Rozdział 27

112 14 8
                                    


Koniec. Pisząc to słowo na końcu mojej kolejnej pracy, czułem dumę, ale i swoisty niepokój. Koniec był tylko jeden, zapisany raz bez możliwości rozpoczęcia zakończonej rzeczy od nowa. Pisząc koniec na ostatniej stronie powieści, nie czułem szczęścia i satysfakcji jak zazwyczaj. Zamiast tego myślałem o Cielu i o jego końcu. O końcu jego życia i naszej cudownej znajomości. O tym, że nie nacieszyłem się nim jeszcze wystarczająco.
Wczoraj wyjątkowo mi się nie śnił. Nie przyszedł do mnie tak jak każdego innego wieczoru, aby ukoić moją tęsknotę. Zinterpretowałem to tak, że odchodząc z mojego snu, odszedł również ze świata. Czekałem jedynie na najgorszy telefon od Angeliny, która miała potwierdzić moje obawy. Jako jego rodzina dostawała informacje o stanie zdrowia siostrzeńca i obiecała, że powiadomi mnie, gdy tylko dowie się czegoś nowego. W pewnym momencie faktycznie dostałem od niej telefon, tylko że był on zgoła od tego, którego się spodziewałem.

- Za chwilę będę. - powiedziałem, czując, że moje serce przyśpieszyło, słysząc wieści, które dla mnie miała.

Nie tracąc czasu nałożyłem buty, zarzuciłem na siebie płaszcz i wybiegłem z domu, udając się w stronę szpitala. Biegłem ile sił w nogach, zupełnie nie czując zimna panującego na dworze ani zmęczenia spowodowanego wysiłkiem. Pędziłem ile sił w nogach, chcąc czym prędzej zobaczyć przyjaciela.
Gdy znalazłem się w budynku, standardowo skłamałem w recepcji i cały drżący udałem się do znajomego pokoju. Leżał tam. A raczej siedział, dzierżąc w dłoniach papierowy kubek z parującą herbatą, zakupioną zapewne w szpitalnym automacie. Był mniej blady niż ostatnim razem, na jego policzkach można było nawet ujrzeć delikatny rumieniec, możliwe, że wywołany ciepłym napojem. Jego włosy pozostawały w nieładzie, pozbawione blasku, a na twarzy widać było zmęczenie, ale wyglądał lepiej niż wcześniej. Rozmawiał żywo z ciotką, która ze łzami w oczach patrzyła na swojego młodego siostrzeńca.

- Alois. - powiedział, po chwili dostrzegając mnie w progu.

Zapewne musiało minąć trochę czasu od jego wybudzenia, skoro już normalnie siedział i wyglądało na to, że w pełni pojmował co się wokół niego dzieje. Fakt, wyglądał na otumanionego, ale jednak świadomego.

- Ciel. - mruknął cichutko, jakbym pierwszy raz wypowiadał jego imię.

- Zostawię was. - Angelina uśmiechnęła się i wstała ze stołka, po czym pogłaskała chłopaka po włosach i opuściła pomieszczenie.

Mówiłem już, że to kochana kobieta? Korzystając z faktu, że byliśmy sami, podszedłem do niego ostrożnie. Czułem łzy zbierające się mimowolnie w kącikach oczu. Mój Ciel. Znów żywy, mimo że wydawać by się mogło, że czekała go śmierć. Miałem ochotę się na niego rzucić, lecz w zamian objąłem go bardzo delikatnie, bojąc się, że mocniejszy ruch mógł zrobić mu krzywdę. Tak dobrze było znów trzymać go w ramionach. Nie wierzyłem w to, że dane mi było ujrzeć go w stanie pełnej świadomości.

- Dobrze cię widzieć, Alois. - szepnął słabo, aczkolwiek z odczuwalnym zaangażowaniem oddając mój gest.

- Nie tak dobrze jak ciebie. - odparłem, wtulając twarz w jego ramię i nie kryjąc już łez wzruszenia.

***

- Jestem zmęczony. - zakomunikował, przeciągle ziewając.

Leżeliśmy na szpitalnym łóżku, przytuleni do siebie w celu zniwelowania tęsknoty powstałej przez ten czas. Mój umysł pominął chwilę, kiedy z południa zrobił się wieczór. Czas przy nim mijał szybko. Szczególnie kiedy ciotka Ciela zostawiła nas samych, dając się nacieszyć swoim towarzystwem. Mimo że nie rozmawialiśmy zbyt dużo z uwagi na jego stan, czas ani trochę się nie dłużył.

- Spałeś kilka tygodni. Zrobiłeś sobie najdłuższą drzemkę w całym życiu i dalej ci mało? - zapytałem, przeczesując palcami kosmyki jego włosów.

- Cóż to była za drzemka. Godzina normalnego snu dałaby mi więcej. - odparł, opierając głowę na moim ramieniu. .

Pozbyłem się płaszcza chwilę po tym, jak znalazłem się w szpitalu i zdecydowałem zostać z Cielem na dłużej. Grzali tutaj na potęgę, nie wiedziałem jak ludzie wytrzymują skwar, będąc tutaj przez dłuższy czas.
''Ciepło''.
Czy to o tym cieple mówił Ciel, gdy spotkałem go w swoim wyobrażeniu? Czy okropny skwar panujący w szpitalnym pokoju czuł na skórze? Był to znak, że stopniowo się wybudza, odczuwając więcej bodźców z otoczenia? Przyszedł do mnie w znacznie żywszych barwach, z iskierkami w oczach, mówiąc tajemniczo o cieple.

- W takim razie prześpij się. - gładziłem jego ramię przez materiał szpitalnej koszuli.

- Mhm. - mruknął, słuchając mojego polecenia, nawet jeśli trochę wbrew sobie. Faktycznie musiał być wyczerpany.

Wydał mi się drobny, chudy i bezbronny. Będę musiał się nim zająć, kiedy stąd wyjdzie. Na pewno przypilnuję, żeby otrzymał fachową pomoc, zaczął więcej jeść i bardziej pokazywał swoje emocje, żebyśmy już nigdy nie musieli przechodzić przez to piekło. Być może to, że przeżył, było szansą na zaczęcie od nowa. Albo to niezałatwione sprawy, jakie musiał jeszcze dopiąć, zatrzymały go na tym świecie.

- Hm? - mruknąłem, gdy zwrócił w moją stronę mętny wzrok.

Jego oczy nie wyglądały obecnie na zbyt bystre, lecz miały swoją stałą, intensywną barwę. Ciel. Ponownie mój, ponownie żywy. Znów mogłem oglądać wyczekiwany obrazek jego osoby i to było to, co wtedy poruszyło moje serce. Jego słowa sprawiły natomiast, że zabiło ono znacznie szybciej. 

- Śniłeś mi się, wiesz? - powiedział, lekko się do mnie uśmiechając. - Za każdym razem na ciebie czekałem, a ty za każdym razem przychodziłeś.

Śniłem mu się. A on śnił się mnie. Obaj w tym śnie znajdywaliśmy ukojenie, jakby nasze dusze były blisko, mimo że ciała znajdywały się daleko. Wyglądało na to, że sen nie był tylko snem, lecz dziwnym rozumieniem rzeczywistości, w której śmierć igra z życiem, pomagając nam się znowu spotkać. Gdy tak wpatrywałem się w jego twarz, moje usta również uformowały się w uśmiech. Sen był przeznaczeniem.
My byliśmy sobie przeznaczeni. 

ANGEL || CIELOISOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz