Wpis siedemnasty: Człowieczeństwo

264 20 2
                                    

Stałam przed gabinetem dyrektora. Nerwowo wyginałam knykcie. Czułam na plecach oddech Minerwy McGonagall. Jeszcze chwilę temu mówiła, że mi współczuje, że rozumie, co przeszłam. Wątpiłam w to. Z całym szacunkiem do tej kobiety, ale szczerze wątpiłam w jej słowa. Miałam ochotę płakać, ale sama nie do końca wiedziałam dlaczego.

Teraz byłam wolna, byłam sama, tylko ja, tylko Ginny Weasley.

Kobieta wypowiedziała hasło. Wydawało mi się, że powinnam znać każdy szczegół tego dnia, ale tak nie było. Kiedy po latach próbowałam sobie przypomnieć niektóre wydarzenia, miałam kompletną pustkę w głowie. Białe plamy zapełniały mój umysł.

McGonagall kazała mi wejść na schody, które wiły się w górę. Stałam na tych kamiennych stopniach i czułam, jak pomału, cal po calu, odrywam się od dna.

W końcu zatrzymałam się przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Zapukałam. Przymknęłam powieki. Oddychałam głośno.

– Proszę. – Usłyszałam przyjazny głos dobiegający zza ściany.

Nacisnęłam na klamkę, a mój wzrok spotkał się z czujnymi oczami dyrektora. Albus Dumbledore uśmiechnął się przyjaźnie i wskazał miejsce naprzeciwko siebie.

– Usiądź, Ginny – poprosił, a ja wykonałam jego polecenie, wstrzymując oddech.

Pomieszczenie było duże i okrągłe, otoczone półkami zapełnionymi książkami i najróżniejszymi, małymi przedmiotami. Obszerny blat biurka pokrywały stosy pergaminów, dwie filiżanki i czajnik z herbatą, natomiast obok antycznego mebla stała żerdź, na której z dumą prężył się feniks.

– Pewnie się napijesz czegoś ciepłego – oświadczył, nalewając parujący napój do porcelanowej filiżanki. Przysunął go bliżej mnie, abym miała go na wyciągnięcie ręki.

– Rodzice są źli? – zapytał.

– Nie – szepnęłam po kilku minutach. Odzwyczaiłam się odpowiadać na pytania. Zawsze robił to Tom. – Jest im przykro.

– Pewnie złoszczą się na siebie, zresztą nie tylko oni. Jest mi bardzo przykro, że wcześniej nie zauważyłam, że dzieje się z tobą coś tak złego. Masz prawo być zła, ale nie na siebie. Na mnie – powiedział, a ja wiedziałam, że mówi szczerze. W jego oczach zalśniła iskra smutku.

– To nie pana wina – jęknęłam, modląc się w duchu, aby ta rozmowa zakończyła się jak najszybciej.

– Ginny, to co cię spotkało nie powinno nigdy mieć miejsca. Wszyscy nauczyciele są w tym momencie krytyczni wobec siebie.

– Wszyscy?

– A kogo masz na myśli? – zapytał, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.

– Nikogo... – szepnęłam, czując, że na mojej twarzy pojawia się szkarłatny rumieniec wstydu. Przeklęłam w myślach swoją głupotę.

– Profesora Snape'a, prawda? – dopytywał, choć i tak znał odpowiedź. – Ginny, on też jest człowiekiem, choć niektórym uczniom ciężko w to uwierzyć.

– Nie podważam jego człowieczeństwa – szepnęłam i dopiero po chwili doszło do mnie, jak idiotycznie to zabrzmiało. Dyrektor zaśmiał się pod nosem. – Powiedzmy, że profesor Snape bacznie mnie obserwował.

– Tak... i żałuję, że nie przyszedł do mnie ze swoimi obawami.

– Myśli pan, że to by coś dało?

– A jak ty sądzisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Śmiało.

– Sądzę, że... nie.

Pojmany umysł |Ginny Weasley x Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz