W Hogwarcie od momentu zapowiedzenia Balu nie żyło się niczym innym, a jednak gdy ten dzień w końcu nadszedł, Draco poczuł się niemalże zaskoczony. Nie można go zresztą winić, miał głowę zaprzątniętą sprawami w jego mniemaniu o wiele istotniejszymi. Nawet jeśli wciąż rzadko kiedy przyznawał się przed samym sobą, iż czymś o wiele istotniejszym jest Potter.
Ich relacja przypominała balansowanie na cienkiej linie rozwieszonej nad przepaścią. Kroki musiały być powolne i wyważone, ale przebrnięcie jej dostarczało niebywałej satysfakcji. Nie wszystkich nawyków udało im się wyzbyć, oboje musieli nieprzyzwoicie wiele razy tłumaczyć się przed innymi z tego, że nie skaczą sobie do gardeł, ale w istocie nie było tak źle, jak się wcześniej to jawiło w ich wyobraźni.
Ślizgon uczył się nie tylko poznawania jego, ale i samego siebie. Musiały minąć dni, nim przestał przejmować się dziwnymi reakcjami fizycznymi, jakie nie dawały mu spokoju. Miękkie kolana, mrowienie w podbrzuszu i, och zgrozo, potliwe ręce. Ostatecznie zrzucił to na karb nowej sytuacji i zepchnął wgłąb umysłu. Przeszedł szybki kurs uśmiechania się tak, by nie wyglądać jakby w jego żołądku odgrywała się Bitwa o Hogwart, czego gryfon nie omieszkał mu wypominać. Od czasu do czasu udawało mu się nawet wyrztusić coś miłego i się tym nie udławić, co uważał za sukces wielkiej miary.
Ćwiczył teraz obie te umiejętności, stojąc przed lustrem od dobrych piętnastu minut i ignorując przytyki Zabiniego. W normalnych okolicznościach potraktowałby go zaklęciem uciszającym lub czymś znacznie mniej przyjemnym, dzisiejszego wieczoru puszczał wszystkie uwagi mimo uszu, zbyt przejęty fałdą na materiale marynarki i drobnym ukruszeniem jednego z zębów (jak mógł wcześniej tego nie zauważyć?). Gdyby mało mu było tragedii, włosy nienaturalnie oklapły od zbyt namiętnego poprawiania ich, a uśmiech z każdą sekundą przypominał bardziej grymas szczerej odrazy i goryczy.
— Gdyby ktoś się tak do mnie uśmiechał, pomyślałbym, że chce raczej zatańczyć na moim grobie, niż ze mną.
Zabini uciszył się wskutek poduszki lądującej na jego wyszczerzonej twarzy, i dopiero ten widok odrobinę rozluźnił spięte ramiona Malfoya.
─────────────────
.· * • ˚♡ : · •.· *☆ ˚ : ·* ˚ . ✧ · * ༊*·˚ ‧₊ ༉ ˚✩ ✧.*ೃ༄
Malfoy uważałby własne zachowanie za uwłaczające, gdyby tylko umiał zebrać chaotyczną gonitwę myśli w sensowną całość. Nie potrafił opanować nerwowego tiku drżącej nogi, czuł nieprzyjemną wilgoć dłoni i miał wzrok ograniczony do jednego miejsca, szczytu schodów, u których oczekiwał zjawienia się gryfona. Nie rozumiał, skąd ta nagła zmiana, coś tak innego, od swobody, jakiej zdołał się nauczyć w jego obecności. Dzisiejszy dzień, z pozoru niczym nie różniący się od poprzednich, w praktyce urastał do kolosalnych rozmiarów, przytłaczających go całym swoim jestestwem.
Gdyby nie wielokrotne wywracanie oczami Blaise'a (za co był wdzięczny, bo pogarda i złość były jedynymi, co potrafiło dziś przywrócić mu racjonalne myślenie) i przytrzymywanie go siłą w miejscu (zaczynał rozumieć, czemu ślizgoni nie cieszą się sympatią) byłby już w połowie drogi do dormitorium. Chwilę przed rozpoczęciem Balu zaczynało docierać do niego, że pójście do sklepu w Hogsmeade i dobranie garnituru pasującego do tego, który wcześniej kupił Potterowi było żałośnie złym pomysłem. Po pierwsze, dawało wyraźny znak, że jakiemuś jego malutkiemu pierwiastkowi zależało, po drugie był wściekły, że brunet wygląda w nim znacznie lepiej.
Każdy cień odbijający się na ścianie dawał zalążki nadziei, brutalnie zdeptane ilekroć zbliżająca się sylwetka okazywała się kimś innym. Tym razem przyszła pora na młodą Weasley, ubraną w purpurową sukienkę. Nigdy nie podejrzewał Zabiniego o bycie jednostką logicznie myślącą, ale umawianie się z kimś, kto uważa rude włosy i fiolet ubrania za dobre połączenie to już przesada nawet jak na niego. Przyjaciel poklepał go pocieszająco po ramieniu, po czym odszedł w stronę dziewczyny wysuwając do niej ramię. Draco chłonął owe nonszalanckie ruchy i opanowanie, z silnym postanowieniem odtworzenia ich, gdy tylko ten idiota postanowi się pojawić.
CZYTASZ
bodies that collide ; drarry
FanfictionBezinteresowność nie jest mocną stroną ślizgonów, o czym Draco ma okazję dobitnie się przekonać. Oprócz zbliżającego się i napawającego go niechęcią Balu Zimowego, musi mierzyć się z pewnym zadaniem związanym z Złotym Chłopcem, które ma szansę całko...