1 - Upadek z nieba

1.1K 76 3
                                    

— Raven, cholera! — krzyknęła zestresowana Aisha, starając się, w miarę bezpiecznie, wylądować, ale jeden z silników wysiadł. Jeszcze chwila i się rozbiją. — Zrób coś!

— Próbuję! — oznajmiła dziewczyna, uderzając pięściami w panel sterowania. Nienawidziła uczucia bezsilności, bardziej niż czegokolwiek na calutkim świecie.

Niestety poczynania Reyes na nic się nie zdały. Złom, którym przebyły tak długą drogę, złamał się, dzieląc statek na dwie, nierówne części. Goldberg widząc to, zacisnęła mocniej ręce na siedzeniu i ze strachem w oczach spojrzała na przyjaciółkę. Nie chciała zginąć, nie w taki sposób, nie w takich okolicznościach. Obie tak dużo poświęciły, żeby tutaj dotrzeć. Nie mogły odejść z tego świata, przez zwykłe usterki techniczne, które nie były zależne od nich.

— Obyśmy się jeszcze spotkały — szepnęła ze smutkiem Aisha, wyskakując z blaszanego pudła. Nie chciała patrzeć, jak osoba którą kocha, ginie na jej oczach. Wolała umrzeć pierwsza.

— Błagam, nie! — wrzasnęła zrozpaczona Raven, odpinając pas, który niefortunnie zaciął się.

Brunetka nie zdążyła złapać przyjaciółki, ponieważ była ona już kilka metrów pod płonącą rakietą. Po rozgrzanym policzku Reyes spłynęła samotna łza, która zostawiła ledwie widoczną smugę. Straciła kolejnego członka rodziny i nic nie mogła z tym zrobić.

Tymczasem Goldberg przymknęła zmęczone powieki, stopniowo tracąc siły. Z każdą sekundą była coraz bliżej ziemi. Lada moment, a dotknie plecami twardej powierzchni i dozna ukojenia - śmierci. Ostatnie co usłyszała przed upadkiem, to krzyk Raven, pełen rozpaczy, bólu i tęsknoty. Wrzask pani mechanik, już zawsze będzie prześladował rudowłosą, nawet po drugiej stronie. Dlaczego? Bo to ona go spowodowała...

Minęło parę godzin od bolesnego lądowania Aishy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Minęło parę godzin od bolesnego lądowania Aishy. Im dłużej leżała między gałęziami, tym mniejsze były szanse, że uda się jej przeżyć. Połamane żebra, przecięty policzek, należały do ledwie widocznych zadrapań. Gorzej z krwotokiem wewnętrznym, który przy tak dużej wysokości, był nieunikniony. Mimo to, gasnące światło nadziei, wciąż wypełniało serce nieprzytomnej.

Nagle zza krzaków wyszła brązowowłosa dziewczyna, o delikatnych rysach twarzy. W pierwszym momencie nie zauważyła poturbowanej Goldberg, ale im szła dalej, tym dostrzegała więcej. Kiedy ujrzała tajemniczą przybyszkę, zlękła się, ale nie dała tego po sobie poznać. Chciała zostawić ją na pastwę losu, lecz widząc spokojną twarz nieznajomej, szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Ziemianka bez problemu wspięła się na wysokie drzewo, uważając, żeby sztylet, który miała w kieszeni, nie zrobił jej krzywdy. Obie ranne na nic się nie zdadzą.

Gdy znalazła się obok dziewczyny, odgarnęła pojedyczne kosmyki włosów, opadające na jej zimne czoło. Przyłożyła policzek do ust rudowłosej, aby sprawdzić, czy oddychała.

Sitta (trzymaj się) — rzekła w swoim języku, delikatnie obejmując przybyszkę. Z nieznanych Ziemiance przyczyn, nie mogła jej tak po prostu zostawić, mimo, że była dla niej całkiem obca.

Szatynce udało się bezpiecznie zejść z nieznajomą. Położyła ją na miękkiej trawie, wcześniej sprawdzając, czy nikt nie był w pobliżu.

Ste yui (bądź silna) — mruknęła, odrywając kawałek materiału. Zamoczyła go delikatnie w wodzie, którą miała przy sobie, po czym przetarła rany dziewczyny. Gdy je oczyściła z brudu, wyjęła z saszetki fiolkę. Rozchyliła spierzchnięte wargi ciemnowłosej i wlała do jej gardła substancję, co poskutkowało natychmiastowym przebudzeniem. Nieznajoma gwałtownie zaczerpnęła powietrza, podpierając się na ramieniu Ziemianki.

— Ja żyję? — spytała niepewnie, obdarzając brązowooką zdezorientowanym spojrzeniem. — Czy to w ogóle jest możliwe? — dodała, ale szatynka wciąż milczała. Aisha widząc to, doszła do wniosku, że dziewczyna jej nie rozumiała.

Goldberg nie dane było długo nad tym rozmyślać, bo dostała silnych zawrotów głowy i poczuła ucisk w żołądku, a już po chwili zaczęła wymiotować krwią. Ziemianka z kamiennym wyrazem twarzy, przytrzymała jej włosy, gotowa zaraz dać kolejne serum, gdyż dziewczyna nie wyglądała najlepiej.

— Już w porządku, dziękuję — powiedziała Aisha, odsuwając się od nieznajomej. — Jak ci na imię? — zapytała, lekko uderzając palcem wskazującym w jej klatkę piersiową. — Imię — powtórzyła głośniej, ale Ziemianka nadal nie odpowiadała. — No cóż, może ja się najpierw przedstawię, Aisha Goldberg — wyciągnęła dłoń w kierunku dziewczyny, lecz ta spojrzała z kpiną i niezrozumieniem na rękę przybyszki. Może miała inne zwyczaje?

Zrezygnowana pani doktor, oparła się o pobliskie drzewo i wzięła głęboki wdech. To wszystko działo się zbyt szybko. Nie dość, że jakimś cudem przeżyła ogromną katastrofę, to jeszcze spotkała dziewczynę, która nie przypomniała nikogo z setki i musiała być mieszkanką Ziemi, co było sprzeczne z informacjami Jahy, czy innych osób, będących u władzy na Arce.

— Super, jestem na Ziemi z osobą, nierozumiejącą mojego języka — oznajmiła zasmucona, chowając twarz w dłoniach. — Czy może być gorzej? — prychnęła, spoglądając na bezchmurne niebo. — Mam świetny pomysł! — krzyknęła nagle uradowana Aisha, a siedząca obok brązowowłosa, zerknęła na nią. — Skoro i tak nie wiesz, o czym mówię — zaczęła z ledwie widocznym uśmiechem. — Mogę ci opowiedzieć trochę o moim, jakże interesującym, życiu w kosmosie. Może jeśli powiem to na głos, łatwiej będzie mi dostrzec, gdzie popełniłam błąd?

Tymczasem Raven Reyes, która walczyła, żeby ponownie nie zasnąć, miała przed oczami martwe ciało przyjaciółki, całe zakrwawione. Widziała wystające kości, przerażony wzrok, przypalone końcówki włosów, widziała śmierć...

— Moja głowa — warknęła, dotykając skroni, z której wypływała gorąca, czerwona ciecz.

Nagle skrzypiące wejście, prowadzące do środka kapsuły, otworzyło się, a za nim znajdowała się zmartwiona, blondwłosa dziewczyna o jasnej cerze. Widząc oddychającą, lecz przede wszystkim, pełną świadomości  Raven, uśmiechnęła się promiennie.

— Aisha? — spytała Reyes, nie rozpoznając córki doktor Griffin.

— Nie, Clarke — poprawiła dziewczyna, pomagając przybyszce wyjść z rakiety.

Brunetka nie protestowała i już po chwili znalazła się na twardej powierzchni, wdychając ziemskie powietrze, które było bardzo świeże w porównaniu do tego, będącego na Arce. Poczuła się niesamowicie, ale gdy przypomniała sobie, co miało miejsce w trakcie podróży, uroniła pojedynczą łzę. Odsunęła się od zdezorientowanej, niczego nieświadomej Clarke i podeszła do najbardziej zniszczonej części statku, gdzie jeszcze kilka godzin temu była Aisha. Raven przejechała opuszkami palców po pęknięciu, przez które straciła przyjaciółkę, swoją bratnią duszę.

— Obyśmy się jeszcze spotkały — szepnęła, spoglądając z bólem na Griffin. — Straciłam ją — dodała, spuszczając wzrok. — Straciłam ją — powtórzyła drżącym głosem, zsuwając się po ścianie kapsuły.

— Jak to, ktoś jeszcze z tobą przyleciał? — spytała blondynka, chwytając pokrzepiająco Reyes za ramię.

— Aisha, Aisha Goldberg — wyjąkała, ściągając powoli zimną dłoń Clarke. — Jak ja mu to powiem?

— Komu powiesz? — wciąż nie rozumiała jasnowłosa.

— Jak ja ta powiem Bellamy'emu — mówiła jego imię w kółko, jakby nic innego, nie miało w tym momencie, znaczenia...

Love is weakness || The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz