Rozdział 6 — Mamo, nie mogę spać
1.
Ponieważ Klaus nie powiedział Pauline o swoich najmroczniejszych podejrzeniach wobec detektywa Larsa Rohléna — że być może liczy na ściągnięcie na siebie całej uwagi i słusznie oburzonych obywateli — wpuściła Larsa, kiedy w środę rano stanął pod drzwiami Barrów; dała mu jednak jasno do zrozumienia, że nie jest jej potrzebny do szczęścia.
— Siedzi w salonie — powiedziała, odwróciła się i ruszyła z powrotem do sypialni, gdzie w telewizorze jakiś facet w All in the Family żartował z homoseksualistów. — Zaraz i tak miał wychodzić.
Lars, tego ranka ubrał dżinsy, tenisówki i prostą, niebieską koszulę, przez chwilę stał w przedpokoju zamyślony, po czym poszedł do salonu. Nie kłopotał się ściąganiem butów — nie zabawi tutaj na długo.
Klaus siedział na dużym, wysiedzianym fotelu z obtartymi podłokietnikami z sokiem i gazetę w ręku, i styropianową lodówką turystyczną obok siebie. Obejrzał się, kiedy Lars przekroczył próg, po czym znów skupił się na przeglądaniu Aftonbladet.
— Ciekawe — odchrząknął i upił łyk soku. Ani mu się śniło częstować Larsa. — Jestem ciekaw, kto napisał te bzdury. — Aftonbladet z cichym szelestem wylądował na podłodze.
Drugiego fotela nie było, więc Lars opadł na kanapę przy szklanym stole kawowym. Siedział tu już kilka razy, w innych okolicznościach. Spojrzał na gazetę i Klaus przez chwilę miał wrażenie, że chce ją podnieść.
— Nie wiem.
— Piszą, że Ulrika Blixt nie żyje przez zaniedbania ze strony policji, Lars — powiedział, kiedy telewizor w sypialni jego i Pauline ucichł. — To my zajmujemy się tą sprawą i zgadnij z kim chce porozmawiać komendant — prychnął, a potem dodał:
— I prokurator.
Lars wzruszył ramionami.
— Jeśli martwisz się konsekwencjami, obejdziemy je śpiewająco. Ta kobieta nie mogła być zdrowa.
— Nie o to chodzi. Ani nawet nie o jej śmierć. — Odstawił szklankę na stolik. — W związku z tym, że poza Albinem Ulrika nie miała żadnej rodziny, władze miasta wniosły pozew do sądu — zaśmiał się ponuro. — Chcą sprawiedliwości, bo obwiniają nas.
Lars nie czuł zdziwienia, ani nawet zmartwienia. Mieli Wilhelmsena i cały sztab lekarzy, i pielęgniarek jako świadków. Poza tym, był pewien, że w prosektorium zamontowano kamery. Ulrika podpisała też dokumenty i załączyła swoje zeznania do protokołu dobrowolnie. Lars położył nacisk na słowo "dobrowolnie". W końcu wszyscy czekali cierpliwie, aż ta sama pojawi się na komisariacie i złoży zeznania. Cel jego wizyty był zupełnie inny.
— Nie zdołaliśmy wczoraj przesłuchać chłopaka — zaczął. — Matka wywiozła go do Sztokholmu.
Klaus prychnął i w tym momencie, prawdopodobnie po raz pierwszy od kiedy się znali, Lars poczuł się dziwnie mały i przytłoczony. Wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Znowu ogarnęło go potworne zmęczenie.
— Chyba nie rozumiesz powagi sprawy — powiedział Klaus. — Jebane władze miasta pozwały nas wszystkich, z komendantem włącznie.
— To nie jest sprawa o morderstwo — wtrącił Lars, poirytowany zaistniałą sytuacją. — Skup się na tym, co ważne.
Zaczął żałować, że w ogóle tutaj przyszedł. Smród ryb, spodnie rybackie wiszące na krześle i pijak rozwalony na fotelu. Co on niby chciał tutaj ugrać? Miał wrażenie, że Klaus był w stanie chodzić i patrzeć jedynie w linii prostej. Sam półtorej godziny ślęczał nad czterema różnymi wydawnictwami, ale szło mu opornie. Cisza i pustka panująca w domu coraz bardziej grały mu na nerwach. Jenny i Malin wyjechały z miasteczka dwa dni temu, aby przeczekać burzę w domu teściowej, a on został sam ze swoimi myślami. W końcu ułożył na półce w sypialni nowe egzemplarze brukowców i odbitki zamówione w Szpitalu Ogólnym w Örebro, narzucił koszulę i poszedł prosto do Klausa, choć teraz sam nie był w stanie powiedzieć dlaczego. Bez słowa odwrócił się i już miał wychodzić, kiedy w sypialni ponownie rozległ się dźwięk telewizora, a Klaus przerwał ciszę:
CZYTASZ
Piekło Obiecane
Teen FictionW wodach Varpan nie ma nic, czego wcześniej by tam nie było. Coś jednak mąci wodę... Dobrzy ludzie Ängelsberg mogą mieć swoje podejrzenia, ale gdyby ci głupcy tylko wiedzieli, dlaczego Albin Blixt zginął, z pewnością by zrozumieli. Z życiem mieszka...