Wpis czternasty: Siłę mi daj...

238 22 8
                                    

Mój czas stanął w miejscu, choć wskazówki zegarów dalej się przesuwały. Bałam się, bałam się tego, co mogą przynieś kolejne dni. W mojej głowie pojawił się scenariusz, w którym Harry zaprzyjaźnia się z Tomem, a ten zdradza mu wszystkie moje sekrety.

Nie jadłam, chudłam w oczach. Znów przestałam się uczyć. Miałam w głębokim poważaniu oceny i słowa nauczycieli. Na eliksiry najchętniej w ogóle przestałabym chodzić, jednak ze względu na Snape'a nie było to takie proste. Sama nie wiedziałam, czy nauczyciel wolał, jak byłam na lekcjach i nie umiałam na nich kompletnie nic i dodatkowo przynosiłam mu fatalne prace, czy może bardziej mu zależało na idealnie wykonanych zadaniach przez Toma.

Mijałam Harry'ego nie patrząc mu w oczy, wiecznie ze spuszczoną głową. Aż w końcu nie wytrzymałam, zrozumiałam, co muszę zrobić.

Samodzielnie obmyśliłam cały plan doskonały.

We wtorek nie poszłam na zajęcia, twierdząc, że bardzo źle się czuję. Rano udałam się do Pomfrey, aby w razie czego mieć to usprawiedliwione. Najpierw dostałam wykład na temat zdrowego odżywiania i niezdrowego odchudzania w tak młodym wieku. Nie słuchałam jej, po niecałej godzinie byłam wolna. Dostałam tylko nakaz zjedzenia treściwego obiadu. Oczywiście obiecałam jej, że tak zrobię.

Ruszyłam korytarzem aż do wieży Gryffindoru. Moje kroki odbijały się echem po pustej, kamiennej klatce schodowej. Wstrzymałam oddech, starając się nie myśleć nad tym, co chcę uczynić.

Fortis sum – rzuciłam w stronę portretu Grubej Damy. Kobieta popatrzyła na mnie groźnie.

– Nie powinnaś być teraz na lekcjach? – spytała.

– Mam zwolnienie – oświadczyłam bezbarwnie, sama nie wiedząc, czemu się jej tłumaczę.

Uchyliła wejście, pozwalając mi wkroczyć do pokoju wspólnego. Rozejrzałam się po pustym wnętrzu. Przez dosłownie ułamek sekundy zastanawiałam się, co ja właściwie robię w tym domu. Gryfoni powinni być odważni i honorowi. Ja taka nie byłam. Czerwono złote barwy zaczęły mnie przytłaczać i sprawiać, że gorące strumienie łez płynęły po policzkach.

Krzyknęłam, raz, drugi. Nikt mnie nie usłyszał, mogłam wyżywać się na własnym gardle, jednak wrzask nie dawał ukojenia. Nie myśląc zbyt długo, wbiegłam do części, w której spali chłopcy. Bez problemu znalazłam lokum zajmowane przez Harry'ego, Rona i jeszcze trzech chłopców.

Nie wyjęłam różdżki. Szarpnęłam za czerwone kotary przy najbliższym z łóżek. Zerwałam je, po czym zaczęłam je rozdzierać z dziką nienawiścią. Potem poduszki. Chwytałam je, jedną po drugiej i dziurawiłam bez opamiętania. Biały puch był wszędzie, niczym śnieg na wzgórzach otaczających Hogwart.

Nawet nie wiem, kiedy w moje ręce wpadły czyjeś książki. Z furią wyrywałam z nich strony i rozrzucałam po całym pomieszczeniu. Nie poznawałam siebie, nienawidziłam siebie.

Zmęczyłam się, dysząc ciężko opadłam na drewnianą podłogę. Zakaszlałam ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Moje oczy spotkały się z rozszerzonymi ze strachu źrenicami białej sowy śnieżnej. Hedwiga patrzyła na mnie jak na szaleńca.

– To będzie nasz sekret – rzekłam, podnosząc się z podłogi.

Dziennik Toma trzymałam w ręce. Nawet nie wiem, kiedy go chwyciłam. Wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi, tak jakby nic się nie wydarzyło.

* * *

A potem zrobiło się gorąco. Cały bałagan odkrył pyzaty chłopak o imieniu Neville Longbottom. Kojarzyłam go z opowieści Rona i rodziców. Podobno wychowywała go babcia. Chłopak popadł w jakiś dziwny stan histerii. Krzyczał, że to przez niego, że jest z rodziny czystej krwi, ale to było więcej niż pewne, że dziedzic, o którym de facto usłyszałam dopiero kilka dni temu od Hermiony, zacznie się nim interesować.

Pojmany umysł |Ginny Weasley x Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz