Wpis dwunasty: Szlaban

214 22 2
                                    

Poranek nadszedł niespodziewanie, choć Tom pozwolił mi pospać jeszcze chwilę i sam poprowadził moje ciało na śniadanie i historię magii. Obudziłam się dopiero około dziesiątej. Przywitał mnie jego uśmiech.

Myślałam o tym wszystkim – oświadczyłam po chwili. – O tym, co się wczoraj wydarzyło.

Naprawdę? – zapytał zdziwiony.

Tak i zastanawiam się, jak to zrobiłeś. To znaczy, jeśli postawiłeś w moich myślach barierę, to Snape mógł uznać to za podejrzane i...

Spokojnie – przerwał mi ze śmiechem. – Nie jestem aż tak głupi. Nie zamknąłem twojego umysłu, tylko pokazałem mu to, co powinien widzieć w głowie tak małej dziewczynki jak ty.

Żartujesz? – wydusiłam z siebie, a strach narastał z każdą chwilą. – Jakim cudem potrafisz zrobić coś takiego?

Potrafię dużo więcej.

To wszystko było nazbyt dziwne. Czułam strach, obrzydzenie i niechęć do własnego ciała, do własnego życia, serca i rozumu. Wiedziałam, co muszę zrobić, jednak jakaś część mnie podpowiadała, że to wcale nie jest mój pomysł.

Lekcje ciągnęły się w nieskończoność, a Tom zachowywał się tak, jakby to, co działo się wczoraj nie miało najmniejszego znaczenia. Nie zjadłam obiadu, czekałam na odpowiedni moment, aby powiedzieć mu, co zamierzam.

Uczucie strachu narastało i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to on je potęguje. To on dolewał oliwy do ognia, podsyłając mi panoramę obrazów, na których wcielałam w życie mój plan, który tak naprawdę był jego planem.

Wiem, co chcesz zrobić, Ginny. – Usłyszałam w głowie jego szept.

Ale ty sam tego chcesz, prawda Tom?

Tak, kochanie, to jest mój plan.

Przyspieszyłam kroku albo raczej on sprawił, że moje nogi zaczęły poruszać się szybciej. Prawie biegłam szerokim korytarzem w kierunku drzwi od łazienki Jęczącej Marty. Wpadłam do pomieszczenia obłożonego szarymi kafelkami i otworzyłam drzwi jednej z kabin.

Dlaczego? – zapytałam jeszcze. – Dlaczego tak ci na tym zależy?

Przecież to ty tego chcesz.

Ja? Ja? Kim ja jestem? Bez ciebie bym nie istniała – zakończyłam, wyciągając stary dziennik z torby. Obca siła poprowadziła moją dłoń. Trach. Czarna książeczka zniknęła w otchłani brudnej wody. Pociągnęłam za spłuczkę i wybiegłam z łazienki.

Kolejne dni były dziwne, przepełnione pustką, smutkiem i niechęcią do samej siebie. Nazbyt często łapałam się na tym, że próbuję rozmawiać sama ze sobą. Chodziłam bez sensu korytarzami i gubiłam się w wielkiej szkole. To Tom był od tego, aby mnie prowadzić, aby pamiętać o posiłkach i innych potrzebach. Byłam wrakiem, jednak nie czułam się wolna. Coś mi podpowiadało, że bariera w moim umyśle nadal trwała nietknięta.

Oceny mi się pogorszyły. W ciągu kilku dni przekonałam się, że narobiłam sobie ogromnych zaległości. Nauczyciele byli zdziwieni. Pytali, co się ze mną dzieje, a ja nie byłam w stanie nic odpowiedzieć.

Na eliksirach również siedziałam z nisko opuszczoną głową. Bałam się podnieść wzrok i spojrzeć na przerażającego nauczyciela. Aż pewnej środy Snape bez problemu uświadomił mi, że nie potrafię kompletnie nic.

– Weasley, jakim cudem uwarzyłaś poprawnie eliksir w listopadzie, skoro nie masz pojęcia, czym jest korzeń wortelu? – spytał, nie poruszając żadnym mięśniem swojej twarzy.

– Nie pamiętam już tego, panie profesorze – szepnęłam cicho.

– Nie pamiętasz... – powtórzył z ironią. – To może dwudniowy szlaban o szesnastej w moim gabinecie poprawi ci pamięć? – zakończył, oddalając się od mojego miejsca pracy.

Wyczułam na sobie wzrok Mirandy i Astrid, moich dwóch współlokatorek. Najpierw popatrzyły na siebie, a potem pokiwały głowami ze zrozumieniem.

W Wielkiej Sali było gwarno, stanowczo zbyt gwarno. Szklany klosz, w którym zamknął mnie Tom był przyjaźniejszy, spokojniejszy. Tęskniłam za ciszą. Teraz wszyscy się przekrzykiwali, o dziwo, rozmawiali głównie o atakach i petryfikacji mugolaków. Czułam się winna, ale tylko trochę, tylko przez chwilę.

– Podobno dostałaś szlaban od profesora Snape'a – powiedział Percy, siadając obok mnie. – Ginny, nie powinnaś brać przykładu z Freda i George'a.

– Nie biorę z nich przykładu – rzekłam dziwnym, nienaturalnie zachrypniętym głosem. – To był przypadek. Profesor się zdenerwował, bo nie znałam odpowiedzi na pytanie z poprzedniej lekcji.

– Powinnaś uczyć się systematycznie...

– Percy, daj mi spokój.

– Jestem twoim starszym bratem! – oburzył się chłopak. – Nie możesz mówić do mnie takim tonem.

Kiwnęłam delikatnie głową, aby się odczepił i dał mi spokój. Bez słowa wstałam z miejsca i wyszłam z Wielkiej Sali, pozostawiając brata samego sobie.

Lochy były straszne. Ciemne, wilgotne, w dziurawych ścianach hulał ostry wiatr, a pod sufitem wisiały srebrne nitki pajęczyn zamieszkałe przez czarne, włochate pająki i ich ofiary. Brnęłam pomału, choć cały czas śledziłam wskazówki zegara, aby się nie spóźnić.

Mijałam głównie Ślizgonów. Patrzyli na mnie, jakbym się zgubiła na ich terenie. Niektórzy się śmiali, inni wytykali mnie placem, ogólnie rzecz ujmując, nie byłam tam mile widziana.

W końcu doszłam do gabinetu profesora Snape'a. Odetchnęłam głęboko i zapukałam cichutko do drzwi. Przez chwilę nic się nie wydarzyło, już byłam bliska ucieczki, jednak wtem usłyszałam zaproszenie do środka. Nagryzłam wargę i otworzyłam drzwi.

Nauczyciel siedział przy biurku i patrzył na mnie nieprzeniknionym spojrzeniem, którego w żaden sposób nie potrafiłam rozgryźć.

– Siadaj, Weasley – oświadczył, wskazując miejsce naprzeciwko siebie.

Przełknęłam głośno ślinę, wykonując jego polecenie. Dłonie mi zadrżały. Przez chwilę chciałam mu się zwierzyć, powiedzieć o Tomie i o tym co, mi zrobił. Nie potrafiłam... Zaczęłam się pocić, a fala mdłości przeszła przez mój organizm. Znów rozbolała mnie głowa.

Snape był przerażający, a mnie nie powinno tutaj być. Gdyby dowiedział się, że to przeze mnie w skrzydle szpitalnym znalazło się dwóch spetryfikowanych uczniów, to sam zadbałby o to, aby wyrzucono mnie ze szkoły.

– Jaka jest moja kara? – zapytałam, nie patrząc mu w oczy.

– Oto twoje zadania domowe, które dostarczyłaś mi od początku roku – oświadczył, kładąc przede mną stos pergaminu. – Wszystkie są napisane na co najmniej zadowalający, co jest bardzo ciekawe, szczególnie, że prawdopodobnie nie posiadasz tej wiedzy. Nie obchodzi mnie, kto pisał je za ciebie. Przepiszesz je, każde z nich pięć razy. Słowo w słowo, kropka w kropkę. Rozumiesz? A jeśli zobaczę choć jeden błąd, to dojdzie kolejne pięć powtórek.

– Tak jest, panie profesorze – rzekłam, a on podniósł brew ze zdziwieniem. Nie zamierzałam z nim dyskutować, czy prosić o jakąś taryfę ulgową.

– Jeśli dziś zrobisz więcej, jutro będziesz mogła skończyć wcześniej – oświadczył, kiedy rozłożyłam swój pergamin i zamoczyłam stalówkę pióra w czarnym atramencie.

Pojmany umysł |Ginny Weasley x Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz