w fotelach przy wygasłym palenisku.
— Możesz mi teraz zdradzić, jak mam doprowadzić do odciągnięcia uwagi Pottera. Bo mam nadzieję, że twój plan nie obejmuje tylko ciebie i Weasley, skoro będzie to możliwe jedynie dzięki mnie — mruknął, żałując, że nie są teraz w rodzinnej rezydencji i nigdzie w pobliżu nie było barka po brzegi wypełnionego drogimi trunkami. Zatęsknił za palącym gardło smakiem ognistej whisky, tak uwielbionej przez jego ojca. Poza tym, łatwiej byłoby kontrolować mu drżenie dłoni, gdyby zajmowało je szkło. Byli jednak w lochach, siedzibie ślizgonów i jedyne, co miał do dyspozycji to zaciskanie rąk na oparciu fotela.
Poza tym, naprawdę miał nadzieję, iż Blaise ma jakikolwiek plan. Nie mógł przecież tak po prostu podejść do Pottera i zaproponować mu rozejmu. Z tego prostego powodu, że byłoby to zbyt podejrzane, ale obejmowało też obecność innych gryfonów w pobliżu, co nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. Musiał zrobić to subtelnie, tak, by po wszystkim dało się to odkręcić i ratować resztki jego honoru. Czyli najlepiej bez świadków, z jakąś dobrą wymówką i w sposób niewymagający od niego zbyt wiele zaangażowania.
— Powinieneś być po prostu miły. — Czarnoskóry chłopak mówił niewyraźnie, z policzkiem opartym na zaciśniętej dłoni, jakby wciąż nie do końca wyzbył się pozostałości snu. I prawdę mówiąc, Draco miał nadzieję, że jego słowa były jedynie majakami, bo w przeciwnym razie dostał najgłupszą radę na świecie bez żadnego racjonalnego wyjaśnienia.
Zmrużył oczy, wlepiając stalowe spojrzenie w rozmówcę.
— Co to ma w ogóle znaczyć? Myślisz, że pójdzie ze mną na Bal, bo zamiast "udław się" powiem mu na śniadaniu "smacznego"? — warknął, kręcąc głową. Po raz kolejny pogratulował sobie anielskiej cierpliwości, jedynego, co potrafiło utrzymać kogokolwiek w bliższej relacji z Zabinim.