Dzień 1

3K 188 151
                                    

Po przekroczeniu progu mieszkania, jego oczom ukazał się widok jaki zapamiętał w chwili, gdy był tu po raz ostatni. Wszystko stało bądź leżało na swoim miejscu, wiernie czekając na powrót właściciela. Mimo to, czuł się nieswojo, co przydarzało mu się za każdym razem, gdy wracał z jakiejś dłuższej misji. Westchnął, dobrze wiedząc, że wystarczy mu kilka dni, aby na nowo się zaaklimatyzować. Zaciskając dłoń na rączce od walizki, ruszył w stronę salonu, będącego największym z pomieszczeń. Właśnie w nim spędzał najwięcej czasu, o ile takowy posiadał. Czy to na wylegiwaniu się na kanapie i oglądaniu telewizji, czy też uzupełnianiu dokumentów, których nigdy nie było dość. Całe jego życie wiązało się z pracą, w tym dzieciństwo, którego tak naprawdę nie miał. Stawiając bagaż w samym środku pokoju, zaczął się po nim rozglądać, jakby chciał dostrzec jakieś niedoskonałości, bądź zmiany. Jednak rzecz w tym, że jedyną zmianą w tym miejscu, był on sam.

Po otwarciu niemal wszystkich okien, świeże powietrze wypełniło mieszkanie, skutecznie pozbywając się nagromadzonej do tej pory zaduchy. Podczas pobytu w szpitalu nie zamartwiał się przyziemnymi sprawami, takimi jak opieka nad domem, który tak naprawdę tego nie potrzebował. Nie posiadał roślin czy zwierząt, wymagających regularnego doglądania. Może z wyjątkiem kaktusa stojącego na kuchennym oknie, jednak akurat o niego nie musiał się martwić. Zresztą wybrał go nie bez powodu. Chciał mieć choć jedną roślinkę, a że dobrze wiedział jakby się to skończyło, wybrał coś, co nie wymagało większej uwagi. Po całym dniu pracy nie miał głowy praktycznie do niczego, a jego poprzednia Chamedora która skończyła na śmietniku, była tego idealnym przykładem.

Panująca do tej pory cisza, została przerwana wraz z otwarciem okien, przez które prócz świeżego powietrza, przedostały się także miejskie dźwięki. Dla jednych były czymś zbędnym, zupełnie nie potrzebnym do życia. Inni lubili im się przysłuchiwać, zupełnie jakby należały do jakiegoś rodzaju muzyki. Jednak on nie zaliczał się do żadnej z tych grup. Chciał po prost móc je słyszeć, bo tylko one były w stanie zagłuszyć tę nieprzyjemną ciszę, towarzyszącą mu przez większość czasu spędzonego w szpitalu. Oczywiście zdarzały się chwile, w których była przerywana, czy to przez odwiedzających go gości czy lekarza, regularnie badającego jego stan. Jednak był też moment, w którym o wiele bardziej wolał ciszę niż to, co miał usłyszeć z ust doktora.

Siadając na ciemno szarej kanapie, kształtem przypominającej literę "U", oparł się o oparcie, co po chwili okazało się być jego błędem. Czując przechodzący przez plecy mrowiący ból, momentalnie się wyprostował, zaciskając przy tym zęby. Przeklinając się mentalnie za swą głupotę, starał się opanować nieprzyjemne uczucie, które choć z każdym dniem zanikało coraz bardziej, nadal trwało. Choć tak naprawdę nie chodziło o sam ból, a o pewien brak. Między jego plecami, a oparciem od kanapy, nie było już pary potężnych skrzydeł, towarzyszących mu przez całe życie. Ich strata była największym ciosem jaki kiedykolwiek mógł przyjąć. Na samą myśl o tym, że nie zostało po nich ani jedno piórko, które ewentualnie mógłby zachować, miał ochotę zacząć krzyczeć, czym uwolniłby buzujące w nim uczucia. Przez cały ten czasu dusił to wszystko w sobie, zapewniając wszystkich wokół, że jest w porządku. Nie potrzebował współczucia czy zrozumienia. Chciał zmierzyć się z tym sam, nie mieszając w to nikogo innego. A teraz, gdy wrócił do domu, miejsca w którym nikt mu się nie naprzykrzał, mógł w końcu odetchnąć. Ciągłe granie wiecznie uśmiechniętego, skrzydlatego (teraz już nie) bohatera, było naprawdę męczące, zwłaszcza w jego stanie.

Gdy ból odszedł w zapomnienie, ostrożnym ruchem pozbył się zamszowej kurtki o kolorze karmelu, którą po chwili położył obok siebie. Zostając w białym t-shircie, zacisnął dłoń na krawędzi kanapy, podczas gdy drugą wyciągnął w stronę pleców. Opuszkami palców, delikatnie zaczął badać miejsce, gdzie jeszcze nie tak dawno trwała para pięknych, krwistych skrzydeł. Teraz, zostały po nich jedynie dwie blizny, których szczerze się brzydził. Jakby spojrzeć na to pod innym kątem, były one jedyną pamiątką po jego poprzednim życiu. Jednak gdyby miał wybierać, wolałby ich nie mieć, dzięki czemu mógłby spróbować zapomnieć. Ale czy to byłoby takie łatwe? Teraz nawet nie próbował o tym myśleć wiedząc, że kolejne dni będą równie trudne i nieprzyjemne.

𝟽 𝚍𝚗𝚒 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz