Źrenice jak główki od szpilki.
Na twarzy potu kropelki.
Oddycham, oddycham – to na nic.
Oddycham, oddycham – tlen parzy.

Powieki zmrużone do granic.
Pragnę wciąż zedrzeć te czarne ubrania.
Przełykam wciąż ślinę – to na nic.
Przełykam wciąż ślinę – piasek mam w krtani.

Minuty mi ciekną przez palce.
Bezmyślnym wzrokiem wodzę po tłumie.
Gdybym odważył się krzyczeć – to na nic.
Rzeczywistość ściska mi gardło szponami...

Wolne PtakiWhere stories live. Discover now