Wpis jedenasty: Zimy czas

241 21 5
                                    

W życiu trzeba mieć jakiś cel. Wszyscy wielcy czarodzieje tak mówili. Tom też tak mówi. Twierdzi, że jak nie ma się celu, to nie ma się życia. Zapytałam go, jaki jest jego cel. Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko gdzieś w czeluściach mojego umysłu. Zapytałam więc, jaki jest mój cel. Oznajmił, że moim celem jest wypełnienie jego celu. I wszystko stało się jasne.

Myślenie sprawiało mi ból, starałam się w ogóle tego nie robić. On mnie kontrolował. Takie życie stało się dużo prostsze. Nie musiałam się przejmować drobiazgami, z nim wiedziałam, że nie zrobię z siebie kretynki.

Siadaliśmy w pustej sali i rozmawialiśmy...

To, co stało się Justinowi, to moja wina, prawda? zapytałam po raz któryś z kolei, choć i tak wiedziałam, jaka będzie jego odpowiedź.

Tak, Ginny, to twoja wina.

I co teraz?

A jak myślisz?

Muszę iść z tym do Dumbledore'a. Powiedzieć mu, co się stało z uczniami. Oni myślą, że do szkoły wrócił jakiś dziedzic. Trzeba ich wyprowadzić z błędu, prawda, Tom? Tak trzeba, powiedz, że tak trzeba!

Tak, Ginny, tak trzeba. Idź, zdobądź hasło do gabinetu dyrektora. Powiesz mu to jeszcze przed świętami.

W jego głosie zaczęłam wyczuwać nutkę smutku i przygnębienia. Miałam wrażenie, że cofnął się gdzieś w najciemniejszy zakamarek mojego umysłu. Ukłucie bólu było tak niespodziewane i nagłe, że jęknęłam cicho. W skroniach rozpalił się żywy ogień.

Co będzie, jak już im powiem? – spytałam drżącym głosem.

Ginny, to nie jest ważne...

Tom! Musisz mi powiedzieć.

Potem nas rozdzielą. Stracimy siebie na zawsze. Znów będę sam.

Co? Nie może do tego dojść...

Posłuchaj, Ginny. Mam pewien plan. Na początku może ci się nie spodobać, ale wiedz, że tak będzie najlepiej. To dla twojego dobra.

* * *

Nawet nie wiem, kiedy przyszła zima, a za nią Boże Narodzenie. Hogwart położony był na terenach górzystych, więc nie było mowy o świętach bez śniegu. Gruba warstwa białego puchu pokryła błonia i dziedziniec zamku. Ogołocone z liści drzewa wyglądały, jakby ktoś owinął je watą cukrową.

Ja jednak nie potrafiłam czerpać radości z tego widoku. Oślepiająca biel była mi zupełnie obojętna. Każdego ranka zakładałam gruby sweter, choć byłam wręcz pewna, że w letniej sukience czułabym się identycznie. Nie odróżniałam smaku potraw. Słony, słodki, kwaśny... OBOJĘTNY.

Podobno czasem zdarzało mi się rozmawiać z ludźmi, jednak szczegóły tych wszystkich dyskusji były mi zupełnie obce.

Święta spędziłam w szkole. Czasem, po wielu latach zastanawiałam się, co by było, gdybym jednak wróciła wtedy do domu. Czy rodzice daliby radę zauważyć, że dzieje się ze mną coś tak okropnego i dziwnego?

Nie czułam tej magicznej atmosfery. Piękne, ozdobione, ogromne choinki w Wielkiej Sali bardziej mnie przerażały niż pocieszały. Miałam dość siebie i gdyby nie Tom, to prawdopodobnie w tamtych dniach skończyłabym ze sobą. On nawet za mnie oddychał.

Wiem czemu jesteś smutna – oświadczył pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy do późna w pustym pokoju wspólnym. Wyprostowałam się w fotelu, czekając na jego teorię, w którą uwierzę bez względu na to, co będzie głosić.

Chodzi o Harry'ego Pottera. Prawda? Liczyłaś, że chociaż w święta znajdzie dla ciebie trochę czasu? No i jeszcze twoi bracia... Gdybym ja miał siostrę, to na pewno bym się tak nie zachowywał w stosunku do niej.

Zamyśliłam się na chwilę, po czym wstałam z fotela i podążyłam w kierunku schodów do sypialni. Nie przeszkadzała mi ciemność. To nie w mojej kwestii było widzieć.

Ale ty też chcesz mnie zostawić, Tom – rzekłam. Tupnęłam kilkukrotnie, jednak nie usłyszałam nic prócz jego cichego śmiechu.

Tak musi być – powtarzał w kółko. – Tak musi być.

* * *

I tak minęły święta. Piękny, rodzinny czas, którego magia miała sprawić, że dni staną się jaśniejsze. A teraz znów w teorii będzie trzeba wrócić do szarej rzeczywistości, która według mnie nie odróżniała się niczym od tej bożonarodzeniowej.

Zrobisz to jutro – szepnął mi do ucha w trakcie lekcji eliksirów, kierując moimi rękoma, abym przypadkiem czegoś nie przeinaczyła. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, co jakiś czas nakłaniał moją głowę, by pochyliła się nad książką i oczy, by śledziły tekst.

Już ci mówiłam, że nie chcę – jęknęłam.

A ja tłumaczyłem ci tysiące razy, że tak być musi.

Obok mojego stanowiska przeszedł Snape. Jego czarna szata zafalowała niczym skrzydła nietoperza. Popatrzył na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami.

Spójrz mu prosto w oczy. – Usłyszałam roześmiany głos Toma.

No coś ty, to Snape – jęknęłam przerażona. Jednak Tom nie zwrócił uwagi na moje zmieszanie i strach. Byłam pewna, że zaciskam powieki, jednak na nic się to nie zdało. Popatrzyłam w czarną otchłań jego przerażającego spojrzenia. Przez sekundę poczułam strach, jednak ten krótki ułamek znów przerodził się w zupełną obojętność.

– Jakiś problem, Weasley? – wycedził nauczyciel przez zaciśnięte zęby.

Mroczne macki zacisnęły się mocniej na moim umyśle, tworząc barierę, której nawet ja sama nie byłam w stanie przebić. Ból odebrał mi całą świadomość. W jednej chwili zapomniałam kim jestem. Nie znajdowałam się już w obskurnej klasie w głębokich lochach, nikogo nie było wokół mnie. Byłam sama. Otaczała mnie preria fluorescencyjnych barw, których migotanie rozpalało ogień w mojej głowie. Gorące płomienie trawiły serce. Krzyczałam, wrzeszczałam, zdzierałam sobie gardło... Na darmo.

* * *

Obudziłam się w swoim łóżku. Pod opuszkami palców czułam miękki materiał. Odetchnęłam głęboko. Otaczała mnie ciemność, jednak nie potrafiłam powiedzieć, czy aby na pewno jest noc.

Cisza. Moich uszu nie dochodziły nawet najdrobniejsze głosy. Prócz jednego. Stanowczego i męskiego rozchodzącego się z czeluści mojej głowy.

Nazywasz się Ginny Weasley, masz jedenaście lat i chodzisz do pierwszej klasy w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Pamiętasz?

Tak, chyba tak. Tom, co się stało?

Nic się nie stało. Dostałaś powyżej oczekiwań z zaklęć, zjadłaś ziemniaki i kawałek kurczaka na obiad, rozmawiałaś z Percym, że w Hogwarcie strasznie ci się podoba, odrobiłaś lekcje w bibliotece, wykąpałaś się i poszłaś spać.

Tom, ale ja nic nie pamiętam...

Westchnął głośno, a jego macki na moim umyśle poluzowały uścisk. Przez sekundę słyszałam głosy współlokatorek, dobiegające zza kotary, a potem znów zapadła cisz i całkowita ciemność.

Cokolwiek zrobiłeś, Tom. To bolało – jęknęłam.

Wiem, ale nie miałem innego wyjścia. Choć może trochę przesadziłem... Snape zaskoczył nawet mnie, nie spodziewałem się takiej reakcji.

Jakiej reakcji? – dopytywałam.

Twój nauczyciel eliksirów jest bardzo niebezpieczny. Chciał wtargnąć do twojego umysłu, musiałem stworzyć barierę.

Dlaczego chciał zrobić coś takiego?

Nie wiem, ale nie martw się. Mojej bariery by nie przebił, nigdy. A teraz śpij...

Pojmany umysł |Ginny Weasley x Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz