01.

575 24 13
                                    

Siedziała w domu przy otwartym oknie i wpatrywała się w ruch uliczny, auta pędziły nie wiadomo do kont, ludzi  śpieszyli się tylko Bogu wiadomo gdzie i na co. Poprawiła swoje krótkie włosy, były ścięte krzywo, grzywa opadają jej na złote smutne oczy. Brązowe włosy są ścięta na chłopaka, delikatnie przydługie i postawione na piłkę.... Pociągnęła mocniej swoje kolana do klatki piersiowej i położyła swoją głowę na kolanie. Przymknęła swoje oczy kiedy zimny wiatr zawiał, na spierzchniętych ustach pojawił się delikatny uśmiech.  Jeszcze chwilę się wpatrywała w ludzi, aby powoli zejść z parapetu i ruszyć do kuchni. Niedzielny wrześniowy poranek był mroźny i szary. Zbierało się na deszcz, zimny i nie przyjemny. Powolnym krokiem ruszyła do kuchni na sniadanio-obiad. Ciocia była w pracy a dziewczyna sama w domu, wstała przed szósta i ćwiczyła na dachu kamienicy, waliła w żelazne drzewa i skakała na skakance. Zrobiła ponad 300 brzuszków, 500 przysiadów oraz 400 pompek, po tym wszystkim była zmęczona i spocona, wzięła prysznic i chwilę posiedziała na parapecie. Uspakajało ją to i sprawiało, że przestawała myśleć. Chciała zapomnieć i przestać spadać w tą przepaść, bez dna, zimna i nie przyjemna.  Czuła ból, smutek i rozżalenia, sobą jak i otaczającym ją światem.

Siedziała w salonie i powoli jadła, nie miała apetytu, to wszystko odbiło się na niej poterznie. Wzięła głęboki wdech i czuła jak wszystko zalewa ją d środka jak ją to przytłacza, miała wrażenie że wpadła o basenu bez dna i nie może się odbić od niego. Chwyciła się za swoje włosy i pociągła mocno, chcąc choć troszkę poczuć się lepiej. Nie stety nie dawało jej to ukojenia, ani tym bardziej poczucia bezpieczność, którego tak bardzo potrzeowała. Krzyknęła z frustracji i wtała gwałtownie, jej obiad spadł na ziemie, lecz nie przejeła się tym tylko jak opentana wybiegła z domu, jej oazy spokoju, teraz te pomieszczenie przytłacza ją i sprawia że nie chce żyć. Biegła bez butów i bez czapki, włosy były szarpane przez wiatry a uszy położone, oczy miała przymróżone przez pęd powietrza. Biegła i nie patrzała się za siebie, ani przed siebie chciała uciec od wszystkiego, całego świata, który ją otacza i sprawia ból w jej młodej piersi. Przebiegła przez czerwone światło i machnęła ogonem aby gwałtownie skręcić. Nic do niej nie docierało, żednen dzwięk, żaden obarz a jednak nic jej się nie stało, nie wiadomo czy to przez szczęście, czy przez jej zdolności. Wyskoczyła gwałtownie do góry, przeskakując tym samym poręcz, która odzielała od kilku metrowej przepaści, było to zrobione na ozobę, przypomnające ogromne schody. Odległość od piętrami wynosiła 2,5 metra, niby nie dużo, ale normalny człowiek mógł sobie coś zrobić, lecz nasza bohaterka wylądowała na zgiętych nogach. Chwilę siedziała na zgiętych nogach wyglądając jak dzikie zwierze, jej uzy postawione do góry nasłuchiwały jej ogon u góry, postawa zgarbione i prawa ręka dotykała ziemi. Wziegła głęboki wdech.
Ruszyła kolejny raz, przeskoczyła szybko lojeny schodek i wylądowała na zgiętych nogach na barierce oddzielającej ją od kolejnego schodka, wyprostowała się a wiatr delikatnie wiał jej w twarz i rozwiewał jej  krótkie włosy, spięła swoje mięśnie i skoczyła  na następną barierkę, nie zachwiała się stała dumnie i wyprostowana patrzyła się ile jej jeszcze zostało. 3 schody i będzie na ziemi. Kolejny raz spięła swoje mięśnie i skoczyła wysoko robiąc salto w przód na górze zaczęła zmieniać pozycję jej nogi wyprostowały się delitanie, a ręce rostawiła w bok. Ogon latał na wietrze za nią, kiedy kolejnyraz wylądowała głatko na ziemi dość szyko skoczyła kolejny raz robiąc salto i tym razem wylądowała na rękach w pozycji tak zwanej świecy. Obruciła się na jednej ręce i zgięła ją w łokciu aby zaraz wyskoczyć na niej i ostatni raz zrobiła salto i wylądowała jak zawodowa aktrobatka z rostawionymi rękami. Nie przejmowała się, że ludzie się na nią patrzą tylko ruszyła biegiem przed siebie. Szybko pokonywała kolejne metry, kiedy była na końcu parku przyspieszyła mijała ludzi jak by stali i jakby znała ich ułożenie na pamięć. Miła właśnie jakąś staruszkę kiedy na jej drodze wyrósł jak z podziemi wózek z dzieckiem nie przejmując się tym przeskoczyła go dość wysoko razem z matką. Usłyszała jedynie dźwięk oburzenia, ale nie przejęła się tym a nawet uśmiechnęła się delikatnie. Przyspieszyła jeszcze bardziej, aby szybko skręcić w uliczkę. Ślepą uliczkę, biegła prosto na mur aby klika metrów przed nim wskoczyć na duży kosz na śmieci i wybić się z niego, jak z procy. Poszybowała kilka metrów i chwyciła się balkonu przeciw pożarowego, zwisała na nim chwilę, aby spiąć mięśnie i rozbujać się, 2 razy zakołysała się na rękach aby stać na nich dalej trzymając się barierki. Świece robiła idealnie, a jej bokserka opadła trosze niżej ukazując jej wyrobiony brzuch. Wzięła głęboki odech aby wygiąć się w tył i nogami stanąć na poręczy, którą wcześniej trzymała.  Machnęła kilka razy swoim ogonem i wydała dźwięk podobny  do polującego kota, trzymała się jeszcze poręczy położyła swoje kocie uczy jak bestia która poluje, którą jest. Jej złote oczy miały pionową źrenice zamiast okrągłej, uśmiechała się pod nosem, a jej kły delikatnie ukazały się. Zgarbiła się jeszcze mocniej aby po chwili wyskoczyć jeszcze raz do góry i chwycić się kolejnej poręczy i w taki sposób pokonała drogę pożarową i znalazła się na dachu. Wzięła głęboki wdech i zrobiła krok do przodu. Spadła z podwyższenia na gładką papę z dachu, pachniało tu rozgrzanym asfaltem, jak i smołą. Gorąco uderzało w twarz i duchota panująca tu, zamknęła swoje oczy i starała nie dać się ponieść tak wyjątkowej chwili i nie rozpłakać się. Nie może, już nie może ma cel do którego będzie dążyć, choćby po trupach. Otworzyła swoje oczy i ruszyła z zawrotną prędkością po dachu kamienicy, mijała sznurki z rozwieszonym praniem, górą, albo dołem jak jej wygodniej było. Kiedy dotarła do końca dachu nie zwolniła lecz wbrew pozorom przyspieszyła.

Demon i Anioł/Inazuma elevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz