6 - Perypetie miłosne

440 54 20
                                    

Bellamy wariował. Nie tylko przez obecność Aishy, która rozpraszała go w każdym możliwym stopniu, ale i przez porwanego Ziemianina. Nie miał pojęcia, co z nim zrobić. W końcu pomógł im uratować Finna, w pewien sposób zrekompensował się, lecz nie mógł go wypuścić. Przecież pobiegłyby on natychmiast do swoich ludzi i powiedziałby im, jaka spotkała go nieprzyjemność. Z tego nie wyniknęłoby nic dobrego.

Jeżeli chodziło o sytuację ,,na dole" to Finn czuł się wręcz wyśmienicie. Pod względem zdrowotnym, bo uczuciowe podłamało go na duchu. Cieszył się, że widział Raven, ale gdy znalazł się na Ziemi, oswoił się z myślą, że już nigdy jej nie zobaczy i pragnął rozpocząć nowe życie. Zaczął flirtować z Clarke, nawet się z nią przespał. Naprawdę poczuł do niej coś więcej, a teraz musiał zrezygnować z tego uczucia, aby nie skrzywdzić Raven, która dla niego tyle zaryzykowała. Natomiast Clarke udawała, że z chłopakiem nigdy nic jej nie łączyło. Było to dla niej trudne, gdyż liczyła na jakąś trwalszą relację, ale zawiodła się. Poza tym powinna się skupić na przetrwaniu, na dopilnowaniu, aby każdy z setki miał możliwość porozmawiania ze swoim rodzicem, bądź bliskim, skoro Raven udało się nawiązać stabilne połączenie z Arką.

Tymczasem Aisha była na zewnątrz i rozmawiała z setką. Chciała się dowiedzieć, czy mieli jakieś niepokojące objawy, a przy okazji trochę lepiej ich poznać. Zanim ludzie z Arki tutaj dotrą, minie sporo czasu. Na ten moment mogli liczyć tylko na siebie.

— Cześć wam — podeszła do dwójki chłopaków, żywo o czymś dyskutujących. — Jestem Aisha — przedstawiła się, wyciągając do nich dłoń, którą ochoczo uścisnęli.

— Chyba każdy zna legendarną doktor Goldberg — zaśmiał się jeden z nich. — Jestem Jasper — uśmiechnął się zawadiacko. — A to Monty — wskazał na Azjatę obok.

— Miło mi was poznać — odparła. — Jak się czujecie? Macie jakieś niepokojące symptomy?

— Wszystko w porząsiu, doktorku — zapewnił Jasper. — Jak coś, to zgłosimy się na badania.

Aisha skinęła głową i rozbawiona udała się do kapsuły, w której prawdopodobnie przebywała Octavia. Nie myliła się - zastała ją w środku. Siedziała na podłodze, oparta o chłodną ścianę, klnąc pod nosem.

— Nadal cię nie chce puścić na górę? — zapytała rudowłosa, zajmując miejsce obok przyjaciółki.

— Jak widać — westchnęła w odpowiedzi. — Co on sobie myśli? Że ja go zjem?

— Już prędzej, że on ciebie — powiedziała Aisha, na co Octavia parsknęła śmiechem. — Dobra, uspokójmy się trochę — dodała. — Ja pójdę na górę. Akurat Bellamy nie będzie mógł mi zabronić porozmawiać z Ziemianinem. Co mam mu przekazać?

Octavia uśmiechnęła się i przytuliła ją. Aisha odwzajemniła uścisk, co było trudne, zważając na to, że obie siedziały.

— Powiedz mu, że jestem wdzięczna za uratowanie życia oraz, że przepraszam za swojego brata — oznajmiła Octavia.

— Załatwione — posłała jej promienny uśmiech i wstała z zimnej podłogi, odruchowo otrzepując spodnie. Udała się na górę, układając sobie w głowie, co powie Bellamy'emu, aby zostawił ją samą z Ziemianinem.

Klapa była lekko uchylona, więc nie miała trudności z otworzeniem jej. Pewnie Bellamy zostawił ją dla Murphy'ego, którego niedawno minęła, gdy szedł po wodę. Musiała skorzystać z jego nieobecności, ponieważ Bellamy stawał się jeszcze bardziej szorstki, kiedy był w towarzystwie.

— Co tutaj robisz? — zapytał z gniewem, widząc Aishę wdrapującą się na górę.

— Przyszłam zmienić opatrunek Ziemianina — odparła, spoglądając na cierpiącego mężczyznę.

Bellamy niebezpiecznie zbliżył się do niej. Zlustrował ją gniewnie, po czym bez słowa ustąpił jej miejsca i zszedł na dół. Aisha poczuła, jak do jej oczu zaczęły napływać łzy. Wiedziała, że już na Arce zawiniła w stosunku do niego, ale bolało ją, że po tym, co razem przeszli, nadal traktował ją jak najgorszego wroga. Liczyła, że gdy przyleci na Ziemię, coś się zmieni. Miała złudną nadzieję, że jak za pomocą magicznej różdżki wszystko się naprawi. Głupia, liczyła, że wpadną sobie w ramiona.

Tak bardzo pragnęła znaleźć się w jego ramionach. Móc znowu poczuć się bezpiecznie.

Rudowłosa szybko otrząsnęła się. Otarła kciukiem pojedyczne łzy i podeszła do przykutego mężczyzny, który spoglądał na nią z nieufnością.

Chilla (zachowaj spokój) — zwróciła się do niego, chwytając nasączony alkoholem materiał. Mężczyzna rozluźnił się. Pozwolił jej sobie pomóc, a gdy skończyła dezynfekować ranę, odezwał się:

— Skąd znasz mój język?

Dziewczyna zesztywniała. Jeszcze jakiś czas temu mówił tylko w swoim języku, a teraz mówił... w jej języku?

— A skąd ty znasz mój? — zapytała, odsuwając się na bezpieczną odległość. — Udawałeś, że nas nie rozumiesz?

— Czułem, że tak będzie bezpieczniej — powiedział.

— W takim razie dlaczego teraz przestałeś udawać? — Aisha postanowiła brnąć dalej.

— Bo chcę, abyś przekazała Octavii moje podziękowania — wyjaśnił.

— W porządku. Ona też pragnęła ci przekazać wiadomość: jest ci bardzo wdzięczna za uratowanie życia i przeprasza za brata — przekazała mu. — Swoją drogą, jak ci na imię? — chciała skorzystać z okazji i dowiedzieć się jak najwięcej o Ziemianinie.

— Powiem ci, jeśli ty mi powiesz, skąd znasz mój język — postawił warunek.

— Pewna Ziemianka, Lexa, znalazła mnie i opatrzyła — zaczęła mu opowiadać. — Opiekowała się mną, a dla zabicia czasu uczyła mnie kilku zwrotów w waszym języku. Podszkoliła mnie również trochę w waszych roślinach.

Między nimi zapadła cisza. Kiedy Aisha chciała się już odezwać, usłyszała kroki. Bellamy w błyskawicznym tempie znalazł się u góry. Nie wyglądał na zbytnio zadowolonego.

— Co tak długo? — warknął, a po plecach Aishy przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Posłała mu sztuczny uśmiech i odpowiedziała:

— Już kończę.

Blake prychnął coś niezrozumiałego pod nosem, ale nie wyszedł. Oparł się o ścianę i dokładnie obserwował każdy ruch dziewczyny.

— Nie ufasz mi? — spojrzała na niego kątem oka, owijając czysty materiał wokół rany Ziemianina.

— Dziwisz mi się? — irytacja w głosie Bellamy'ego rosła z sekundy na sekundę. — Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a ty mi nawet nie raczyłaś powiedzieć, że wyszłaś za mąż! — krzyknął, kopiąc pobliski kawałek złomu, który z hukiem uderzył o metalową ścianę.

Rudowłosa nerwowo przełknęła ślinę, lecz nic nie odpowiedziała. Wiedziała, że w końcu padnie ten temat. Miał rację, zachowała się okropnie i faktycznie - nie zasługiwała na jego zaufanie. Nie mogła nawet o nie prosić.

— BELLAMY! — Murphy walnął pięścią w klapę. — POTRZEBUJEMY CIĘ TU NA DOLE.

Bellamy słysząc to, zszedł na dół, zostawiając Aishę samą ze swoimi myślami.

— Lincoln — usłyszała nad głową cichy, zachrypnięty głos. — Nazywam się Lincoln, ale nie mów tego nikomu, z wyjątkiem Octavii.

Spojrzała na niego i skinęła twierdząco głową. Rozumiała go. Od samego początku był traktowany jak jakiś intruz, chociaż tak naprawdę to ludzie z Arki wtargnęli na jego ,,teren". Nic więc dziwnego, że darzył wszystkich taką odrazą i nie chciał nawet, aby poznali jego imię.

— Powiem tylko Octavii — obiecała. — Tak samo powiem tylko jej, że potrafisz mówić w naszym języku.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 21 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Love is weakness || The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz