[PruLiech] Żółte tulipany

117 14 0
                                    

Niepopularny ship - Hetalia writing challeng~

Dochodziła północ, jednak piętnastoletniej Lili nadal nie chciało się spać. Siedziała na balkonie swojej ogromnej rezydencji i obserwowała świetliki gromadzące się wokół jednej z ogrodowych latarni. Z oddali dało się słyszeć pohukiwanie sowy i świergot słowika, które razem z szumem wiatru dawały niezwykły efekt przemyślanej, miłej dla ucha symfonii.
Księżyc świecił wyjątkowo mocno, co dawało posiadłości magiczny wygląd, jakby wszystkie okoliczne tereny spowijała srebrna poświata. Liście drzew i kwiatów kołysały się miarowo pod naporem ciepłego powiewu z zachodu, który jednocześnie z liśćmi rozwiewał także blond włosy dziewczyny, które nieznośnie padały na jej twarz.
Tak więc młoda arystokratka siedziała niemal w bezruchu  wpatrując się w niezwykły urok nocy, jedynie co jakiś czas odgarniając grzywkę za ucho.

- Czemu jeszcze nie śpisz? - usłyszała za sobą dobrze znany jej głos, i odwróciła się w jego stronę.

Drzwi prowadzące na balkon były nieznacznie uchylone, a w szparze pomiędzy nimi a futryną stał Vash. Nie wyglądał na złego, jedynie trochę zaskoczonego, zapewne nie spodziewawszy się spotkać siostry o tej porze.

-Ah, braciszku - zawołała cichutko Lili i lekko się uśmiechnęła - Nie mogłam zasnąć, więc przyszłam tutaj, tu jest znacznie lepiej niż w sypialni.

- Powinnaś już dawno spać, jutro będziesz nieprzytomna - skomentował Vash i przeszedłszy przez drzwi usiadł obok siostry.

Przez chwilę oboje patrzyli w bliżej nieokreślone punkty, a między nimi zaistniała dziwna cisza. Lili wiedziała, że Vash nigdy nie należał do rozmownych osób, ale kiedy milczał, coś musiało być na rzeczy. I raczej nie chodziło tu o nic dobrego.

- Lili... Jest coś, o czym powinniśmy porozmawiać - zaczął i westchnął ciężko - Jesteś już prawie dorosła, i... musisz wyjść za mąż - powiedział po chwili zawahania.

-T-Tak, rozumiem. Czy... wybrałeś mi kogoś, braciszku? - odparła dziewczyna cichutko i skrępowana odwróciła wzrok.

- Można tak powiedzieć - oznajmił blondyn spokojnie - Ale musisz obiecać, że zdasz się na moje decyzje i rady, gdyż leży to na moim sumieniu, abyś dobrze wyszła za mąż - dodał patrząc na nią z powagą.

-Vash - Lili uśmiechnęła się delikatnie. - Nigdy nie śmiałabym wątpić w twoje słowa. Wiem, że lepiej znasz sytuację i zrobisz wszystko, aby zapewnić ludziom z Liechtensteinu bezpieczeństwo, a mi szczęście - powiedziała bez zastanowienia, czym wywołała u brata lekkie zakłopotanie.
Blondyn początkowo nie wierzył w to co usłyszał, jednak po chwili przytulił siostrę do siebie i pogładził ją po włosach.

- Wybrałem dla ciebie najlepszego kandydata z Europy. Jest kulturalny, wykształcony i wszechstronnie uzdolniony. Jestem pewien, że się dogadacie. To... Roderich Edelstein.

***
Kilka miesięcy później ~

Był już wieczór, dochodziła godzina dziewiętnasta. Na obrzeżach Berna stał ogromny dwór, który mimo późnej pory zdawał się tętnić życiem jak nigdy dotąd. W ogrodach rozległej posiadłości panował półmrok, jedynie pojedyncze latarnie oświetlały wąskie dróżki oddzielajace kląby kwiatów, i dopiero co zakwitające, owocowe drzewa i krzewy. Pora na to nie wskazywała, ale w dworze panował istny harmider. Wszędzie, gdziekolwiek spojrzeć, czy to w salach czy na zewnątrz przechadzali się goście - dystyngowani mężczyźni w czarnych garniturach i melonikach, oraz kobiety w ogromnych, szeleszczących sukniach z jedwabiu. Starcy kroczyli o laskach, młodzieńcy swobodnymi ruchami przemieszczali się po rozlagłych salach bankietowych. Starsze kobiety w kolorowych kapeluszach plotkowały siedząc na balkonach jednocześnie paląc fajki, kiedy ich mężowie stawali przy uginających się od potraw stołach i komentowali ostatnie wydarzenia polityczne. Co i raz dało się słyszeć chichot dobiegający z ogrodu, gdzie spotykały się młode pary zakochanych.

Odmęty mojej notatki + challangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz