you ran into the night, you can't be found ; 7

1.5K 175 84
                                    


 Draco nie sądził, że przypadkowe spotkanie może spowodować tak korzystny obrót dalszych spraw między nim a Potterem. Gdy rozstawali się pod osłoną nocy na ostatnim korytarzu, który mogli przemierzyć razem w drodze do dormitoriów byli już umówieni na następny dzień. Cel nie był do końca znany żadnemu z nich, co tymbardziej napawało ślizgona swoistą dumą. Jeżeli brunet nie potrzebował pretekstu, by spędzać z nim czas, wbrew temu, co było ogólnie sądzone i w co sam do niedawna wierzył, może nie był aż tak zły. Może mógł być kimś, z kim chce się rozmawiać, nawet jeżeli rozmowa niczego nie wnosi. Czy z tego wynikało to dziwne uczucie, coś pomiędzy radosnym uniesieniem a okropnym ściskiem w klatce piersiowej? Godziny dzielące go od Pottera mijały zbyt szybko, czuł się nieprzygotowany, pozbawiony konkretnego planu, bez którego ciężko mu było funkcjonować. Jednocześnie nie potrafił niczego wymyśleć, co pokrótce stało się tak uciążliwe, że pozwolił sobie płynąć, bez planu, bez niczego prócz wspomnienia minionego wieczoru. Ostatecznie, właśnie wtedy wcielanie w życie prośby Zabiniego wychodziło mu najlepiej.

Był to jeden z tych deszczowych dni, podczas których nikt nie miał ochoty wyściubiać nosa poza ciepłe wnętrze zamku. Ślizgoni, ściśnięci w Pokoju Wspólnym, oblegali miejsca przy kominku, nie zostawiając tam ani skrawka wolnej przestrzeni. Część z nich zajęta była pracami domowymi, nieszczędzonymi ostatnimi czasy przez nauczycieli próbujących przywrócić zaprzątnięte Balem myśli uczniów spowrotem na tor nauki. Inni dzierżyli w dłoniach kubki parującego wywaru, o intensywnie ziołowym zapachu, który według pani Pomfrey doskonale zapobiegał pierwszym objawom przeziębienia. Przez takie nagromadzenie osób Malfoyowi ciężko było wymknąć się niepostrzeżenie, co zresztą się nie powiodło. Na szczęście pod ręką zawsze miał broń na wszelakiego rodzaju wścibskie spojrzenia i pytania — oschłe i cięte docinki lub najzwyklejszą, acz niezwykle użyteczną ignorancję.

Korytarze zlewały się w jedność, mijał zakręty i spieszących dokądś uczniów bez przykładania do tego uwagi. Echo jego kroków synchronizowało się z uderzającymi o szyby kroplami deszczu, zupełnie jakby świat postanowił mu dziś sprzyjać. Doznanie było, oczywiście, irracjonalne i w żadnym stopniu nie pokrywające się z rzeczywistością, ale dziś mógł oszukiwać siebie, pozwalać się unosić złudzeniom i oczekiwaniom.

Potter czekał w umówionym miejscu w bibliotece. Wślizgnięcie się do Działu Ksiąg Zakazanych przysporzyło niemało wysiłku, ale okazało się tego warte. Cisza i półmrok otaczały ich szeroko swoimi kojącymi ramionami, odpychając świat zewnętrzny gdzieś daleko, poza tę sferę, tę, która należała tylko dla nich. I choć Malfoy wciąż był Malfoyem, tutaj poczuł, że może zzuć wszelkie odzienie jakie mniej lub bardziej świadomie przywdziewał każdego dnia.

— Cześć.

— Cześć.

Powitania zawsze wiązały się z osobliwą dozą niezręczności, ale nieznaczne uniesienie warg mogło ją łatwo rozwiać. Dziwnie było widzieć ten grymas na twarzy Pottera, gdy wokół nie było nikogo innego, a on sam. Choć musiał przyznać, że lubił sposób, w jaki to odmieniało oblicze gryfona. Zmiękczało rysy, nadawało wciąż chłopięcego uroku i odbijało figlarną iskrą w szmaragdowych tęczówkach.

— Jak podejrzewam, nie chcesz kontynuować nauki tańca? — mruknął Draco, sadowiąc się na podłodze obok bruneta. Starał się nie myśleć o zaściełającym podłogi kurzu, twardych brzegach półek wbijających mu się w plecy i ogólnym dyskomforcie, gdy widział, że niższy z nich zdaje się wcale tych rzeczy nie zauważać. Był rozluźniony, swobodny, z skrzyżowanymi nogami i podpierając się na dłoniach. Kontrastowali ze sobą nawet pod względem ubioru. Malfoy zawsze był zwolennikiem czarnych golfów, koszul i maskowanej elegancji, Potter za to emanował skrajną obojętnością wobec tego, co miał na sobie. Blondyn niemal parsknął na wspomnienie czasów, gdy doprowadzało go to do szału. Miał wówczas w zwyczaju dostrzeganie niesprawiedliwości wszędzie tam, gdzie gryfon mu dorównywał lub okazywał się lepszy, a wyglądanie dobrze w pierwszych lepszych ciuchach wygrzebanych z kufra się do tego zaliczało. 

bodies that collide ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz