Odyseja była niezwykłym okrętem, którego budowy Vermoni Verganza dzielnie uczył się całymi tygodniami.
Na najniższych pokładach znajdowała się nieskończenie wielka ładownia. Środkowo-rufową część z kolei zajmowała maszynownia. Verganza spodziewał się zobaczyć tam hałdy węgla, którymi napędzano ogromne silniki, jednak nic z tych rzeczy.
Ogromne pylony błyszczące jadowicie zielonym blaskiem, gorące niczym piec hutniczy. Dziesiątki zegarów, terkoczących rytmicznie i grube kable ginące w suficie.
Bosman powiedział, że to generator pochodzący z Avelii, otoczonego legendami sąsiedniego świata. Podobno cała Odyseja została tam zbudowana. Im dłużej Mik-Mak stacjonował na okręcie tym bardziej w to wierzył.
Środkowy pokład stanowił kwatery mieszkalne zarówno dla gości jak i załogi. Pomieszczenia były urządzone z takim przepychem godnym arystokratycznego pałacu.
Lakierowane meble z ciemnego dębu, czerwone dywany, kryształowe żyrandole i mosiężne firmamenty rozchodzące się kaskadą po pokojach.
Bosman ostrzegł jednak, że jeśli znajdzie choćby rysę na meblościance, osobiście przeciągnie pod kilem nieuważnego delikwenta.
Kajuty marynarzy, choć znacznie mniej eleganckie, stanowiły niedościgniony standard dla innych statków. Żadnych hamaków pozawieszanych dziesiątkami w magazynie. Schludne pokoje liczące maksymalnie sześć łóżek, szerokie stoliki, głębokie szafy, a także ogromna messa zdolna pomieścić przynajmniej setkę osób.
Środkowy pokład był również miejscem zbrojowni.
Ale cóż to była za zbrojownia!
Szeroki hol ciągnął się po obwodzie burt. Dziesiątki, jeśli nie setki dział, a każde tak wielkie, że zawstydziłoby wszystkich rusznikarzy Gawen razem wziętych. Mechaniczne ramiona służące do podawania pocisków, hydrauliczne amortyzatory odrzutu, śluzy próżniowe...
Verganza zastanawiał się, czy Odyseja nie byłaby w stanie samodzielnie przejąć władzy nie tylko w Federacji, ale na całej Sorze.
Na najwyższym pokładzie zaś, znajdował się mostek kapitański.
Okrągłe pomieszczenie, tak wielkie, że stojąc przy ścianie, Mik-Mak z trudem dostrzegał drugi koniec. Zdobione mosiężnym ornamentem stanowiska z cudaczną aparaturą. Zegary kontrolne, komunikacja z niższymi pokładami, raporty...
Cały sufit spowijała owalna pokrywa hartowanego szła, przez które można było zobaczyć czerń kosmosu. Starsza załoga, twierdziła, że widok po drugiej stronie szkła był zarówno piękny jak i przerażający.
Na samym środku pomieszczenia wyrastała szeroka wieża, na której szczycie umieszczono okrągły ster.
Oczami wyobraźni, Mik-Mak widział tam siebie.
„Może kiedyś", rozmarzył się.
Przez pierwsze tygodnie służby, zadaniem nowej załogi było zapoznanie się z budową okrętu. Bosman kazał każdemu nosić przy sobie paczkę sucharów i bidon z wodą, bo jak twierdził „nigdy nie wiesz, kiedy możesz się zgubić".
Szybko okazało się to prawdą. W ciągu pierwszych trzech tygodniu zorganizowano sześć akcji poszukiwawczych, gdy marynarze nie pojawili się na odprawie dwa dni z rzędu.
W ciągu miesiąca bosman pożegnał przynajmniej połowę kandydatów, którzy w jego mniemaniu nie nadawali się na dłuższy rejs.
Na samego Mik-Maka z kolei załoga reagowała dwojako. Przy pierwszym kontakcie nie wzbudzał zaufania, za co Vermoni nie mógł ich winić. Spodziewali się małego, niesfornego stworka który w żaden sposób nie może im pomóc w wykonywaniu poleceń przełożonych. Bosman również nie dawał mu żadnej taryfy ulgowej.
CZYTASZ
Gwiezdne Przygody Vermoniego Verganzy
FantasíaVermoni Verganza zawsze marzył o podboju kosmosu. Problem w tym, że jest Mik-Makiem, niewielkim bobrowatym stworkiem, który nie nadaje się do ciężkiej pracy na gwiezdnej barce. Niespodziewanie jednak otrzymuje szansę zaciągnięcia się na "Odyseję"...