1

742 37 11
                                    

Próbowałam dostać się do swojego mieszkania, usiłując je otworzyć kluczem. Jednak zamek ani drgną. Oparłam czoło o drewniane drzwi i uderzyłam w nie ręką. Do szaleństwa doprowadzał mnie zacinający się zamek. Jim miał wymienić go dawno temu, jednak albo o tym zapominał, albo nie miał czasu. Zapukałam do sąsiadki obok. Poczciwa , starsza, pani Smith, otworzyła drzwi, a między jej nogami na klatkę schodową wybiegł jej rudy kocur Rambo. 

-Dzień dobry.- przywitałam się uprzejmie ze staruszką. 

-Witaj kochanie!- powiedziała donośnie staruszka. -Rambo wracaj do domu!- 

-Mam do pani prośbę. Mogłabym wyjść na balkon? Zamek w drzwiach znów się zaciął i nie mam jak się dostać do mieszkania.- wyjaśniłam, mimo, że w ostatnim czasie często musiałam dostawać się do mieszkania przez balkon. 

-Ten twój Jimmy to oferma.- zaśmiała się pani Smith. -Kto to widział żeby kobieta wchodziła do swojego mieszkania prawie jak włamywacz.- otworzyła szerzej drzwi, abym mogła wejść do środka. W pewnym sensie pani Smith miała racje, Jimmy był ofermą. Był bardzo niezdarny i dziecinny. Jednak potrafił się zachować odpowiednio do sytuacji. To w nim bardzo kochałam. Potrafił poprawić mi humor kiedy oraz był odpowiedzialny kiedy tego sytuacja wymagała. Jednak jego największymi wadami były lenistwo i zapominalstwo. 

Znałam drogę na balkon. Nie różniła się prawie niczym od tej w naszym mieszkaniu. Jednak tutaj najpierw trzeba było wykonać slalom miedzy kocimi zabawkami aby zachować wszystkie zęby. Piórka, piłeczki czy myszki walały się po całej podłodze.  Mimo, że mieszkanie nie różniło się wymiarami od naszego, to było przytulniejsze. Na każdej półce były fotografie wnuczków pani Smith, na półkach były poustawiane figurki, a na ścianach wisiały wyszywane obrazy, przedstawiające konie. Pani Smith lubowała się w rękodziele dlatego na fotelach były zrobione na szydełku narzuty, a na stoliku, biała, również robiona przez staruszkę, serweta. 

Nasze mieszkanie było raczej ubogie w takie rzeczy. Jedyną fotografią jaka u nas na półkach gościła była wykonana przez moją mamę, w dniu kiedy opuściliśmy rodzinną wioskę. Przedstawiła ona mnie i Jima, uśmiechniętych, stojących przy starym fordzie kombi. Był to ukochany samochód Jima. Od czasy do czasu gościły również kwiaty które dostaje od chłopaka po tym jak coś przeskrobię. 

-Dziękuje pani Smith. Mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy. - powiedziałam do staruszki, na co ona się uśmiechnęła. 

-Ja też mam taką nadzieję. Tylko nie zapomnij wtedy o starej sąsiadce i przyjdź od czasu do czasu na ploteczki.- zaśmiała się staruszka. 

-Nie zapomnę.- powiedziałam i wspięłam się na poręcz. 

Jedni mogli by powiedzieć, że takie akrobacje na drugim pietrze są nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Jednak nie miałam najmniejszej ochoty czekać na Jima dwie godziny, aż wróci z pracy i nie znajdzie miejsca do zaparkowania tego starego samochodu. 

Przytrzymawszy się ściany, jedną nogę przeniosłam na swój balkon. Drugą ręką chwyciłam za pręt, pozostałości po starej instalacji elektrycznej. Pochyliłam się do przodu i przeniosłam drugą nogę. Zsunęłam stopy z balustrady i puściłam pręt. Za późno się uchyliłam i oberwałam w głowę lampą. 

-Kurwa.- syknęłam sama do siebie, masując obolałe miejsce. 

Otworzyłam drzwi balkonowe, weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Odwróciłam się, a moje oczy ujrzały walające się ubrania po całej podłodze. Jim zaspał i w pośpiechu, szukając swoich roboczych ubrań, wyrzucił zawartość szafy. Westchnęłam zrezygnowana. Zdjęłam buty, wzięłam je do ręki i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Ułożyłam buty w wąskim korytarzu i podeszłam do drzwi. Poruszałam łucznikiem w jedną i drugą stronę, ale ani drgnął. Zdenerwowałam się i kopnęłam w drzwi od razu tego żałując dlatego, że przez moją stopę przeszła nieprzyjemna fala bólu. Jednak mój ból nie poszedł na marne, bo zamek przeskoczył i po naciśnięciu klamki drzwi się otworzyły. Zamknęłam je z powrotem. Odszukałam pilot i włączyłam telewizor który stał w salonie połączonym z kuchnią i uświadomiłam sobie która jest godzina po tym, jak zobaczyłam czołówkę jednego z seriali tureckich. Zawsze się na niego spóźniam. Zaciekawiła mnie przyczyna mojego szybszego powrotu do domu ale odłożyłam rozważenie tego na później, teraz chciałam uprzątnąć bałagan jaki zrobił Jim. Poskładałam rozrzucone ubrania i umyłam naczynia pozostawione w zlewie. 

Zaparzyłam sobie zielonej herbaty. Pilotem wyłączyłam telewizor. Wygodnie rozłożyłam się na sofie, wyjmując z półeczki pod blatem stolika książkę. Lubiłam takie chwile które mogę spędzić tylko ze sobą. Na co dzień pracuje w warzywniaku na targu. Wrzawa panuje przez cały czas. Każdy chcę sprzedać jak najwięcej produktów, a czym głośniej je zareklamujesz, tym więcej ludzi zainteresujesz. Tym zwiększasz możliwość sprzedaży. Dziesięć godzin nieustannych krzyków i pytań może człowieka zmęczyć. 

Oddając się lekturze zatapiałam się w świat bohaterów. Główna bohaterka wdawała się w gorący romans ze swoim szefem. Ukradkowe spojrzenia, czułe słówka, drobne gesty.  To brzmiało jak z tandetnego romansidła, jednak która dziewczyna nie chciała by się tak zakochać. 

Moje relacje z Jimem może nie były takie jak te w książce. Jednak byłam z nim szczęśliwa. Chociaż czasami miałam wrażenie, że czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Był słodki, seksowny, miał burze jasnych loków i  cudowne niebieskie oczy. Nie był typem bezmózgiego przystojniaka. Kiedy jeszcze chodziliśmy do szkoły na wsi, wszystkie dziewczyny się za nim oglądały, a jak wyszło na jaw, że Jim wybrał mnie, zaczęły się plotki, zazdrość i krzywe spojrzenia. Nie jednokrotnie przez takie plotki płakałam. W tak małym miasteczku szybko się rozchodziły. 

Z mich rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek dochodzący z mojego telefonu. Spojrzałam na telefon, na wyświetlaczu widniała nazwa kontaktu "mama". 

-Halo.- odebrałam.

-Cześć, Lauren! Co tam u ciebie? Długo się nie odzywałaś.- powiedziała, a jej głos emanował radością. 

-Byłam trochę zajęta.- skłamałam.

-No tak rozumiem. Dużo nauki?- zapytała, a ja poczułam uścisk w gardle. 

-Tak mamo.- skłamałam.

-Miałaś o nas nie zapominać!- 

-Wiem mamo, przepraszam. Lepiej opowiedz, co tam u was?- zapytałam.

-Wyjątkowo dobrze! Kukurydza obficie zeszła, tato się cieszy. Twoja siostra zajmuje się źrebakiem. Od razu po szkole biegnie na łąkę.- opowiadała mama.

-Ciesze się mamo, że się układa.- 

-A co tam u Jima?- 

-Jim jest w pracy, mają ostatnio dużo zleceń.- skłamałam. 

-Pamiętaj o nas i dzwoń częściej. Muszę kończyć bo ciotka przyjechała. Pa!- pożegnała się moja mama i rozłączyła zanim ja zdążyłam się pożegnać.

Miałam okropne wyrzuty sumienia, że okłamuje swoją rodzinę, jednak gdyby nie to, dalej mieszkałabym na farmie i codziennie sprawdzała jak kukurydza rośnie. 

Nagle drzwi do mieszkania się otworzyły, a w progu stanął Jim. Był ubrudzony smarem na twarzy, a w ręku miał bukiet tulipanów, co oznaczało kłopoty. 

the sweetest poisonWhere stories live. Discover now