Dzień 5

1.4K 130 36
                                    

Wychodząc z budynku w którym spędził dobre kilka godzin, mógł wreszcie odetchnąć. Po wczorajszym telefonie z agencji, wiedział, że będzie musiał się do niej pofatygować, mimo iż nie miał na to najmniejszej ochoty. Nadal miał w sobie bohaterską część, dzięki której wolał nie odkładać czegoś na później i od razu się tym zająć, dzięki czemu teraz miał wolny wieczór. Zatrzymując się spojrzał w pomarańczowe niebo i przymknął na moment oczy. Był zmęczony kilkugodzinnym uzupełnianiem papierów w swoim biurze, za którym nawet tęsknił, tak jak za ludźmi których tam spotkał. Wszyscy ucieszyli się na jego widok i starali traktować jak jajko, co niezbyt mu się podobało. Dziwił się sam sobie, ale o wiele bardziej wolał podejście Dabi'ego, który nie zapewniał mu otuchy czy miłych słówek, mających podnieść go na duchu. Momentalnie skarcił się za myślenie o chłopaku, którego nie widział od wczorajszego wieczoru. Sam już siebie nie rozumiał. Niby chciał się go całkowicie pozbyć ze swojego życia, ale kiedy przyszło co do czego, nie mógł przestać o nim myśleć. To było zbyt trudne, nawet jak na niego.

— Hawks? — Miał zamiar ruszyć w drogę powrotną, lecz nie zdążył postawić kroku, gdy usłyszał za sobą dobrze znany mu głos. Odwracając się do jego właściciela, uśmiechnął się na jego widok. I był to najprawdziwszy uśmiech, jakim nieraz go obdarowywał.

— Tokoyami, dobrze cię... — Nie dane mu było dokończyć, gdy jego uczeń zaskoczył go już po raz drugi tego dnia, zmniejszając dzielący ich dystans i zamykając go w mocnym uścisku. Hawks nie był wcale zaskoczony jego zachowaniem, doskonale je rozumiejąc. W końcu to właśnie on go uratował i był przy nim, gdy niemal umierał mu na rękach. Uśmiechając się nieco delikatniej niż wcześniej, objął chłopaka nie tak mocno jak on jego, lecz z tym samym nastawieniem. Leżąc w szpitalu zdołał się przekonać o troskliwości swojego podopiecznego, który odwiedzał go gdy tylko miał okazję, dopytując o jego stan i samopoczucie. Nie widzieli się odkąd stamtąd wyszedł i szczerze mówiąc było mu z tego powodu strasznie głupio. Już wcześniej miał zamiar się z nim spotkać i sprawdzić co u niego, lecz przez pewne komplikacje, koniec końców tego nie zrobił.

— Jak się czujesz? — Spytał Tokoyami, gdy tylko się od siebie odsunęli. Blondyn widział jak bardzo jest tym wszystkim przejęty, przez co uśmiech nie chciał zejść mu z twarzy. Był mu wdzięczny za wszystko, lecz przede wszystkim za to, że zdołał go uratować.

— Dzięki tobie, świetnie — Złapał się za kark, gdy stojący przed nim chłopak wywrócił oczami.

— Wiesz, że nie o to mi chodziło — Westchnął, słysząc to zdanie za każdym razem, gdy pytał go o to jak się naprawdę czuje. — A poza tym nie powinieneś być w domu i odpoczywać? Jest wieczór. Nie mów, że byłeś cały dzień w agencji.

Hawks już w tym momencie wiedział, że gdyby powiedział mu prawdę, to dostałby ochrzan na temat swojego zachowania, niczym dziecko od matki, gdy coś przeskrobie. Jednak nie mógł być na niego o to zły, wręcz przeciwnie. Wyciągając dłoń, położył mu ją na głowie i zaczął mierzwić jego czarne piórka.

— Tokoyami, naprawdę doceniam, że się tak o mnie martwisz, ale nic mi nie jest — Postanowił w końcu naprostować sytuację, robiąc to w delikatny sposób. Chłopak westchnął i spuścił głowę, uprzednio lekko nią kiwając na znak, że rozumie. Takami zabrał rękę. — Jeszcze raz dziękuję. Za wszystko.

Żadne słowa nie były w stanie wyrazić jego wdzięczności wobec ucznia, który okazał się być wielkim zaskoczeniem. Fumikage podniósł po chwili wzrok.

— To ja dziękuję, że zdecydowałeś się mnie do siebie przyjąć — Hawks doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie, a Tokoyami ich pierwsze dni, w których nie potrafił za nim nadążyć. Teraz wspominali to z uśmiechem na ustach, jednak nadal pozostawał pewien temat, który chłopak zamierzał poruszyć. — Szkoda, że wyszło jak wyszło.

𝟽 𝚍𝚗𝚒 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz