Rozdział 9

204 24 3
                                    


Słysząc otwierające się drzwi, czym prędzej wsunąłem zeszyt pod łóżko, tym samym znów się nachylając.

- Czego tam szukasz? - zapytał Ciel, klękając przy mnie.

- Butelka z syropem wpadła pod łóżko. - mruknąłem, grzebiąc w stercie kurzu.

Chłopak westchnął i również się schylił, po chwili wyciągając przedmiot. Spokojnie odłożył ją na szafkę nocną, jednak dostrzegłem, że się spiął. Zestresował się tym, że grzebałem pod łóżkiem? Czy zeszyt był tym, czego nie powinienem znaleźć?

- Obejrzymy coś? - zapytał jakby nigdy nic, siadając z powrotem na łóżku.

- Możemy. Lepiej się czujesz? - usiadłem obok.

Otuliłem go szczelnie leżącym nieopodal kocem, przykładając po tym dłoń do jego czoła. Temperatura wydawała się wysoka. Ciel zakasłał ciężko, a po jego ciele przebiegły dreszcze. Widząc to, sięgnąłem po lekarstwa, wybierając kolejne syropy i tabletki.

- Poczekaj chwilę, pójdę zrobić coś do jedzenia. - poinformowałem, a następnie otworzyłem okno, wcześniej mówiąc mu, żeby wszedł pod kołdrę.

Widziałem że trząsł się z zimna, jednak miał gorączkę, przez co nie mogłem doprowadzić do podwyższenia temperatury jego ciała. Kiedy upewniłem się, że na tę chwilę niczego mu nie brakuje, zszedłem na dół i rozejrzałem się po kuchni, szukając potrzebnych produktów. Na szczęście niczego nie brakowało, co oszczędziło mi dodatkowej wyprawy do sklepu. Postanowiłem zrobić mu rosół, mimo że moje umiejętności kulinarne nie były zbyt dobre. Sugerując się znalezionym na internecie przepisem, udało mi się jednak ugotować całkiem niezłą zupę. Nalałem trochę do miski i wróciłem do pokoju przyjaciela.

- Zimno. - mruknął na powitanie.

- Wiem, ale zaraz podam ci leki, powinno być lepiej. Dasz radę zjeść sam, czy ci pomóc?

- Pomóż. - oparł się bezsilnie o ścianę, najpewniej zrozpaczony faktem, że w tylu kwestiach musi prosić o pomoc. Jak jego opiekunowie mogli zostawić go w takim stanie? Czy to się powtarzało, kiedy był chory?

Później zgodnie z jego życzeniem pomogłem mu zjeść. Co jakiś czas zerkałem przy tym za okno, gdzie stopniowo zapadał zmrok. Często siadałem o tej porze do pisania. Noc sprzyjała kreatywności. Brakowało mi tej rutyny, obecnie wieczory wydawały się puste.

- Potem kupię ci coś słodkiego. - obiecałem, kiedy naszprycowałem chłopaka kolejną porcją leków i obserwowałem go, pogrążonego w tak marnym stanie.

Niemal automatycznie przeczesałem dłonią jego włosy. Powinienem z nim zostać. Wręcz muszę. Nie zasnę ani nawet nie zaznam spokoju, jeśli zostawię go teraz samego. Chłopak wydawał się czytać mi w myślach.

- Nie idziesz jeszcze do domu? Wolę, żebyś nie wracał po ciemku.

- Pójdę po domu po swoje rzeczy i wrócę. Zostanę z tobą kilka dni. - westchnąłem, przecierając twarz dłonią.

Może dzięki temu oderwę się od problemów z pisaniem? Może za bardzo się zadręczam? Teraz, pomagając mu przez kilka dni, skupię się na jego stanie zdrowia i tym, aby jak najszybciej wyprowadzić je na prostą. Możliwe, że pomoże mi się to zresetować, w pełni odzyskać wenę.

- Nie musisz, dam sobie radę. - powiedział, podnosząc się do siadu. - Teraz powinieneś skupić się na pracy.

- Wiesz dobrze, że i tak nic nie napiszę. Tym bardziej, kiedy jesteś w takim stanie. Nawet się nie skupię, wiedząc, że jesteś tu sam.

- Dalej nie znalazłeś inspiracji? - zapytał, lekko przechylając głowę.

- Niestety.

Otuliłem go szczelniej kołdrą, znów przeczesałem włosy. Wpatrywałem się przy tym w jego zarumienioną twarz, zastanawiając się, kiedy wydamy książkę, na której będą nasze oba nazwiska. Czy to jego pierwsza i ostatnia choroba, nim powieść się ukaże? A może jeszcze kilka razy się pochoruje, nim stworzymy odpowiednią ilość rozdziałów? Może wydawnictwo zrezygnuje ze mnie, nim uda mi się napisać trzecią część? Historia była w trakcie, ale jeśli wystarczająco nadwyrężę cierpliwość dyrektora, może być różnie. Było przecież wiele historii, które z różnych przyczyn nie doczekały się kontynuacji. Książka nie jest żywym stworzeniem. Nie musi mieć swojego końca.

***

Jak burza wpadłem do mieszkania, zatrzaskując drzwi. Za oknem panował mrok, o parapet uderzały ciężkie krople deszczu. Wyjąłem z szafy plecak i zacząłem na szybko pakować najpotrzebniejsze rzeczy na kilka następnych dni, chcąc zaraz wrócić do Ciela. Poza tym miałem piętnaście minut do ostatniego autobusu. Mógłbym dojść tam na piechotę, ale nie miałem ochoty na spacer w ulewę i ciemnicy.

- Cholera. - syknąłem, kiedy telefon, na którym sprawdzałem godzinę, wypadł mi z ręki i znalazł się pod łóżkiem.

Schyliłem się, grzebiąc ręką pod meblem i przy okazji o czymś sobie przypominając.
Zeszyt. Notes spod łóżka Ciela z dość niepokojącą zawartością. Miałem nadzieję, że to nie jego krew, a nawet jeśli jego, to pochodzi z drobnych ran spowodowanych zwykłym codziennym życiem.
Byłem w kropce, nie wiedząc co z tym zrobić. Może z nim pogadam? Ale to mało prawdopodobne, że powie mi o co chodzi. Zwrócić się z tym do jego opiekunów? Może oni wiedzą i coś z tym robią, a może, jeszcze lepiej, nie wiedzą i mnie wyśmieją? Poza tym mógłby się obrazić, że nie skonsultowałem sprawy w pierwszej kolejności z nim. Przede wszystkim na światło dzienne wyszłoby, że znalazłem zeszyt i go przejrzałem, czego nie powinienem robić. Zestresowany samym myśleniem o tym, w końcu złapałem za telefon, wyjmując go spod łóżka. Wraz z nim na mojej dłoni znalazł się średniej wielkości pająk.

- Ale jesteś śliczny. - uśmiechnąłem się, widzą, że jego odwłok łączy wiele odcieni zieleni.

Nie przypominał patykowatych pająków domowych, które często znajdywałem w zakamarkach mieszkania. Musiał się przypałętać z dworu..
Odłożyłem urządzenie i położyłem pająka na wierzchu dłoni. Zwierzę miało jednak inny plan i przeszło na moje przedramię, spuszczając się po nim na pajęczynie. Z cichym westchnięciem wstałem z ziemi i podszedłem do okna, otwierając je na oścież. Uderzył wtedy we mnie zimny powiew wiatru, a na twarz spadło kilka kropli deszczu.
Odłożyłem pająka na parapet i obserwowałem go, kiedy niewinnym krokiem umykał z pola widzenia. Potem spojrzałem na zachmurzone niebo i po raz kolejny westchnąłem, tym razem z frustracją. Dziwne było mieć kogoś przy sobie, nie byłem przyzwyczajony do podobnych dylematów. Pierwszy raz zaszedłem w relacji z kimś tak daleko i wiedziałem, że muszę coś zrobić. Bałem się jednak i czułem bezradny. Finalnie uznałem że z nim pogadam, to chyba najrozsądniejsze wyjście.
Mimo deszczu oparłem głowę na dłoni i obserwowałem niebo, nie dostrzegając ani jednej gwiazdy, jakby wszystkie dla mnie zgasły.

ANGEL || CIELOISOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz