Arka, rok 2136
Jedenastoletnia Aisha Evans siedziała na lekcji u Pike'a, z nudów bawiąc się swoim za dużym, żółtym swetrem. Nie interesowały ją lekcje przetrwania, chyba że tematem były opatrunki, czy lecznicze zioła, mogące uratować życie. Medycyna od zawsze zaprzątała jej głowę i marzyła o tym, aby w przyszłości zostać najlepszym lekarzem w kosmosie.
Nagle rudowłosa poczuła delikatne szturchnięcie w ramię. Zaskoczona, zerknęła na bruneta, o oczach jak roztopiona czekolada, przyglądającego się jej z zadziornym uśmiechem. Widząc jego pewność siebie, przekręciła oczami, wracając do zabawy końcówką rękawa. Nie miała ochoty na zaczepki z jego strony.
— Weź ze mną pogadaj — mruknął chłopak, ponownie zwracając na siebie uwagę Aishy. — Te lekcje są takie nudne — dodał zniesmaczony.
— Ostatni rząd! — krzyknął zbulwersowany nauczyciel. — Ciszej!
Evans słysząc mężczyznę, spojrzała karcąco na kolegę obok i zaczęła udawać, że notowała dzisiejszą lekcję w swoim szarym zeszycie, wczoraj kupionym przez jej mamę.
— Tak w ogóle — brunet znów się odezwał. — Jestem Bellamy...
— Blake! — wrzasnął wściekły Pike, podchodząc do stolika, gdzie siedziały rozgadane dzieciaki. — Jeszcze raz będę musiał ci zwrócić uwagę, a wezwę twoją mamę.
Chłopak zdając sobie sprawę, że robi się niebezpiecznie, pospiesznie okazał skruchę. Zadowolony mężczyzna wrócił pod tablicę, a Bellamy siedział cicho całą godzinę. Nie mógł pozwolić, żeby mama zostawiła ukrywaną Octavię, chociaż na chwilę bez opieki. Im mniej Aurora wychodziła z domu, tym lepiej dla jej córki.
Gdy lekcja dobiegła końca i uczniowie opuścili salę, Aisha podeszła do strapionego Blake'a, opartego o jedną ze ścian. Brunet nie zauważył obecności dziewczyny, więc ta wykorzystała to, stając tuż obok niego.
— Jestem Aisha — przedstawiła się, wybudzając chłopaka z rozmyślania. — Nie przejmuj się nim — wskazała głową na dyżurującego Pike'a. — Przejdzie mu jak zawsze — dodała z pokrzepiającym uśmiechem.
Bellamy spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale widząc zielone oczy dziewczyny, przypominające las, również ukazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów. Żadne z nich nie przypuszczało, że ten dzień okaże się początkiem ich skomplikowanej przyjaźni.
Arka, rok 2142
Aisha z uwagą obserwowała poczynania swojej mentorki - Abigail Griffin, która pokazywała jej, jak odpowiednio dostać się do szpiku kostnego, żeby nie zrobić trwałego uszkodzenia pacjentowi. Kobieta była zaskoczona, że siedemnastoletnia uczennica tak szybko przyswajała wiedzę i potrafiła zastosować ją w praktyce, w życiu codziennym.
Evans była tak zamyślona, że nie zauważyła Bellamy'ego, wchodzącego do sali. Abby widząc, że chłopak położył palec na ustach, była cicho i czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
Brunet dyskretnie podszedł do dziewczyny, objął ją w tali i okręcił kilka razy wokół własnej osi. Rzecz jasna nie obyło się bez pisków Aishy, ale Blake się nimi nie przejął. Ważniejsze dla niego było to, że niespodzianka się udała.
— Jesteś nieznośny — rudowłosa wtuliła się w tors przyjaciela, wdychając jego zapach, za którym tak tęskniła.
— Też się cieszę, że cię widzę — uśmiechnął się, całując dziewczynę w czubek głowy. Może tego nie potrafił okazać, ale bardzo mu jej brakowało.
— Tak z ciekawości — zaczęła Abby. — Ile się nie widzieliście? — spytała.
— Trzy dni — zaśmiał się Bellamy, obejmując zarumienioną Aishę.
CZYTASZ
Love is weakness || The 100
FanfictionNie chcę od Ciebie wiele. Nie chcę, żebyś wciąż trzymał mnie w ramionach, nie przestawał całować moich ust, włosów i głowy. Nie potrzebuję żebyś z każdym krokiem wyznawał mi uczucia, byś zapominał jak oddychać patrząc na mnie, czuwał przy mnie kiedy...