Rozdział 1.19

2.6K 210 153
                                    

Bale i Plany


Czas mijał, Voldemort wrócił do zamku, reporterzy uciekli, a bliźniacy wypuścili stado bełkoburków (rodzaj niewielkich chochlików z długimi, wąskimi dziobami, którymi wyciągały ludziom wosk z uszu do budowy swoich gniazd) w środku uroczystej uczty w Noc Duchów. Wszystkie te rzeczy sprawiły, że wielka, choć nieco tajemnicza przygoda Harry’ego powoli została zapomniana.

Pomimo plotek, że porwanie zraziło go do quiddicha, Harry z łatwością zwyciężył w meczach z Ravenclavem i Hufflepuffem i teraz z niecierpliwością czekał na finałowy mecz ze Slytherinem. Im bardziej zbliżał się ostatni mecz, tym chętniej Snape przydzielał mu szlabany.

Zazwyczaj to byłoby bardzo irytujące, ale w obecnej sytuacji Harry był wdzięczny za każdy moment, który mógł spędzić z dala od innych Gryfonów. Hermiona nadal uważała, że Harry nie powinien iść na Przyjęcie Świąteczne w domu Malfoyów i nieświadomie wciągnęła pozostałych członków swojego Domu do planu zniechęcenia przyjaciela do wzięcia w nim udziału. Wszyscy Malfoyowie byli Ślizgonami (poza Hermioną, ale ona w końcu była adoptowana). Malfoyowie byli źli. Malfoyowie zmuszą go do zdradzenia swojego Domu. Malfoyowie sprawią, że będzie musiał robić złe rzeczy. Malfoyowie spuszczą z niego krew i oddadzą ją Snape’owi do eksperymentów. Ten ostatni pomysł spotkał się z niezwykłym entuzjazmem Freda i George’a, którzy szybko stworzyli listę rytuałów, w których używano krwi dziewic, a potem rozbawiali wszystkich opowieściami o potworach zrobionych wyłącznie z macek. Snape, jako anty-Gryfoński dupek, utrzymywał wszystko w równowadze za pomocą swoich jadowitych komentarzy i bezwstydnego faworyzowania Ślizgonów.

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że na taką uroczystość należy się odpowiednio ubrać? – spytał Mistrz Eliksirów konwersacyjnym tonem, gdy Harry zajmował się ucieraniem oczu chrząszczy w kamiennym moździerzu. To był jego czwarty szlaban w tym miesiącu, ale nie mógł sobie przypomnieć, za co właściwie go dostał. W każdym razie miał przygotować chrząszcze na zajęcia drugiego roku.

- Kolega pożycza mi swoje szaty wyjściowe. Obiecał, że transmutuje je tak, że będą na mnie pasować.

- Mógłbyś przecież sam je transmutować.

- Gdybym nie miał ostatnio tylu szlabanów, to może znalazłbym czas, żeby w ogóle uczyć się nowych zaklęć, których nie było na lekcjach – stwierdził ponuro, patrząc na profesora z nadzieją.

Snape posłał mu tylko swój opatentowany złośliwy uśmiech.

- Będę cię eskortował na i z przyjęcia, więc nie łudź się, że zostaniemy tam na dłużej. Masz się tu zjawić odpowiednio ubrany o dziewiętnastej piętnaście, albo wybiorę się tam bez ciebie.

Harry nie odpowiedział i wrócił do miażdżenia żuków w moździerzu, aż w końcu jakąś godzinę później Snape pozwolił mu odejść i umyć się przed obiadem. Był dosyć zadowolony z decyzji swojego opiekuna, żeby skrócić wizytę u Malfoyów do niezbędnego minimum. Szedł tam tylko dla zasady, więc nie podejrzewał, żeby przyjęcie w ogóle było przyjemne.

Święta, które spędzał w Niemczech z rodzicami, zawsze były wyjątkowe. Oboje kultywowali własne świąteczne tradycje, a do tego co roku wymyślali jakąś nową. Nie było natomiast zbyt wiele przyjęć, a te, które się odbywały, nie były zbyt duże, ot kilku najbliższych przyjaciół rodziny i to wszystko.

Natomiast święta w domu Dursleyów w porównaniu wypadały dosyć blado. Cały dom obwieszano tandetnymi dekoracjami, Dudley był jeszcze bardziej złośliwy i rozpieszczony niż zwykle, on natomiast cały dzień spędzał sprzątając lub piekąc ciasta, ciasteczka, czy puddingi. Jednak najgorszą częścią świąt były ostentacyjne przyjęcia, podczas których Harry był zmuszany do ubierania się w jedyne pasujące i porządne ubranie, jakie posiadał, a do tego obrzydliwy zielony krawat w czerwone Mikołaje. Dursleyowie oprowadzali Dudleya, przedstawiając go znajomym z dumą, którą przewyższało tylko kołtuńskie zadowolenie na twarzy jego prosiakowatego kuzyna. Natomiast Harry był przedstawiany jako biedny sierota z rozdzieranego wojną kraju w Europie Wschodniej, którego Dursleyowie przyjęli pod swój dach. Stał tam bez słowa, zmuszony do wysłuchiwania ich nieszczerych, pełnych udawanego żalu przemów i komplementów wobec Dursleyów, którzy byli tak „hojni” i „wspaniali”, że przyjęli go pod swój dach.

Książę z Królestwa MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz