Klub pojedynków okazał się katastrofą. To znaczy tak wszyscy mówili. Ja nie pamiętałam z niego kompletnie nic. Dumbledore zapowiedział, że nie będzie więcej organizował tego typu spotkań. Tom się śmiał, mi do śmiechu nie było. Coraz częściej zaciskałam usta w cienką linię i czekałam, aż sam mi je otworzy i przemówi głosem, który jakiś czas temu należał do mnie.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że mu ufałam. Rozprowadzał po mojej głowie nieuzasadniony spokój i ciepło domowego ogniska. Czasem myślałam, że gdybym miała wybór to i tak bym z niego nie korzystała, pozwalając mu robić ze mną wszystko, na co miał ochotę.
Tom, zastanawiałam się ostatnio: czym różnisz się od zwykłego ducha?
Duchy to zjawy. Ludzie stają się duchami, gdyż uważają, że nie załatwili wszystkich ziemskich spraw. Ja nie jestem duchem, Ginny, ja jestem wspomnieniem.
Powiedz mi, czy Ty jesteś żywy? Wiesz, gdzieś daleko stąd?
Ciężko mi z Tobą rozmawiać na ten temat, moja malutka. Boję się, że możesz mnie opacznie zrozumieć. Nie chciałbym, aby stała Ci się krzywda.
Tom! Obiecałaś, że nie będziemy mieć przed sobą tajemnic, pamiętasz?
Pamiętam... Ginny, jako istota żyjąca jestem u kresu sił witalnych.
Jak to?! Chcesz powiedzieć, że umierasz?
Zostało mi jeszcze trochę życia, księżniczko.
A uzdrowiciele? Co oni mówią? Na pewno można to jakoś powstrzymać! Tom, czy jeśli umrzesz, to też znikniesz?
Nie wiem, kochana, nie wiem...
Chcę Ci pomóc... Błagam, powiedz, jak mogę Ci pomóc. Nie możesz odejść ode mnie. To by było niesprawiedliwie.
Chcesz poznać prawdę?
I wtedy zasnęłam.
A kiedy się obudziłam, znajdowałam się w nieznanym mi miejscu. Jednak było w tym wszystkim coś miłego. Nie bałam się, byłam spokojna i co najważniejsze – czułam swoje ciało. Nie patrzyłam na nie z góry. Nie. Byłam w nim. Moja dusza zagrzała sobie spokojnie miejsce gdzieś na wysokości lewej piersi. O ile właśnie tam jest miejsce duszy. W sumie powinni uczyć o tym na lekcjach. To mogłoby być ciekawe w porównaniu do astronomii.
Ale mniejsza o to. Miejsce, w którym się znajdowałam, było ogrodem. Pięknym, wspaniałym ogrodem, pełnym świeżych, pachnących kwiatów i hałaśliwych motyli. Tak, te motyle naprawdę były hałaśliwe. Nie wiem, jak to opisać, ale z ich małych otworów gębowych wydobyły się głuche wrzaski, a trzepot skrzydeł wywoływał tornado wprawiające w ruch zielone liście na starych drzewach.
Przez chwilę zastanawiałam się, jak mogę być spokojna w takim miejscu. W miejscu, gdzie zmutowane motyle nacierają na mnie z każdej strony, a ich czułka zakończone są ostrymi brzytwami. Ha! Nie wiem czemu, ale obraz tych stworzeń miałam nadzieję zabrać ze sobą. Gdziekolwiek miałam iść, cokolwiek miałam jeszcze zobaczyć w tym życiu.
Kogo kochasz najbardziej, Ginny?
Nie wiem, może te motyle?
Zwariowałaś? Dlaczego właśnie je?
Bo one są takie prawdziwe...
Niedawno uważałaś, że ja jestem prawdziwy.
Tak, ale zmieniłam zdanie, teraz jesteś realny.
Nie, jeszcze nie... Ale spokojnie, to kwestia czasu.
I wtedy staniesz przede mną tak, jak we śnie i będziemy mogli porozmawiać? Pobiegać? Pograć w quidditcha? Tom, czy ty sądzisz, że jestem aż tak naiwna? Ja wiem, że mam jedenaście lat. Jak będziesz realny, to zapomnisz o mnie. Znajdziesz sobie ładną, straszą dziewczynę.
Ginny! Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Właśnie, a przyjaciele się nie okłamują. To ty wyczarowałeś te motyle?
Jakie motyle? Nie widzę żadnych motyli. Jesteśmy przecież w łazience. A poza tym, nadchodzi zima, o tej porze motyle powinny schronić się przed mrozami.
Co w takim razie robimy w łazience?
A co robi się w łazience? Ginny, kochana, nie zaprzątaj sobie tym głowy. Jeśli chcesz, możesz zostać z tymi... motylami, a ja zaprowadzę cię na lekcje.
Na lekcje? Przecież dopiero co była kolacja...
Nie, Ginny. Mylisz się.
Zamilkł. A ja zostałam sama. To znaczy nie sama, z motylami, oczywiście. I kwiatami. Ogromnymi pąkami róż we wszystkich kolorach tęczy. Wyglądały trochę, jakby ktoś oblał je farbą, pozostawiając bezkształtne zacieki. Pojedyncze krople detergentów spłynęły na trawę i barwiły moje bose stopy.
Przede mną rozciągała się rzeka. A dokładniej lazurowy potok gęstej farby. Zanurzyłam w niej dłonie. Ślady pozostały.
Nagle coś przyszło mi do głowy. Było to bardzo absurdalne. Podbiegłam do pobliskiego drzewa, wyglądającego dość stabilnie i oderwałam z niego nisko osadzoną gałąź. Była... twarda. W sensie, że nie płynna.
Jej końcówkę zanurzyłam w rzecznym nurcie, a potem namalowałam w powietrzu okrąg. Najzwyklejszy w świecie okrąg, który pozostał tam jeszcze przez moment, aby potem unieść się wysoko nad moją głową i przemienić się w deszcz. W zimne bicze opadające na mój kark.
Chciało mi się śmiać. Nie wiem czemu. Może dlatego, że dawno się nie śmiałam?
Zaczęłam biec przed siebie. Biegłam, biegłam, biegłam... aż nagle...
Trzask.
Leżałam na podłodze. Kamiennej, twardej podłodze. Poczułam chłód na twarzy. Był to wiatr przedzierający się przez nieszczelne zamkowe ściany.
Przede mną znajdowało się ciało. Sztywne. Był to jakiś Puchon. Poznałam po odznace. Za to nad moją głową wisiała czarna, przydymiona zjawa. Nie poruszała się. Dopiero po chwili rozpoznałam w niej Prawiebezgłowego Nicka.
- Tom? – jęknęłam, jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Zamiast tego ujrzałam delikatny cień przy tańczących płomieniach świec. I syk. Tak, znajomy syk dobiegł moich uszu.
Co było w nim znajomego? Chyba to, że wydobywał się z mojego gardła. Tak, to mój głos, ale nie ja.
A potem tamta siła podniosła mnie na nogi i zaciągnęła do pustej klasy. Posadziła na krześle i gdyby pewnie mogła, uderzyła z całej siły w twarz.
Ale nie mogła, więc tylko zacisnęła macki na moim umyśle i spowodowała natłok obrazów.
Pobojowisko po średniowiecznej wojnie, konający starzy czarodzieje, młody zawodnik quidditcha spadający z miotły, nastoletnia czarownica źle dobierająca składniki do eliksirów, trumna, cmentarz, groby, śmierć.
Zrozumiałam.
To moja wina.
Tak.
Co teraz?
Nie wiem.
Ale on wiedział. Wiedział dokładnie. Ja też wiedziałam.
CZYTASZ
Pojmany umysł |Ginny Weasley x Tom Riddle
FanfictionOna, niewinna dziewczynka, rozpoczynająca naukę w Hogwarcie. On, okrutne wspomnienie, najgroźniejszego czarodzieja, zamieszkujący w starym dzienniku. Łączy ich toksyczna więź, której mimo wielkich chęci nie da się przerwać. Ból, cierpienie, pragnien...