Rozdział 16

140 21 3
                                    


Jej słowa odbiły się echem w mojej głowie, a na słowo ''szpital'' i ''śpiączka'' serce zabiło szybciej. Z jednej strony przewidywałem podobne scenariusze, z drugiej to wyznanie stanowiło dla mnie szok i jednocześnie strach, który ciężko było stłamsić.

- Co się stało? - zdołałem wydusić z siebie tylko tyle przez duszącą gulę, którą poczułem w gardle.

- Ciel od dawna miał problemy. Jego życie było stabilne, lecz wciąż nie mógł pogodzić się z tym, co się stało. Trochę przeżył. Najpierw śmierć rodziców, a potem te wszystkie procedury adopcyjne, ciąganie po sądach, domach dziecka. Przez długi czas nie miał domu ani nikogo bliskiego, nawet ze mną długo nie mógł się zobaczyć. Minęły lata, ale emocje i wspomnienia nie znikają. Nie u niego. Szczególnie w ostatnim czasie czuł się gorzej, mimo że wyglądał na całkiem zadowolonego. - ton jej głosu przypominał ton, jakim opowiada się o minionym lecie spędzonym na gorących wyspach, gdzie temperatura nie spada poniżej trzydziestu stopni, a woda przypomina taflę szkła.

Głos przesycony miłością, ale i żalem za tym, co było i tym, co jest obecnie. Niczym rok szkolny po wakacjach na wspomnianych wyspach. Ja tymczasem słuchałem i nie mogłem uwierzyć, chyba dostałem zbyt wiele informacji naraz, a to jeszcze nie był koniec. Wiedziałem jednak najważniejsze, Ciel jest w szpitalu i miał problemy, a ja nie miałem o tym pojęcia. Ciekawe ile jeszcze podobnych informacji mnie czeka.

- Ale... Co się z nim teraz dzieje? I co dokładnie wydarzyło się wcześniej? - moje pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Mówiła o swoim siostrzeńcu, więc ciężko byłoby zrobić w takim momencie pokerową twarz i udawać, że mowa o zupełnie obcej osobie. Po prostu przekazać sucho tragiczne fakty.

- Jak mówiłam, jest w szpitalu. Miał próbę samobójczą. Ciężko było to przewidzieć, bo nic po sobie nie pokazywał tamtego wieczoru. Przynajmniej tak twierdzą jego opiekunowie. Ale... On nigdy nic po sobie nie pokazywał. Był skrytym dzieckiem i na takiego wyrósł dorosłego. - jej wzrok, utkwiony w dali, znów pokazywał zbyt wiele emocji, aby można je było określić.

Stanowił więc jedynie pustkę, był niczym dom po zmarłych rodzicach. Zimny i pusty, wypełniony przy tym masą ciepłych wspomnień. Miałem wrażenie, że tylko one chronią kobietę od stanu, w którym łzy pojawiłyby się pod powiekami, doszczętnie niszcząc maskę kłamliwego opanowania.

- Tak jak większość ludzi, prawda? Lubimy cierpieć sami, a potem umieramy, wciąż cierpiąc. To takie idiotyczne i takie powszechne. - powiedziałem, wpatrując się w bursztynową ciecz w mojej filiżance.

Herbata, którą tak bardzo lubił Ciel. Od zawsze chwalił się swoją miłością do tego napoju, a ja śmiałem się dźwięcznie, gdy go wychwalał, co popadało w fanatyzm. To była jedna z rzeczy, które teraz do mnie wracały, mimo że wcześniej nie zwróciłem na nie uwagi. Były jedynie śmieszną anegdotą jednego z naszych popołudniowych spotkań, lecz teraz nabierały głębszego sensu. Przypominały o przyjacielu, którego ''odnalezienie'' nie przyniosło spodziewanej ulgi.

- Ale Ciel przeżyje, prawda? - zapytałem po chwili z drżącym uśmiechem, pewien twierdzącej odpowiedzi.

Powietrze stężało, tykający dotąd zegar wydawał się stanąć w miejscu. Życie i czas zastygły w bezruchu w obliczu znaczącego pytania, które mogło zmienić więcej, niż mogło się z początku wydawać. Życie i śmierć, pozornie tylko dwa słowa, które kryły jednak za sobą dwie diametralnie inne rzeczywistości. Dzieliła je przepaść, której nie przeskoczą ani żywi, ani martwi. Nie można cofnąć śmierci ani podarować życia.
Wyczekiwana odpowiedź nie padła. Ze wstrzymanym tchem przypatrywałem się ciotce Ciela, która chciała coś powiedzieć, lecz z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zamiast tego zrobiła coś, od czego, wydawać by się mogło, powstrzymywała się od początku naszej rozmowy. Zaczęła płakać. Nie potrzebowałem innej odpowiedzi.

***

- Ciel! - krzyczałem, goniąc za chłopakiem. Szedł przez pole zboże, tak jak poprzednim razem ubrany cały na biało.

Słysząc mój głos, odwrócił się i zatrzymał, delikatnie uśmiechając. Mnie nie było do śmiechu, wręcz przeciwnie, miałem ochotę rozszarpać go na strzępy. To tylko sen, ale to, co usłyszałem u jego ciotki, było jak najbardziej prawdziwe. Chłopak zrobił zamach na swoje życie i możliwe, że z tego nie wyjdzie.

- Ty idioto! - wydarłem się, łapiąc go za ramiona. - Co ty sobie myślisz? Aż tak bardzo chcesz zostawić swoich opiekunów? Swoją ciotkę? Sebastiana? Aż tak ci spieszno tam na górę?!

Nie panowałem nad głosem. Sen, tylko sen, powtarzałem w głowie, ale to nie pomagało. Czemu to robiłem? Czemu mówię to mojemu sennemu wyobrażeniu, skoro prawdziwy Ciel walczy w szpitalu o życie i to jego powinienem opieprzyć, jeśli w ogóle się obudzi? Teraz, stojąc przed moją nocną wizją, czułem, że moje serce ściska ogromny żal, smutek i tęsknota. Nie lubiłem nie mieć nad czymś kontroli, a życie mojego przyjaciela było obecnie poza moim zasięgiem.

- No, powiedz coś. - warknąłem, zaciskając dłonie na jego koszuli.

Drżałem. Frustracja ulatywała ze mnie w postaci przyśpieszonego oddechu i drżenia ciała, którego nie byłem w stanie opanować. Tylko sen. W śnie z nim rozmawiam, ale tak naprawdę jest daleko stąd, w szpitalu. Może być tak, że już nigdy nie zobaczę go żywego.
Sen. Śnię. Więc czemu myślę o tym wszystkim? Nie powinienem utracić świadomości? Dzieje się dużo, za dużo, ja już nie chcę. Nie chcę słyszeć o niczym złym, nie chcę słyszeć o śmierci, nie chcę słyszeć o stracie kolejnej osoby w moim życiu.

- Nie chcę. - zaszlochałem, zaciskając dłonie na materiale do tego stopnia, że pobielały mi knykcie. - Nie chcę, żebyś mnie zostawił.

Zacisnąłem zęby, gdy po moich policzkach obficie spłynęły łzy. To wszystko było ciężkie, za ciężkie, dlaczego mnie to spotyka? Zawsze i wszędzie czeka na mnie smutek i zawód. Śmierć oczekuje moich bliskich, mnie też może niedługo ujmie w swe szpony. Chciałbym. Jeśli zabierze mojego przyjaciela, niech mnie także.
Ciel tymczasem, jako moje senne wyobrażenie, stał przede mną i z niezmiennym uśmiechem patrzył, nic sobie nie robiąc z mojej rozpaczy. Zawsze taki był, tak? Cierpiał w samotności, bał się wyjść do ludzi z tym, co naprawdę czuł. Ach, Ciel... Ile razy wewnętrznie płakałeś, puszczając w moją stronę lekkie, swobodne uśmiechy?

ANGEL || CIELOISOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz