nothing changed at all ; 5

1.6K 166 64
                                    

             Harry Potter wyglądał na zagubionego.

Podczas Bitwy o Hogwart Draco doskonale widział na jego twarzy ponurą determinację, zaciętą wolę walki, nawet gdy ziemia wszędzie wokół była przypruszona poległymi ciałami. Widział zimny błysk, ilekroć dokładał wszelkich starań, by mu dopiec. Nawet w obliczu Czarnego Pana, klęski, utraty bliskich, nawet z zwątpieniem, wahaniami i trudnymi wyborami emanował z niego jakiś dziwny rodzaj siły, który nie miał nic wspólnego z wciąż młodymi mięśniami na szerokich ramionach. Pochodzący z wewnątrz, choć wydawałoby się, że wszelkie pokłady nadziei już dawno powinny były go opuścić. I dopiero teraz, w sklepie z drogimi, eleganckimi garniturami, gryfon wyglądał na niepewnego i wystraszonego.

Malfoy miał ochotę parsknąć śmiechem, zamiast tego jednak zacisnął szczupłą dłoń na jego ramieniu, prowadząc wgłąb sklepu. Zatrzymali się przy wieszakach z koszulami, wszystkimi z najlepszej jakości materiałów, skryta słabość ślizgona. Przesunął dłonią po każdej z nich, w końcu wybierając czarną, prostą i niemalże identyczną do całej reszty kolekcji z jego szafy. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany, odwracając do swojego towarzysza. Uniósł lekko brew, gdy ten zamiast oglądać ubrania wlepiał w niego przenikliwe spojrzenie, szmaragd przenikający do samego szpiku kości. 

— Wybrałeś coś sobie? —  zapytał, nie oczekując właściwie odpowiedzi. Doskonale widział zaciśnięte w pięści dłonie bruneta wciśnięte głęboko w kieszenie spodni. Mówił przyciszonym tonem, bo oprócz nich w butiku znajdowały się jedynie dwie osoby. Jedną z nich był sprzedawca, stary znajomy rodziny, który na widok panicza Malfoya w towarzystwie Pottera uniósł brwi wyżej, niż wydawało się to możliwe. Najwyraźniej plotki o ich wzajemnej niechęci dotarły już do uszu większości czarodziejskiego, angielskiego światka. Nie miał zamiaru się z niczego tłumaczyć, ale wolał również unikać kolejnych plotek. 

— Tu wszystko wygląda tak samo. I jest tego za dużo. Skąd mam wiedzieć, gdzie szukać, skoro nie wiem nawet czego szukam? —  odburknął, widocznie niezadowolony. Dobry nastrój towarzyszący im przy wymykaniu się z zamku prysnął, gryfon nie czuł się dobrze w atmosferze przepychu i elegancji. Prawdopodobnie chciał opuścić to miejsce jak najszybciej, co właściwie było na rękę Draconowi. Z drugiej strony mógł go jeszcze pomęczyć. Jakoś odwiedzie go od pójścia na Bal, ale to nie znaczyło, że choć jeden dobry garnitur nie może zasilić gryfońskiej szafy. Nieszczęśliwy grymas na twarzy Pottera był zbyt miłym widokiem, by tak szybko odpuścić sobie tę drobną formę tortur.

— Nie chodzi o to, jak te ubrania wyglądają na wieszakach, tylko o to, jak będą leżeć na tobie. —  Ślizgon, westchnąwszy z przekąsem, jakby tłumaczył najoczywistszą rzecz pod słońcem, zaczął się rozglądać. Krytycznym spojrzeniem zerknął na sylwetkę gryfona, zawieszając na niej wzrok odrobinę dłużej, niż było to konieczne. Szerokie ramiona, szczupła klatka piersiowa, niższy od niego o kilka centymetrów. Z pomocą Malfoya może wyglądać nawet przyzwoicie. Szybko zgarnął parę kompletów, obwieszając nimi towarzysza, po czym pokierował ich do przymierzalni na końcu sklepu. 

Grube, ciemne brwi zmarszczyły się w niezrozumieniu, gdy stali na przeciwko siebie, oddzieleni jedynie srebrną zasłoną. 

— Mam przymierzyć to wszystko? — zaakcentował ostatnie słowa, wskazując na pokaźny stos ubrań rzucony niedbale na ławeczkę. 

— Nie, wybrałem je tylko po to, żebyś stał i patrzył na nie jak idiota. — Draco wywrócił oczami. — Doprawdy, Potter, mógłbyś docenić moją chęć pomocy. W końcu będziesz porządnie ubrany. 

Srebrna zasłona zasunęła się z szelestem. Blondyn opierał się o ściankę, słuchając odgłosów zrzucanych ubrań i cichych przekleństw, aż wszystkie ucichły. Odczekał chwilę, po czym odciągnął dzielący ich materiał, niemalże się uśmiechając na widok Pottera, który wbrew wszystkim swoim wcześniejszym słowom wpatrywał się w swoje lustrzane odbicie z wyrazem satysfakcji. Czarna koszula opinała klatkę piersiową, wzorzysty garnitur dodawał kanciastości w ramionach i płynności miękkich konturów tam, gdzie było to potrzebne. Wyglądał zaskakująco dobrze, nawet z rozwichrzoną fryzurą, kontrastującą swoją niefrasobliwością z elegancją odzienia.

bodies that collide ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz