Gdy czytam książki przenoszę się jakby na ziemię, zamiast chłodu bijącego od metalowych ścian czuję ciepło promieni słonecznych na mojej twarzy, do moich nozdrzy dochodzi zapach kwiatów i wiatru. Jest tak pięknie, inaczej, wtedy czuję, że nie jestem uwięziona w kosmosie.
Dziewięćdziesiąt siedem lat temu katastrofa nuklearna zabiła ludzkość dzięki czemu cała planeta została napromieniowana, ale ktoś przeżył. Dwanaście krajów miało swoje stacje kosmiczne, ale została tylko Arka, zmontowana z pozostałych. Potrzeba stu lat by wrócić na ziemię, cztery pokolenia w kosmosie i ludzkość wróci do domu, na naszą planetę. Zawsze marzyłam by dostać się na ziemię, ale niestety rzeczywistość jest całkiem inna.
- Więzień trzy sześć trzy, twarzą do ściany. - powiedział jeden z wchodzących do mojeje celi strażników.
- Co się dzieje? - zapytałam gdy nie podchodzili.
- Cisza. - uciął drugi, odwróciłam na to lekko głowę i zobaczyłam jakąś skrzynkę. - Prawa ręka. - zaczął podchodzić z jakąś dziwną bransoletą.
- Nie, proszę, nie miałam jeszcze osiemnastych urodzin. - przestraszyłam się, że Jaha postanowił skrócić mój wyrok, ale wiem, że z drugiej strony tata nie pozwoliłby na to.
- Oddaj bransoletkę. - wystawił rekę w moją stronę. Nie mogłam mu jej oddać.
- Nie! Ona należała do mamy! - zaczęłam się szarpać. Udało mi się wyrwać więc uderzyłam z łokcia tego co stał bliżej, a będąc przy wyjściu popchnęłam czarnowłosego strażnika na łóżko.
Gdy wybiegłam na korytarz zobaczyłam, że nie tylko po mnie przyszli strażnicy, więźniowie zostali wyciągnięci ze swoich cel, a Loża w pewnym stopniu opustoszała. Gdy zobaczyłam, że wychodzą z mojej celi zaczęłam biec w drugą stronę.
- Melissa, stój! - wpadłam w kogoś. To był mój tata, Marcus Kane. Bardziej znany jako po prostu radny.
- Tato? - zapytałam przestraszona. Przytulił mnie do siebie. - Co się dzieje? Zabiją nas? - kontynuowałam ze łzami w oczach. Tata odsunął się odemnie i złapał za ramiona.
- Nie Mel, wrócisz na ziemię. Cała setka wróci. - powiedział z lekkim uśmiechem na co popatrzyłam na niego będąc w wielkm szoku. - Wiem, że będziesz bardziej niż o siebie dbać o innych, tak jak twoja mama. - uśmiechnęłam się smutno na te słowa. - Ale uważaj, nie mogę cię stracić. - pogłaskał mnie po włosach i w tym momencie dałam upust łzom i po raz kolejny przytuliłam się do taty. - Kocham cię. - poczułam, że coś wbiło się w moje plecy.
Zaczęłam osuwać się powoli na ziemię, dalej będąc w ramionach taty.
- Obyśmy się jeszcze spotkali Melisso. - usłyszałam te ostatnie słowa po czym zamknęłam oczy.
Pierwsze co do mnie dotarło po otworzeniu oczu było to, że lecę na ziemię, ale wcale nie było mi do śmiechu. Na Arce został mój tata, Bell i Raven, nie byli karani więc nie było opcji by tu się znaleźli. Zaczęłam się rozglądąć. Byliśmy w Exodusie, chyba siedziałam na piętrze, bo dostrzegłam otwór w podłodze. Spojrzałam na swoją rękę i automatycznie syknęłam zaczęłam oglądać urządzenie z każdej strony, aż usłyszałam głos po swojej lewej.
- No witamy śpiącą królewnę. - spotkałam się z wzrokiem uśmiechniętego bruneta z goglami na głowie. Spojrzałam na niego również z uśmiechem. - Ah no tak, zapomniałem się przedstawić. Jasper Jordan, miło mi. A to Monty Green. - przedstawił się i pokazał na machającego w moją stronę azjatę.
CZYTASZ
𝖆𝖎 𝖍𝖔𝖉 𝖞𝖚 𝖎𝖓 ; bellamy blake
Fanfiction𝖆𝖎 𝖍𝖔𝖉 𝖞𝖚 𝖎𝖓 ❛Przy mnie nic ci nie grozi.❜ Gdzie nuklerana wojna zniszczyła cywilizację na naszej planecie, a po wielu latach ze statku z ocalałymi ludźmi, a dokładnej z Arki, zostaje wysłana na ziemię setkamłodocianych przestępców. 【Bell...